Site icon Ostatnia Tawerna

Krótka lekcja o ekonomii – recenzja gry „Najeźdźcy ze Scytii” Shema Phillipsa

W kinie, zwłaszcza amerykańskim, od dawna istnieje moda na wszelkiego rodzaju remaki. Wychodzą lepiej lub gorzej, ale zwykle nie są tak dobre jak oryginały. Dziś przyjrzę się przykładowi tego zjawiska na scenie planszowej.

Dziadek znad morza

W tym miejscu nie może zabraknąć nawiązania do Najeźdźców z Północy tego samego autora. Chętnie opowiedziałbym Wam, jak wygląda porównanie tego tytułu do jego pierwowzoru – niestety w niego nie grałem. Wiem. Też mi smutno. Zaczerpnąłem jednak opinii tu i ówdzie i wydaje się, że są to dobrze zainwestowane pieniądze. Mechanika ponoć jest teraz bardziej elegancka (zasługa rozwiązań z dodatków do podstawki). Zmieniła się też oprawa graficzna – i tutaj zdania są już podzielone. Dla mnie to także zmiana na lepsze, bo nie przepadam za stylem Mico (m.in. trylogie Północy i Zachodnich Królestw).

Kiwi

Shem Phillips to nowozelandzki twórca gier, który staje się powoli gwarantem jakości i jednym z gorętszych nazwisk w branży. Dzięki współpracy z nieistniejącym już Games Factory pojawił się na polskich stołach. Jakiś czas później Portal skorzystał z okazji i wypełnił niszę po nich, podejmując się współpracy z Garphill Games. Mam wrażenie, że zdecydowanie nie żałują. Trylogia gier o Zachodnim Królestwie rozeszła się jak szarańcza i atakuje z każdej strony na forach planszówkowych. I bardzo słusznie! Pan Phillips udanie eksperymentuje z mechaniką worker placementu, a jego ostatni kickstarterowy tytuł skupia się na układaniu gier na swoim regale. Jest nawet półka wstydu! Świetny pomysł. Sama z kolei przypomina nieco połączenie Sagrady z Piratami 7 mórz. Bardzo udany filler.

Orłem go, orłem.

W pudełku znajduje się duża, ładna plansza, planszetki graczy, kilka talii kart (dowódców, najeźdźców, orłów/koni) i cała masa drewienek. Bardzo dobre wrażenie robią znaczniki – wszystko jest estetyczne i wygląda jak produkt premium (zapasy w formie garnców rządzą!). Jak przypominam sobie czasy Grand Austria Hotel, to czuję, że świat idzie w dobrym kierunku. Same pudełko jak zwykle u tego autora jest dość małe, ale ciężkie i wypchane po brzegi. Za wykonanie na pewno spory plus. Instrukcja przewiduje także tryb dla jednego gracza, ale jako iż nie jest to mój ulubiony rodzaj rozgrywki, to się o nim nie wypowiem.

Meplem go, meplem!

Mamy tutaj do czynienia z grą dla od 1 do 4 osób. Skalowalność jest w niej dobra, w zależności od liczby graczy niektóre pola są lub nie są dostępne. Sama rozgrywka to dość klasyczny worker placement, w którym zbieramy surowce, by móc później najechać na którąś z osad, zdobywając łupy oraz punkty zwycięstwa. Klasyczna mechanika została jednak rozbudowana o kilka kwestii nadających zabawie głębi. Przede wszystkim jest to tworzenie własnej załogi – składającej się z maksymalnie 5 kart plus dowódca. Każda z nich ma jakąś zdolność aktywną i pasywną, które można (jeśli się o to odpowiednio zadba) wykorzystywać do budowania swojej strategii na rozgrywkę. Podczas najazdów kompani będą otrzymywać rany, a umiejętności niektórych wręcz będą nas zachęcać, by ten czy inny odszedł ku zieleńszym pastwiskom.

Drugą fajną mechaniką jest możliwość wyposażania poszczególnych slotów dla załogi w orła i konia. Każdy z nich wiąże się z jakimś bonusem – a to dodatkową siłą, a to punktami zwycięstwa, innym razem umożliwiając wykorzystanie aktywnej umiejętności członka załogi w danej kolumnie. Duże pole  do kombinowania. Bardzo podoba mi się też twist stanowiący sedno rozgrywki, tj. w swoim ruchu nie tylko kładziemy robotnika na jakimś polu, ale także zabieramy jednego z  tych pozostawionych na planszy, wykorzystując także drugą akcję. W rozgrywce na dwóch graczy, gdzie wszystko można sobie stosunkowo łatwo policzyć, nadaje to dodatkową warstwę strategii, minimalizując rolę przypadku. Ostatnią rzeczą, którą chce pochwalić, jest niewielki element losowy, jaki stanowią kostki rzucane podczas najazdów – nutka niepewności dodaje grze smaku.

Warto?

Długo zastanawiałem się, którą z gier Phillipsa lubię najbardziej, i chyba postawiłbym jednak na ArchitektówNajeźdźcy ze Scytii zajmują jednak na liście drugą pozycję. Mniej męczą od Paladynów i osobiście bardziej mi odpowiadają niż Wicehrabiowie. Fillera, o którym wspominałem wyżej, nie porównuje, choć to świetna gra w swojej kategorii. Jedyne, co mi tak naprawdę przeszkadza, to wielkość pudełka. Mogło i powinno być większe. Pasowałoby do Kallaxa, a i porządnym insertem bym nie pogardził.

Nasza ocena: 7,8/10

Bardzo dobra gra worker placement. Wystarczająco różna od swoich kuzynów, by dodać ją do swojej kolekcji. Jeśli nie masz jej pierwowzoru, to sio do sklepu!

Grywalność: 8/10
Jakość wykonania: 8,5/10
Regrywalność: 8/10
Exit mobile version