Site icon Ostatnia Tawerna

Kto będzie rządził w kosmosie? – recenzja komiksu „Wojna królów: Preludium”

Marvel niejednokrotnie wysyłał swoich bohaterów w kosmos, aby tam toczyli heroiczne boje o władze czy życie innych istot. Tym razem czeka na nas event Wojna królów, w której do walki stają X-Men i Inhumans. Twórcy dorzucają do tego jeszcze Starjammers, Scy’ar Tal i Shi’ar. Zapowiada się więc niezły kocioł.

Jeden, by rządzić wszystkimi?

Wojna królów: Preludium to, jak sam tytuł wskazuje, wstęp do większego wydarzenia. Warto dodać, że przygotowania do niego rozpoczęły się już w X-Men: Mordercza geneza i Uncanny X-Men: Powstanie i upadek Imperium Shi’ar. Tym razem jesteśmy już na samym progu wielkiej, międzygalaktycznej potyczki. Oto Gabriel Summers (brat Cyclopsa), znany też jako Wulkan, po ślubie z Deathbird stał się władcą Shi’ar. Jego władza oparta jest na tyranii, a każdy, kto postanowi mu się sprzeciwić, zostaje skazany na wygnanie lub śmierć. Zdetronizować go chce Alex Summers (kolejny brat wspomnianego Cyclopsa), lub – jak kto woli – Havok, który wraz z grupą wyrzutków z X-Men (m.in. Lorną Dane zwaną Polaris czy Rachel Grey aka Marvel Girl) oraz rebeliantami z grupy Starjammers postanawia położyć kres panowaniu despotycznemu władcy. Niespodziewanie bracia muszą połączyć siły, kiedy obie strony zostają zaatakowane przez rasę Scy’ar Tal.

Tak wygląda główny wątek komiksu. Jednak zeszyt to nie tylko jedna opowieść, ale pięć połączonych ze sobą historii. W centrum wydarzeń niemal przez cały czas pozostają bracia Summersowie, którzy walczą ramię w ramię równie często jak przeciw sobie. Innym istotnym wątkiem jest zemsta Inhumans, prowadzonych przez Black Bolta, na Kree, którymi aktualnie rządzi Ronan. Czy wszechświat jest w stanie wytrzymać tyle zdarzeń jednocześnie?

Kosmiczny chaos

Głównym scenarzystą, odpowiadającym za trzy z pięciu historii w Wojnie królów: Preludium, jest Christopher Yost. Ponadto możemy przeczytać opowieści stworzone przez duet Dan Abnett i Andy Lanning oraz przez Andy’ego Schmidta. Choć wszystkie wątki łączą się ze sobą i nawiązują do rozpoczynającego się eventu, a panowie musieli jakoś się ze sobą komunikować i dogadywać, aby wszystko miało sens, to jednak nie sposób nie zauważyć, że w całość wkradł się spory chaos. Każdy, kto chciałby zabrać się za czytanie zeszytu, musi wpierw choć trochę poznać przeszłość głównych bohaterów. Jest tu bowiem mnóstwo nawiązań do ich dziejów i łatwo się pogubić kto, z kim i dlaczego jest w takich, a nie innych stosunkach. Poza tym mamy tu ciągłą walkę, w której pojawiają się nie dwie, ale aż pięć stron konfliktu! Do tego sporo tu zagrań politycznych. Należy więc uważnie śledzić, jakie właśnie zawiązują się sojusze i w którym momencie się one rozpadają. W przeciwnym razie będziemy musieli przewracać kartki wstecz i sprawdzać, czy dane układy nadal trwają. Jeśli jednak ktoś lubi tego typu konflikty, a świat polityki nie jest mu obcy, będzie z pewnością zachwycony dziełem ze stajni Marvela.

Kolorowy wszechświat

Wojna królów: Preludium ma kilku scenarzystów i aż kilkunastu rysowników! Każdemu z artystów należy się uznanie. Stworzyli oni świetną oprawę graficzną dla opisywanego zeszytu. Przede wszystkim mamy tu do czynienia z całą feerią barw.  Zarówno bohaterowie, jak i wnętrza statków kosmicznych czy same planety są pięknie wyeksponowane. Także gwiazdy w przestrzeni kosmicznej wyglądają prawdziwie. Co ważniejsze jednak rysownikom udało się lepiej zapanować nad chaosem niż autorom! Mamy tu wielkie starcia większych i mniejszych armii, jak i pojedynki jeden na jednego. Artyści nie pozostawiają wątpliwości, kto właśnie wygrywa i po której stronie konfliktu stoi. Potrafią oni ukazać zarówno dramatyczne oraz romantyczne chwile. Odbiorca widzi emocje, jakie towarzyszą poszczególnym postaciom. Bywa bardzo dynamicznie, a za chwilę wszystko zwalnia, by za moment znów ruszyć pełną parą. Obrazy przenoszą nas w samo centrum akcji i pozwalają przeżywać historię wraz z uczestnikami wojny królów.

Starania wydawcy

Należy postawić spory plus przy nazwie polskiego wydawcy komiksu Wojna królów: Preludium, czyli Egmontowi. Abyśmy nie zagubili się w kosmicznych zmaganiach licznych grup, przy okazji każdej z pięciu historii dostajemy krótkie wprowadzenie, opowiadające nam o wcześniejszych wydarzeniach. Dodatkowo wymienieni są główni bohaterowie rozgrywających się wydarzeń. Imiona, nazwiska i pseudonimy wypisywane są nad ich głowami w momencie pierwszego pojawienia się lub wyszczególniani są jeszcze przed rozpoczęciem opowieści, wraz ze stosownymi twarzami postaci. Takie zabiegi znacznie ułatwiają czytanie zeszytu wszystkim odbiorcom.

Wsiądziesz na ten statek?

Wojna królów: Preludium to wstęp do dużego marvelowskiego eventu. Twórcy pokazali w nim wszystkie najważniejsze wydarzenia poprzedzające główne starcie. Czy im się to udało? Trudno stwierdzić. Z pewnością wprowadziło sporo niepotrzebnego chaosu, który może namieszać w głowie odbiorcy. Jednak ostateczną ocenę będziemy mogli wystawić dopiero po przeczytaniu Wojny królów. Czy komiks spodoba się każdemu? Fani Inhumans, braci Summersów czy kosmicznych przygód będą zadowoleni. Osoby uwielbiające grupę X-Men pewnie poczują się nieco zawiedzione. Z kolei jeśli ktoś liczy na przygody rodem ze Strażników Galaktyki – całkiem się rozczaruje. Osobiście oprawa graficzna zeszytu spodobała mi się bardziej niż fabuła. Historia nie jest zła i nie brakuje w niej intryg czy zwrotów akcji, ale czegoś jej brakuje. Może faktycznie główna przygoda uzupełni braki i złączy wszystko w logiczną całość, podnosząc tym samym ogólny odbiór.

Nasza ocena: 7,3/10

Międzygalaktyczne starcie pomiędzy pięcioma zwaśnionymi stronami jest wprowadzeniem do jeszcze większego wydarzenia. Spora dawka zamętu sprawia, że komiks nie każdemu przypadnie do gustu.

Fabuła: 5,5/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 9/10
Exit mobile version