Site icon Ostatnia Tawerna

Jubileuszowe zagadki – recenzja komiksu „Kapitan Ameryka: Człowiek bez twarzy” t. 5

Czwarty tom Kapitana Ameryki miał być w założeniu ostatnim z serii. Egmont jednak zmienił decyzję i postanowił obdarować fanów dwoma dodatkowymi komiksami! Pora więc przyjrzeć się, co czeka na nas w piątej części zatytułowanej Człowiek bez twarzy. Uwaga, tekst zawiera spoilery dotyczące poprzednich numerów!

Różne historie

Steve Rogers nie żyje. Jego kostium przejął Bucky Barnes, który wciąż myśli o przeszłości i czasach, kiedy to był Zimowym Żołnierzem i egzekutorem na usługach ZSRR. Teraz musi porzucić niedawno otrzymaną tarczę i zrobić porządki z dawnym wrogiem. W swej walce nie będzie sam. Może bowiem liczyć na wsparcie swej ukochanej, czyli Czarnej Wdowy. Tymczasem wspomnienia zatarte przez doktora Faustusa zaczynają powracać do agentki Carter. Kobieta wie już, że straciła dziecko, a wcześniej pociągnęła za spust, zabijając tym samym Rogersa. Coś w tym wszystkim jej jednak nie pasuje i wraz z Falconem, Luke’iem Cage’em oraz nowym Kapitanem zamierza rozwiązać tę zagadkę.

Wszystko kręci się wokół rocznic

Za scenariusz do Człowieka bez twarzy odpowiada twórca, którego fanom komiksów przedstawiać nie trzeba. Ed Brubaker po raz kolejny przedstawia nam historię Kapitana Ameryki i tworzy ją na wzór ponurego kryminału, a nie zeszytu superbohaterskiego. Ta sztuka udaje mu się znakomicie. Oczywiście jest tu sporo akcji, walk i pokazów akrobatycznych niemożliwych do wykonania przez zwykłego człowieka. Przede wszystkim jednak wraz z bohaterami rozwiązujemy kolejne zagadki oraz poznajemy nowe tajemnice. Przy okazji mamy tu do czynienia nie tylko z biciem złoczyńców, ale głównie z wewnętrznymi rozterkami poszczególnych postaci. Tym razem zobaczyć możemy kilka różnych dłuższych i krótszych przygód Bucky’ego Barnesa. Wszystkie wiążą się z kilkoma ważnymi rocznicami. Po pierwsze urodziny świętuje wspomniany bohater (dzięki temu swój gościnny występ podczas imprezki zaliczają nawet Spider-Man i Wolverine). Oprócz tego obchodzona jest właśnie pierwsza rocznica śmierci Steve’a Rogersa. Z kolei poza fabułą czytelnicy doczytali się 600 numeru komiksu z serii Kapitan Ameryka! Zapewne właśnie ten fakt sprawił, że Dom Pomysłów dorzucił nam wcześniej wspomniane eventy. Dla fanów oznacza to zeszyt, w którym nie brakuje wspominek i retrospekcji z czasów II wojny światowej oraz późniejszych losów Rogersa. Dostaliśmy także zbiorowe wydanie, w którym różni rysownicy postanowili uczcić okrągłe wydanie. Egmont z kolei dodał nam również humorystyczną scenkę z niejakim Carlem Zante, opowieść Joego Simona, czyli jednego z twórców Kapitana Ameryki, dotyczącą Jacka Kirby’ego oraz „tablicy ogłoszeń”, a także krótki komiks narysowany przez legendarnego Gene’a Colana. Wszystko to sprawia, że Człowiek bez twarzy jest jednym z najbardziej niezwykłych numerów, który fani z pewnością docenią!

Wisienka na torcie

Jeśli czytaliście poprzednie tomy z serii Kapitan Ameryka stworzone przez Brubakera, to warstwa graficzna nie powinna Was zaskoczyć. Scenarzysta bowiem ponownie współpracował ze Steve’em Eptingiem i Jacksonem „Butchem” Guice’em, których prace oglądać mogliśmy niejednokrotnie. Panowie nadal starają się skupiać przede wszystkim na twarzach postaci, ale nie brakuje tu także charakterystycznych scen walki, w których mamy nieco rozmazania oddającego ruch bohaterów i otoczenia, oraz licznych szczegółów w tle. Nowym rysownikiem jest tu natomiast Luke Ross. Nie spodziewajcie się jednak jakichś drastycznych zmian. Artysta najwyraźniej postanowił wziąć przykład ze swoich kolegów po fachu i nie wprowadzać nowości, przez co większość kadrów wygląda, jakbyśmy mieli do czynienia z jednym, a nie z trzema ilustratorami.

Zupełnie inaczej prezentują się natomiast krótkie historie, w których dawni znajomi i wrogowie wspominają Steve’a Rogersa. Tu mamy cały przekrój różnych stylów: od kojarzącej się z dawnymi czasami historią Crossbones i Sin, poprzez przepiękne Delirium Red Skulla, aż do kreski dominującej w zeszycie, a obecnej m.in. w Czuwającym. Pod koniec albumu znajdziemy także zabawną anegdotkę z życia podszywającego się pod Kapitana Amerykę wąsatego Carla Zante. Prawdziwą gratką dla fanów będzie natomiast arcydzieło w wykonaniu wspomnianego wcześniej Gene’a Colana. To właśnie on nazywany jest pionierem rysowania określanego jako „malowanie ołówkiem”. Zaprezentowana w omawianym numerze przygoda zatytułowana Czerwień, biel i krwisty błękit to prawdziwy majstersztyk. Przy okazji Egmont zadbał o krótką notkę dotyczącą artysty, abyśmy dokładnie wiedzieli, z jaką legendą mamy do czynienia.

Dodatki lepsze od treści?

Kapitan Ameryka: Człowiek bez twarzy raczej nie każdemu przypadnie do gustu. Przede wszystkim trzeba znać dobrze poprzednie tomy, aby w ogóle odnaleźć się w historii. Scenariusz jest tu dość ponury, mroczny i nieco zawiły. Przewijają się przez niego liczne retrospekcje i wewnętrzne spory głównych bohaterów. Brubaker po raz kolejny daje nam kryminał z Kapitanem w roli głównej. Pojawiają się tu również nowe wątki, więc jeśli zamierzacie sięgnąć także po zapowiedziane już Odrodzenie, to tom piąty koniecznie musicie dokładnie poznać. Ogromne wrażenie mogą z kolei zrobić na Was dodatki. Historie, wspomnienia czy pokazy umiejętności ilustratorów to świetny bonus, za który należy podziękować Egmontowi. Jest tu także rocznica 600 numeru komiksu, więc fani przygód tytułowego superbohatera nie mogą przejść obok tego tomu obojętnie!

Nasza ocena: 7,6/10

Prawdziwa gratka dla fanów Kapitana Ameryki!

Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 7/10
Oprawa graficzna: 7,5/10
Wydanie: 10/10
Exit mobile version