W mrocznych korytarzach sieci kosmicznych wraków czai się niewysłowiona groza. Oddział elitarnych wojowników Kosmicznych Marines musi się mieć na baczności, bo za każdym zakrętem czyha zagrożenie. Jak sobie oni poradzą w tej odsłonie serii Space Hulk?
Kosmiczny Kadłub powraca po raz n-ty
Space Hulk: Tactics jest siódmą oficjalną adaptacją kultowej gry planszowej o eksploracji sieci kosmicznych wraków od wydawnictwa Games Workshop. To dość dużo, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że to czwarte podejście do tego tematu w przeciągu zaledwie ostatnich 5 lat. Zachodzi zatem słuszne podejrzenie o to, czy nie dochodzi do wtórności. Przyjrzyjmy się zatem jaki twór przyszykował dla nas kult Mechanicum od Cyanide Studio.
Odprawa przed misją
Fabuła gry podzielona jest na dwie kampanie. Możemy pokierować elitarnym oddziałem terminatorów z zakonu Krwawych Aniołów lub – i to jest novum dla wersji cyfrowych – wcielić się w hordę krwiożerczych genokradów. Sama historia w obu przypadkach jest mierna i niezbyt wciągająca. Ot mamy kilka przerywników filmowych na silniku gry, kilka statycznych dialogów przeczytanych przez aktorów i nic ponad to. Nie jest to jednak zaskakujące, albowiem strategie Space Hulk nigdy nie błyszczały na tym punkcie. Dlatego tak ważna jest mechanika, ponieważ to ona przyciągnie nas na długie godziny albo odrzuci od tytułu.
Powolne tryby
Podstawowa rozgrywka została zaczerpnięta bezpośrednio z analogowego pierwowzoru. Mamy zatem do czynienia z klasyczną strategią turową, w której postacie prowadzone przez gracza mogą wykonać określoną liczbę działań zależną od posiadanych punktów akcji. Tymi czynnościami może być na przykład ruch, atak, interakcja z otoczeniem lub przejście w tryb strażniczy. Banał, sztampa, nuda i nic przełomowego. Taką mechanikę proponowała nam już poprzednia adaptacja, Space Hulk Ascension od wydawnictwa Full Control ApS.
Dlatego Cyanide Studio postanowiło dodać coś od siebie, czyli mechanikę specjalnych kart. Każda z postaci w drużynie ma dostęp do czterech i z nich tworzona jest talia wspólna dla całej drużyny. Te specjalne zagrania można wykorzystać na dwa sposoby. Pierwszy to opłacenie kosztu w punktach dowodzenia, które otrzymujemy co turę, aby uzyskać pewien dość mocny efekt, na przykład to, że następny atak będzie automatycznym trafieniem. Z drugiej strony raz na rundę możemy zamienić taką kartę na dodatkowe punkty akcji. Choć taka mechanika jest nowa w tej serii, to niestety nie ma aż takiego pozytywnego wpływu na rozgrywkę.
Jest ona zdecydowanym ułatwieniem rozgrywki, co moim zdaniem nie jest dobrym rozwiązaniem. Grałem w ten tytuł na wysokim poziomie trudności i przyznam się szczerze, że zupełnie nie czułem z tego powodu wyzwania. Praktycznie cały czas miałem świadomość, że oprócz dostępnych punktów akcji, mam zawsze kilka w zapasie dzięki karcie, którą wymienię lub w najgorszym razie wykorzystam dla automatycznego sukcesu. Zero stresu, a prędzej znużenie. Tak sprawa wygląda, kiedy staniemy po stronie Kosmicznych Marines. A co jeśli pokierujemy krwiożerczymi obcymi?
Kiedy przejmujemy pod swoją komendę stado genokradów, gra całkowicie zmienia swoje oblicze. Teraz zamiast ostrożnego poruszania się i ciągłego ustawiania w trybie strażniczym, staramy się zalać przeciwnika hordą potworów z kosmosu. Obcy walczą tylko wręcz, więc gra staje się przez to mniej finezyjna, ale nie gorsza. Zamiast frontalnego ataku, trzeba kombinować jak tu obejść przeciwnika, aby zaatakować od boku lub tyłu. Wprowadza to też trochę świeżości, bo trzeba być tą aktywną stroną, a nie można posuwać się bezpiecznie w żółwim tempie. Dodatkowo otrzymujemy możliwość korzystania z fałszywych znaczników zagrożenia, aby ukryć przed AI nasze zamiary i wciągnąć żołnierzy w zasadzkę.
Przepraszam, ale czy jest coś nowego?
Oprócz kampanii genokradami i mechaniki kart, Space Hulk: Tactics daje nam dostęp do jeszcze jednego całkowitego aspektu gry, który do tej pory nie pojawiał się w serii, a mianowicie generator misji. Użytkownik ma możliwość samemu stworzenia od zera całej planszy, włączenie z rozmieszczeniem punktów startowych, zadań dla każdej z frakcji etc. Tak stworzoną mapę można udostępnić w sieci i poddać ocenie innym graczom. Jest to przyjemny dodatek do tej serii, ponieważ do tej pory gracz mógł rozegrać do tej pory tylko zawczasu przygotowane misje kampanijne. Brakowało powiewu świeżości i pod tym względem kult Mechanicum od Cyanide Studio zrobił to dobrze.
Włączyć podgląd audiowizualny
Mechanicy z Cyanide Studio przyłożyli się do swojej pracy. Jednostki Kosmicznych Marines i obcych są dopracowane i wyglądają bardzo ładnie. Korytarze przemieszczanych przez nas kosmicznych wraków są szczegółowe i trzymają odpowiedni klimat, zależnie od tego do czyjej rasy przynależy dany pojazd. Szczególnie dobrze widać to wtedy, kiedy kierujemy Kosmicznymi Marinsami, ponieważ możemy wtedy przełączyć się na tryb pierwszoosobowy i z bliska oglądać detale otoczenia i przeciwników, którzy za blisko podejdą. Podobnie jest przy krótkich scenkach, które prezentują nam wyłaniających się z mroku obcych oraz wyniki starć w walce wręcz.
Przyjemność sprawia także część audio. Genokrady przerażająco syczą i warczą, kiedy zbliżają się aby rozszarpać zakutych w pancerze wojaków. Elitarni terminatorzy odpowiadają pełnymi powagi głosami odpowiednimi do mrocznego klimatu uniwersum Warhammera oraz ogniem swych broni, które pasują do poszczególnych mniej lub bardziej konwencjonalnych części uzbrojenia, takich jak karabiny szturmowe, działa plazmowe czy piły łańcuchowe
W kosmosie nikt nie usłyszy Twojego krzyku… rozpaczy
Do tej pory pisałem o pozytywach, a jeśli nie, to przynajmniej o neutralnych cechach tytułu. Ale przyszła pora na gorzką część tej pigułki. Powiedzmy to sobie otwarcie. Space Hulk: Tactics nie jest grą dobrą. Może i ładnie wygląda, ma jedną, czy drugę małą nowość, ale poza tym jest całkowicie odgrzewanym kotletem. I to w mikrofali.
Nie istnieje coś takiego jak rozwój postaci, a ich personalizacja ogranicza się jedynie do wymiany wyposażenia, które jest rozdawane bardzo rzadko. W przerywnikach filmowych pojawia się tylko sierżant naszego oddziału, więc graczowi jest bardzo ciężko utożsamiać się z resztą wojaków. Szczególnie, że nie istnieje coś takiego jak permanentna śmierć. Jeśli jednostka otrzyma obrażenia, to zostanie teleportowana z pola bitwy i będziemy mogli z niej skorzystać podczas następnej misji. Za swe pomyłki gracz jest karany tylko na potrzeby bieżącej gry, bez większych konsekwencji.
Sztuczna inteligencja też nie radzi sobie najlepiej. Co tu dużo mówić, deweloperzy dopiero niedawno naprawili błąd, że jeśli jakieś pole było pilnowane przez marinsa z włączonym trybem strażniczym, to AI genokradów uznawało to pole za niedostępne. Pozwalało to na doprowadzenie do tak kuriozalnych sytuacji, że jeśli misja polegała na przejściu z punktu A do punktu B, to dało się ją wykonać bez oddania jednego strzału. W przypadku, gdy przejmowaliśmy stery nad hordą obcych, to nie pojawiały się już takie problemy i prowadzone przez komputer jednostki śmiało parły naprzód, ale zdarzało się, że przeprowadzenie tury trwało wystarczająco długo, aby zanudzić gracza. Powodowało to, że gra szybko zaczynała się dłużyć i traciła na atrakcyjności.
Skoro jesteśmy przy technikaliach, to użytkownik bardzo szybko może się przekonać, że sterowanie w tym tytule zostało stworzone ewidentnie pod kątem obsługi pada. Następnie myszka i klawiatura zostały dopasowane, ale dość często czuć, że mimo wszystko naturalniejszy w użyciu byłby kontroler. Niby takie nic, bo czas nas nie goni i decyzje można na spokojnie podejmować, ale momentami czuć ten piasek w trybach maszyny.
Ostatnim gwoździem do tej kosmicznej trumny jest słaba lokalizacja na nasz piękny język. Widać bardzo dobrze, że tłumacze pracowali bez kontekstu. Widoczne jest to przede wszystkim przy tytułowym Space Hulk. Tytuł słusznie w oryginale, ale już w dialogach postaci co i rusz dowiadujemy się o tym, że wyruszamy na badanie “kosmicznego Hulku”, czy podobnego innego potworka. Aż przykro się to czytało.
Podsumowanie misji
Chęci adeptów z Cyanide Studio były dobre. Chcieli zachować ducha planszowego pierwowzoru i dodać coś od siebie. Niestety skończyło się na dość ciężkostrawnym daniu, które można spożyć, ale z przyjemnością jest już gorzej. Ładna grafika i zadbanie o szczegóły zostało zamaskowane przez przeciętną sztuczną inteligencję przeciwników i model rozgrywki gorszy niż u poprzedników. Space Hulk: Tactics nie jest grą tragiczną. Ma swoje momenty i czasem może sprawić przyjemność, ale bardzo daleko mu do gry dobrej. Niestety…
Nasza ocena: 5,5/10
Dobre chęci, które jednak proponują bardzo mało świeżości przy tym odgrzewanym kotlecie. Na tle konkurencji prezentuje się zdecydowanie poniżej przeciętnej. A szkoda.Grafika: 8/10
Udźwiękowienie: 9/10
Fabuła: 2/10
Grywalność: 3/10