Kiedy grupa terrorystów używa starożytnego artefaktu, aby przywrócić do życia pradawne zło, emerytowana łowczyni potworów Bridgette McGuire wciąga swojego niczego niepodejrzewającego wnuka Duncana, kustosza muzeum, w świat magii i mistycyzmu. Czyżby legendy arturiańskie były prawdziwe? Przed Wami Raz i na zawsze. Tom 1: Król nieumarły, wydany nakładem wydawnictwa Non Stop Comics.
Czy mógłbym pożyczyć ten miecz?
Głównym bohaterem jest Duncan McGuire, stosunkowo łagodny i spokojny wykładowca akademicki, który zostaje wciągnięty w świat magii i miecza przez swoją polującą na potwory babcię, Bridgette. Wygląda na to, że wszystkie historie, które Duncan kiedykolwiek słyszał o królu Arturze i Excaliburze, były prawdziwe. Co więcej, teraz ktoś postanowił wskrzesić Artura, który według babci Duncana ma powrócić w „najmroczniejszą godzinę Brytanii” – tylko wygląda na to, że nie po to, by ją uratować.
Wracając jednak na chwilę do poczciwiej babuni, to Bridgette McGuire jest uosobieniem Buffy, gdyby ta zabiła wszystkie wampiry i dobrowolnie zdecydowała się spędzić ostatnie lata w błogim domu spokojnej starości. Przynajmniej do czasu incydentu, który był początkiem tego koszmaru. Oj tak, elementów szeroko pojętej grozy zmieszanej z fantasy tutaj nie brakuje, bo co powiecie na podobnego do Króla Lisza Artura i jego złą straż przyboczną – zombie czy panie jeziora, które też dawno pożegnały się z „życiem” i nic sobie z tego nie robią? A, no i zapomniałbym o potworach, tak dokładniej to o jednym, no ale zawsze. Przeciwwagą jest z kolei niewymuszony humor, którego źródło stanowią nasza babcia oraz fajtłapowaty główny bohater.
To człowiek, z którym można się natychmiast identyfikować. Niezdarny, ale o ogromnym sercu. Emerytowana łowczyni potworów to z kolei siła natury, ciągnąca Duncana za sobą na wyprawę, do której bez jego wiedzy przygotowywała go przez całe życie. Tu zresztą spotykamy się z pierwszym minusem (chociaż pewnie nie dla każdego) Raz i na zawsze, bowiem cała ta wspaniała historia pędzi na łeb na szyję, gdy nasi bohaterowie próbują wygrać wyścig z czasem, zbierając informacje i sprzęt oraz stawiając czoła zagrożeniom czy to żywym, czy tym już martwym (a niemogącym najwyraźniej pogodzić się z tym faktem). Do tej kwestii jeszcze wrócę, ale teraz chciałbym pochylić się nad czymś, o czym z ręką na sercu mogę powiedzieć…
…To coś wspaniałego!
Na brodę Merlina, chciałoby się rzec. Kieron Gillen to na pewno utalentowany scenarzysta, ale to, co wyprawia Dan Mora, to po prostu arcydzieło. Powiedzieć, że oprawa graficzna pierwszego tomu trzyma poziom, to jakby nic nie powiedzieć. Jego ogromna dbałość o szczegóły, mimikę, specyficzne postawy i zachowanie każdej postaci… poezja dla oczu. Co więcej, kreska wydaje się z czasem stawać coraz lepsza. Dynamiczne sceny akcji, epicki nieumarły król z wyeksponowanymi wnętrznościami, mięśniami i wystającymi spod nich kośćmi. Może jedynie pewna postać została narysowana zbyt młodo, bo chociaż miała być matką dwóch dorosłych synów, to wyglądała na ich siostrę. Z kolei jej matka była za stara, co psuło trochę wiarygodność przedstawionej historii.
Mimo to zdecydowanie najlepszym elementem tego komiksu jest szata graficzna i nieważne, czy mówimy tu o kolejnych stronach, czy o okładkach poszczególnych numerów. Oczywiście nie mogę zapomnieć o osobie odpowiedzialnej za kolorystykę – Tamra Bonvillain. Niezwykła gama zastosowanych przez nią kolorów i cieni, zwłaszcza psychodeliczne barwy, gdy bohaterzy przechodzą przez granicę innych wymiarów, zostały wykonane perfekcyjnie. W ogóle tła w całym tomie przykuwają wzrok i sprawiają, że czytelnik spędza tyle samo czasu na podziwianiu stron, co na śledzeniu akcji i dialogów. Ten duet artystów nadaje wydarzeniom namacalną energię, od której trudno oderwać wzrok, nie wiedząc, co będzie dalej.
Robisz teraz w rodzinnej firmie
Siła historii, która ma wpływ na rzeczywistość, odgrywa ważną rolę w Raz i na zawsze. Komiks ten opiera się na prawdziwości legend arturiańskich, o czym Bridgette od czasu do czasu przypomina Duncanowi. Szczęśliwie wiedza o tych legendach jest pomocna, ale nie jest wymagana do dobrej zabawy. Wspomniałem wcześniej, że minusem może być fakt, że w ramach fabuły wszystko dzieje się tak szybko, ale muszę przyznać, że nie miałem problemu ze śledzeniem losów naszych bohaterów. Co więcej, wartka akcja bardzo przypadła mi do gustu, bo nie pozwala się nudzić choćby na moment.
Z drugiej strony tak poprowadzona historia sprawia, że czytelnik może odnieść wrażenie, że postacie zostały słabo rozwinięte i tym samym były mało wiarygodne – przynajmniej dwójka z nich nie miała pojęcia o istnieniu zjawisk nadprzyrodzonych, ale szybko zaaklimatyzowała się w tamtejszej rzeczywistości. Duncan bez większych problemów opanowywał umiejętności, takie jak walka mieczem i strzelanie, co po prostu nie byłoby możliwe bez wcześniejszego treningu.
Cóż, tego właśnie wymaga narracja nastawiona na akcję. Historia przeskakuje z jednej sceny do drugiej, nie pozostawiając zbyt wiele miejsca na przerwę. Jak widać, wszystko ma swoje plusy i minusy. Wracając jeszcze do tych pierwszych, to zaletą może być mnogość postaci i nawiązań, bo oprócz samego Króla Brytów, mamy jeszcze Galahada, Króla Rybaka, czy Gawaina, a reszty wymieniać nie zamierzam, żeby nie psuć nikomu zabawy. Nie brakuje też nawiązań do wydarzeń nie tylko historycznych, ale też tych bardziej aktualnych, jak Brexit. No i ta wspaniała oprawa graficzna, tak, wiem, powtarzam się, ale to jeden z najładniejszych komiksów, jaki wpadł mi w ręce.
Podsumowując, myślę, że tom Król nieumarły, wydany w Polsce przez Non Stop Comics, przypadnie do gustu każdemu, kto lubuje się w filmach pokroju Mumii z Brendanem Fraserem, czyli chce poczuć przygodę, lekki dreszczyk emocji i od czasu do czasu się pośmiać. Przy okazji może też dowiedzieć się czegoś o legendach arturiańskich, a nawet jeśli je zna, to Kieron Gillen przedstawia dawne mity na nowo w interesujący sposób.
Nasza ocena: 8,7/10
Zabawna i przyjemna, pełna akcji fabuła, czyli przepis na sukces.
Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa graficzna: 10/10
Wydanie: 9/10