Baśniowe krainy zamieszkane przez magiczne istoty, czarodzieje i czarownice, starożytne klątwy, a pomiędzy tym wszystkim królewska córka, która pragnie czegoś… do wypicia i żeby wszyscy zostawili ją w spokoju. Jak wyszła ta baśniowa komedia? I czy naprawdę wszystko trzeba porównywać do Simpsonów?
Będziesz miała problem z mackami
Akcja animacji rozgrywa się w królestwie Dreamland, rządzonym przez nieco gburowatego króla Zøga. Władca postanawia — w ramach arcyważnego politycznego sojuszu — wydać za mąż swoją jedyną córkę, księżniczkę Bean. Tej jednak nie spieszy się do zostania żoną. Woli absurdalne przygody i mocno zakrapiane imprezy w towarzystwie elfa Elfo i demona Lucille, który za wszelką cenę stara się sprowadzić ją złą drogę. No dobrze, na jeszcze gorszą drogę, bo Bean jest zakałą swojej rodziny.
Postawa Bean wydaje się wzbudzać najwięcej narzekań wśród widzów, jest efektem wychowywania przez ojca, który panicznie boi się czułości, i oddalił się od niej po śmierci matki, znalazł sobie drugą żonę i co chwila wymagał od córki poświęcenia czegoś dla dobra królestwa. Nie jest zatem niczym dziwnym, że księżniczka nie potrafi nawiązywać normalnych kontaktów z innymi ludźmi, co rusz wpada w kłopoty i ma niską samoocenę. Przez to wszystko może być odbierana jako rozwydrzona smarkula. Cóż, jest nieodpowiedzialna, nie do końca radzi sobie z dorosłością, ale nie można odmówić jej lojalności względem nowych przyjaciół i zadziorności. Całe szczęście ma też za sobą cały legion ciekawych postaci, które odwracają uwagę od jej słabszych momentów.
Zrób to, zrób to, zrób to!
Przy animacjach dla dorosłych bardzo zwracam uwagę na aktorów, kryjących się za postaciami. Doceniam nie tylko to, że twórcy zrezygnowali z celebrytów, ale że sięgnęli po talenty sprawdzone w Adventure Time, Awatar: Legenda Aanga, produkcjach Disneya lub Warner Bros. i — a jakże — Simpsonach i Futuramie. Słuchanie ich to czysta przyjemność, a wersję polskojęzyczną włączyłam na kilka minut, by czym prędzej szybko wrócić do głosów Johna DiMaggio, Maurice’a LaMarche’a i Tress MacNeille. Ale nie tylko oni się spisali!
Ten, kto wpadł na pomysł, by znany z Adult Swim komik Eric Andre podkładał głos pod demona Lucille, powinien otrzymać jakąś premię. Andre ma w głosie i sposobie, w jaki gra Luci, zarówno wszystkie grzechy tego świata, jak i godny pozazdroszczenia luz. To jemu przypadają prawie wszystkie najlepsze powiedzonka i żarty. Dobrze sprawił się także Nat Faxon jako obrzydliwie wręcz naiwny elf Elfo, który jest wcieleniem całej niewinności, jakiej brakuje zapijaczonej Bean i zaprojektowanemu tylko do zła i spania na parapetach Luci. Obaj panowie równoważą fakt, że wcielająca się w księżniczkę Abbi Jacobson wypada dosyć płasko, jak na główną bohaterkę z taką przeszłością i skomplikowaną osobowością.
Zbierajcie swoich zmarłych!
Nie oglądałam tego serialu sama. Mój towarzysz stwierdził w pewnym momencie, że z nową produkcją Groeninga jest ten sam problem, jaki on widzi w Świecie Dysku Terry’ego Pratchetta — na początku niemal każdego żartu wiadomo, jaka będzie jego puenta. W przypadku Rozczarowanych nie chodzi nawet o podobieństwa do Simpsonów czy Futuramy, ale o ogólną powtarzalność schematów — jak wóz zbierający zmarłych po ulicach, znienawidzony przez króla błazen, torturowanie więźniów dowcipami o golfie, czy królewska parę, która okazuje się rodzeństwem. Rozumiem tę krytykę, chociaż Pratchetta osobiście uwielbiam. Przy okazji stwierdzam, że to właśnie nie z poprzednimi produkcjami Matta Groeninga Rozczarowani kojarzą mi się najbardziej, ale właśnie ze Światem Dysku, gdzie wyśmiewanie i ubarwianie szablonów ze świata fantasy było na porządku dziennym.
I to jest chyba najlepsze podsumowanie Rozczarowanych. To opowieść oparta na kilku klasycznych schematach z tego gatunku, doprawiona humorem, który już gdzieś kiedyś słyszeliśmy. Jedni mogą uważać to za wadę, wyobrażając sobie jednocześnie, jak szarpią Matta Groeninga za rękaw, by zaczął robić coś naprawdę nowego. Innym może ta animacja przypaść do gustu, znajdą w niej coś ciekawego — czy to pod postacią demona omyłkowo branego za kota, czy polityków i magów, którzy rządzą na drugim planie. Z jakiegoś powodu myślę, że ta pierwsza grupa i tak będzie czekała na drugi sezon, o ile taki nastąpi. Chociażby po to, by zobaczyć, co będzie po wielkim cliffhangerze z finału.
Nasza ocena: 6,5/10
Serial ma swoje momenty, ale też trochę elementów, które wymagają poprawy. Albo całkowitego wycięcia z historii. Liczę na lepszy drugi sezon.Fabuła: 5,5/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa wizualna: 7/10
Oprawa dźwiękowa: 7,5/10