Site icon Ostatnia Tawerna

Kocia postapokalipsa – recenzja gry „Stray”

Jedna z najlepiej ocenianych tegorocznych premier na platformie Steam (w momencie pisania tej recenzji to 97% pozytywnych opinii), olbrzymia popularność i pnące się w górę słupki sprzedaży. Produkcja BlueTwelve niewątpliwie zakasowała konkurencję – co takiego jednak spowodowało, że przemierzający wymarłe miasto przyszłości rudy kocur stał się największym fenomenem wirtualnej rozrywki 2022 roku?

Pierwsze przymiarki do Stray rozpoczęły się jeszcze w 2015 roku, gdy założyciele studia BlueTwelve, Coolas Koola i Vivien Mermet-Guyenet, zdecydowali, że po zatrudnieniu pod egidą Ubisoftu ich kolejnym celem będzie niezależny projekt. Po opublikowaniu pierwszych grafik i uzyskaniu wsparcia nieznanego wtedy wydawcy Annapurna Interactive pracujący nad grą zespół urósł do pięciu osób, a wizja zaczęła nabierać realnych kształtów. Inspirowana Łowcą androidów i Kowloon Walled City oprawa graficzna i rozgrywka zaczerpnięta bezpośrednio z zachowań kotów należących do twórców spięte w całość wzbudzały zainteresowanie już od momentu ogłoszenia gry w czerwcu 2022 roku. Mało kto jednak spodziewał się, że ostateczny efekt przerośnie jakiekolwiek przewidywania.

Uciec, ale dokąd?

Tytułowy przybłęda to kocur żyjący wraz ze swoją rodziną w ruinach cywilizacji i, jak to na przedstawiciela Felis catus przystało, jego głównym zajęciem jest eksploracja otoczenia. Pech chce, że podczas jednej z takich krajoznawczych wędrówek nasz bohater zostaje odseparowany od grupy i trafia do martwego miasta – niekończącego się ciągu przeżartych rdzą i rozlatujących się budynków, zamieszkanych jedynie przez wykazujące niebezpiecznie wiele ludzkich cech roboty. Zaradny kot wkrótce nawiązuje kontakt z jednym z nich, pozbawionym większości pamięci B-12, którego cel okazuje się zaskakująco zbieżny: odnalezienie drogi wyjścia z zasnutej wieczną nocą metropolii. By to zrobić, dwójka bohaterów będzie musiała nie tylko wykorzystać swój spryt, ale i poznać prawdę o przeszłości wymarłego miasta i losie ludzkiej cywilizacji. A także – być może – uratować to, co z niej pozostało.

Choć powyższe streszczenie miłośnikom science fiction może wydawać się cokolwiek ekscytujące, Stray niekoniecznie fabułą samą w sobie stoi – bo jeśli przeanalizować ją z ogólnego planu, ta do najbardziej skomplikowanych nie należy. Zupełnie inaczej ma się już jednak sprawa z uzupełniającym ją światem przedstawionym. Twórcom udała się bowiem trudna sztuka opowiadania historii za pomocą otoczenia; w poszczególnych zakamarkach lokacji zawarto tak dużą ilość informacji, że to historia, która miała miejsce daleko przed wydarzeniami z gry, stanowi jej najbardziej fascynujący element. Odkrywanie kolejnych tajemnic nie tylko powoduje, że parcie do przodu nabiera dodatkowego znaczenia, ale mimo tego, że te oparte są one na wielokrotnie używanych przez popkulturę motywach, wywołuje ten szczególny rodzaj tęsknoty za utraconą na zawsze utopią.

Kraina wiecznego smutku

Stray takie odczucia buduje nie tylko przy pomocy doskonale pomyślanego lore’u, ale w olbrzymiej mierze również oprawy audiowizualnej. Jako słowo się rzekło na wstępie recenzji, zarówno projekt lokacji, jak i paleta barw inspirowane są klasycznymi dokonaniami w obszarze cyberpunku, wymieszanymi z inspiracjami zaczerpniętymi z prawdziwego miasta-ruiny. Jakość opartej o Unreal Engine 4 oprawy graficznej produkcji studia BlueTwelve nie jest przy tym czymś, co redefiniowałoby wirtualną rozrywkę, ale to właśnie dzięki zamysłowi artystycznemu każda z kilku miejscówek ma swój własny urok i stanowi unikalną mieszankę retrofuturyzmu i postapokaliptycznych elementów.

Wrażenia przeznaczone dla oczu stanowią tu integralną całość z uznawaną za jedną z najlepszych w tym roku, niezwykle atmosferyczną ścieżką dźwiękową Yanna Van Der Cruyssena. Muzyka w Stray nigdy nie wybija się na pierwszy plan, ale odgrywa kluczową rolę w budowaniu nastroju zadumy i namacalnego wręcz wrażenia obcowania z czymś, co choć lata świetności ma dawno za sobą, nadal jest warte uratowania. Innymi słowy zatem, spójność wizji jaką gra chce nam zaprezentować, to bodaj kluczowy aspekt stawiający ją na czele stawki tegorocznych produkcji.

Kocie sprawy

Błędem byłoby jednak myślenie, że wartość Stray ogranicza się jedynie do wzbudzającego nieuniknione refleksje, cokolwiek wypełnionego smutkiem przekazu – w opozycji do takiego stanu rzeczy stoi bowiem sama rozgrywka, która pozwala na robienie wszystkich tych rzeczy właściwych dla reprezentantów kociej rodziny, które prezentowane są na kolejnych youtube’owych kompilacjach wideo. Obok skakania po dachach budynków i wykonywania kolejnych prowadzących nas ku finałowi zabawy zadań będziemy mogli również zrzucać puszki z farbą, przebiegać po komputerowych klawiaturach czy klawiszach fortepianów, drapać dywany i sofy czy wreszcie… spać. Choć mogą wydawać się błahe, wszystkie te drobnostki nadają kociemu bohaterowi autentyczności i zwyczajnie wywołują uśmiech na twarzy – w sam raz przed co bardziej dokładną eksploracją otoczenia.

Ta z kolei stanowi rdzeń proponowanej przez produkcję zabawy. Jak to bowiem z kotami bywa, będziemy mieli możliwość przeciskania się przez miejsca niedostępne dla innych bohaterów czy odnajdywania kolejnych ścieżek prowadzących do ukrytych lokacji. Trudno co prawda mówić tu o drugim Dishonored i jego alternatywnych sposobach na wykonanie poszczególnych zadań, bo Stray to jednak rzecz zdecydowanie mniejsza i bardziej liniowa, ale w ramach zaproponowanej przezeń skali wypada docenić to, że „lizanie ścian” w poszukiwaniu dodatkowych treści jest przez grę wynagradzane. Obok zwiedzania poszczególnych miejsc czeka nas również kilka sekwencji ucieczkowych, a także odrobina walki. Choć trudno powiedzieć, by takich gameplayowych przerywników było szczególnie dużo, udanie realizują założony cel urozmaicenia rozgrywki.

Udana eskapada

W branży elektronicznej rozrywki znajdziemy na pęczki pozycji, których znakomicie opracowane elementy składowe tworzą całość znacznie słabszą, niż gdyby rozpatrywać je z osobna. Ze Stray jest niemal dokładnie na odwrót – o ile trudno grę francuskiego dewelopera uznać za przełomową w jakimkolwiek aspekcie, jej siła leży w spasowaniu wszystkich części składowych. Można przy tym dyskutować, czy rzeczywiście mamy tu do czynienia z produkcją zasługującą na cały ten wywołany dookoła szum – ale rudemu kocurowi nie można odmówić, że dokładnie wie, dokąd zmierza i… rzecz jasna, spada przy tym na cztery łapy.

Nasza ocena: 8,5/10

Niekoniecznie wielka w skali, ale wypełniona pasją i przemyślana produkcja z protagonistą, którego nie da się nie polubić.

Grafika: 8/10
Udźwiękowienie: 9/10
Fabuła: 8/10
Grywalność: 9/10
Exit mobile version