Site icon Ostatnia Tawerna

Kobiety i wojna – recenzja komiksu „Potężna Thor: Thor Wojny” t. 4

Kolejny przygód kobiecej Thor. Tym razem jednak mamy do czynienia z pokłosiem wydarzeń, które nastąpiły po Tajnych Wojnach oraz z pewnym racjonalnym i żeńskim spojrzeniem na to, jaki sens ma destrukcyjny konflikt, zwany wojną.

Nadchodzi nowy Thor

Mało wam różnych dziwnych wersji tego samego nordyckiego boga? To poczekajcie, bo nie widzieliście najlepszego. Podczas gdy kampania Malekith przeciwko innym królestwom trwa w najlepsze, senatorowie Salomon z Midgardu, Volstagg z Asgardu i Milkmane z Alfheim udają się do Gór Skornheim w Nidavellir, aby spotkać się z Elfami Światła. Tam dochodzi jednak do wielkiej tragedii, w wyniku której tajemnicza wersja Mjolniru, prześniona ogniem walki przyzywa nowego Thora, który pragnie tylko jednego – wojny.

Ten tom zabrał czytelników z powrotem do trwającego konfliktu z Malekithem, lecz w zupełnie innym wydaniu. Nużąca od kilku tomów historia kobiecej Thor, została ukazana z drugiej strony, bowiem przez pryzmat jej wroga. Ponadto pokazała nam, jak poważna jest wojna i jakie koszta i konsekwencje ze sobą niesie. Wprowadzenie innego Thora odebrało wątek fabularny Jane Foster. To sprawiło, że było ciekawiej, było czuć spory powiew świeżości. Biorąc to pod uwagę, trzeba przyznać, że Aaron wykonał bardzo dobrą robotę, pokazując realia konfliktu zbrojnego.

Główny scenarzysta serii ma swoje wzloty i upadki, choć generalnie trzyma się pewnej dobrze wypracowanej koncepcji, co bardzo dobrze widać. Pozbawił boga piorunów jego głównego atrybutu i oddał w ręce słabej i schorowanej kobiety, po czym zaczął ukazywać, że świat który kręci się wokół Thora jest jeszcze gorszy niż mogliśmy przypuszczać. Dlaczego? Może to przez punkt widzenia kobiety? Przed nami wielki finał, który popchnie serie w zupełnie nowe, nieodkryte rozdroża. Warto więc śledzić dalej przygody Jane Foster.

Mordobicie z drugim dnem

Malkontenci mogą powiedzieć, że kolejna personifikacja Thora jest zbędna i wystarczy już tego cyrku z różnymi wersjami. Cóż, zgodzę się, może tak komiksy superbohaterskie poszły by w zupełnie inną stronę? Niemniej jednak, Thor Wojny stanowi dobrą przenośnię wojny – coś na wzór Aresa z DC Comics. Choć wizualnie podobny do Odinsona i panny Foster, to nie kieruje się tym, czym nasi ulubieńcy. Jego postawa prezentuje bezwzględnego berserkera, który nie zatrzyma się przed niczym.

Wszystko to jak zwykle ozdobione ciekawymi baśniowymi obrazkami, za które w głównej historii odpowiadają Russell Dautermani Matthew Wilson. Na planszach ogień przybiera formę i kształt tego, którego znamy z wizualnych prezentacji wikingów, a ponadto czuć ducha postępu i współczesną kreskę, chociażby w ostry, przecinających niebo błyskawicach. Wizualna strona może zbyt dominuje nad tekstem, przez to nie komponuje się z nim za dobrze, niemniej jednak cieszy ona bardzo nasz zmysł wzroku.

Czy poleciłbym ten kolejny tom? Tak, i to nie tylko osobom, które czytały poprzednie tomy. Co prawda nowi czytelnicy nie śledzący serii mogą mieć małe problemy z wejściem w główny wątek fabularny, ale mimo wszystko warto się zapoznać z tym niepozornie brzmiącym tytułem. Kolejnym atutem są sami bohaterowie, bowiem cała masa interakcji i wzajemnych relacji, targająca bohaterami, to nic innego jak zapowiedź swego rodzaju Ragnaroka.

Nasza ocena: 8,7/10

Więcej Thora, więcej Mjolnira, więcej walki, więcej uczuć… Wszystko więcej i lepiej!

Fabuła: 10/10
Bohaterowie: 9/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 7/10
Exit mobile version