Pamiętacie czarownicę Sabrinę oraz jej kociego kompana, Salema? To teraz wyobraźcie sobie, że Sabrina jest lekko zblazowanym, dwudziestokilkuletnim korporacyjnym karierowiczem, który zostaje wplątany w kryminalną aferę o magicznym podłożu, a zamiast kocura ma pod ręką otyłego – i bardzo drażliwego na tym punkcie – mopsa.
Lennart Malmkvist i osobliwy mops Buri Bolmena ukazał się w księgarniach w listopadzie, będąc jednocześnie debiutem autora, Larsa Simona, jeśli chodzi o polskojęzyczne wydania jego twórczości. Dziwaczny – a może powinienem rzec: osobliwy? – tytuł oraz ładnie wykonana okładka z uroczym psiakiem z przodu i intrygującym opisem z tyłu niewątpliwie budzą zainteresowanie już na pierwszy rzut oka. Co tak naprawdę znajdziemy w środku?
Potrzebuję nauczyciela magii… albo wizyty u terapeuty
Przede wszystkim warto jednoznacznie stwierdzić, że mamy do czynienia z powieścią wpisującą się do pewnego stopnia w podgatunek fantastyki zwany urban fantasy. Nie odwiedzimy więc żadnych baśniowych krain, główny bohater nie znajdzie też furtki – ani szafy – do alternatywnej rzeczywistości. Tutaj magia i inne nierealistyczne elementy są znacznie bardziej subtelne, i stanowią ukrytą, ale integralną część naszego współczesnego świata.
Z tego też względu tytułowy Lennart Malmkvist dość mocno przeżywa zderzenie z czarodziejską stroną rzeczywistości i w pierwszej chwili myśli sobie to, co pewnie każdy z nas pomyślałby na jego miejscu: chyba mam coś nie tak z głową! Trudno mu się zresztą dziwić, bowiem niewytłumaczalnym i zdarzającym się pozornie przypadkowo ponadnaturalnym fenomenom towarzyszą zupełnie namacalne, stresujące wydarzenia. Jego zdziwaczały, ale poczciwy sąsiad zostaje zamordowany, Lennart traci pracę po zrujnowaniu ważnej prezentacji, zupełnie wbrew swojej woli zostaje opiekunem spasionego mopsa, a do tego koleżanka z firmy po wspólnie spędzonej nocy znika i zaczyna nękać go niepokojącymi telefonami. Ostatecznie jest tego aż nadto, by dostać rozstroju nerwowego, prawda?
Czarodzieje też czasem dzwonią na policję
Nie zdradzając szczegółów, mogę zatem napisać, że duża część powieści opowiada przede wszystkim o radzeniu sobie z życiowymi perypetiami oraz o oswajaniu się z tajemnicami, nowymi sytuacjami i doświadczaniem tego, co niemożliwe. Wątki wyraźnie fantastyczne przybierają zaś na znaczeniu dopiero pod koniec książki – ale nic w tym złego, bo Lennart Malmkvist i osobliwy mops Buri Bolmena radzi sobie zupełnie dobrze na gruncie detektywistyczno-obyczajowym.
Przyznam, że do lektury zabierałem się z pewnym niepokojem. Naładowany osobliwościami opis i zastanawiająco „pocieszna” okładka wywołały u mnie podejrzenia, że mogę mieć do czynienia, albo z kolejnym young adultem niskich lotów, albo z jedną z „szalonych” skandynawskich powieści, które po prostu ciskają w czytelnika coraz to większymi i liczniejszymi dziwactwami, sprawdzając, ile wytrzyma i opierając swoją wartość na szybkim i łatwym shock value. Na szczęście myliłem się całkowicie!
Zarówno codzienne, jak i niecodzienne kłopoty Lennarta i jego przemyślenia na ich temat potrafiły mnie w jakimś stopniu zaangażować, gdyż dotykają one wielu tematów bliskich zwłaszcza młodym ludziom, próbującym odnaleźć się w miejskiej rzeczywistości i określić swój stosunek do kwestii takich jak rodzina, kariera i szeroko pojęta odpowiedzialność. To wszystko stanowi jednak tylko pewne tło, ponieważ tytułowy bohater przez cały czas zmaga się z coraz bardziej skomplikowaną i niebezpieczną kryminalną zagadką. Od jej rozwiązania będzie zależeć nie tylko jego własne zdrowie i życie, ale także jego bliskich, a może nawet i dobro całego świata!
Ta właśnie intryga stanowi główną siłę powieści, jest bowiem zaskakująco dobrze rozplanowana i zrealizowana, jak na dzieło nienależące do nurtu klasycznych kryminałów. Utrzymuje ona czytelnika w napięciu i nieustannie podsyca chęć poznania ostatecznych odpowiedzi. Ponadto autor umiejętnie rozmieszcza poszlaki. Nie są one na tyle oczywiste, byśmy od połowy książki byli w stanie przewidzieć finał, ale też nie tak zagmatwane, żeby rozwiązanie wydało się niewiarygodne i wprawiło nas w całkowitą dezorientację.
W chłodnej Szwecji jest… barwnie i zabawnie?
Kolejną rzeczą, która rzuca się w oczy natychmiast, gdy tylko przewrócimy pierwszych kilka stron, jest charakterystyczny styl autora. Od początku do końca naszej lekturze towarzyszyć będzie ironia, przeplatana tu i ówdzie kąśliwymi uwagami i nieco absurdalnymi zdarzeniami czy spostrzeżeniami. W takim tonie utrzymana jest zarówno narracja, jak i większość wewnętrznych monologów Lennarta, a co za tym idzie lwia część książki. Uważam to jednak za ogromny plus tej pozycji. Sposób pisania Larsa Simona absolutnie się nie nudzi, a tak obrazowany sposób myślenia podnosi w pewnym sensie na duchu – wszak nie ma takich przeciwności losu czy też takich osób, z których nie można by sobie po cichu zakpić, ani sytuacji tak trudnych, by nie mogły być zabawne z jakiegoś punktu widzenia. Żarty te są zresztą naprawdę udane – czytając, zdecydowanie częściej uśmiechałem się pod nosem lub prychałem z rozbawieniem, niż przewracałem oczami nad srogim sucharem.
Nie trzeba się zresztą specjalnie starać, żeby „wycisnąć śmieszność” z tekstu dysponującego taką galerią intrygujących postaci. Poza Lennartem mamy tu bowiem poczciwego, ale dziwacznego Buriego Bolmena, który ostatecznie przekazuje protagoniście w spadku sklep z „magicznymi” rupieciami, plastikowy pierścień pozyskany z promocyjnej paczki ciastek oraz psie akcesoria z miską, ozdobioną napisem „mops sweet mops” na czele. Pociesznie „matczyną” sąsiadkę włoskiego pochodzenia, kompulsywnie gotującą i łatwo ulegającą wzruszeniom. Zaprzyjaźnionego z głównym bohaterem informatyka-hakera, który spędza noce przy World of Warcraft i żegna się z ludźmi zwrotem „niech Moc będzie z Tobą”. Komisarza i panią komisarz miejscowej policji, zdających się nieudolnie zgrywać „dobrego i złego glinę”. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej… góry, na której szczycie bez wątpienia stoi zgryźliwy – dosłownie i w przenośni – mops Bölthorn.
Gdzie było ostrzeżenie o spoilerach, kiedy go potrzebowałem…?
Samemu wydaniu książki Lennart Malmkvist i osobliwy mops Buri Bolmena naprawdę niewiele można zarzucić. Okładka, choć miękka, jest ładnie wydrukowana, dość wytrzymała i wizualnie przystępna. W środku też nie uświadczymy literówek, potknięć tłumaczeniowych ani żadnych innych defektów. Nie jest jednak całkiem idealnie, ponieważ muszę w tym momencie wytknąć dwie rzeczy – jedną, być może mało istotną, drugą – wręcz przeciwnie. Pierwsza wpadka, ta drobniejsza, dotyczy tytułu powieści. Z jakiegoś powodu imię pana Bolmena nie zostaje tutaj odmienione (…osobliwy mops Buri Bolmena), co nie jest zgodne z polską gramatyką, ani też z wnętrzem książki, gdzie imię to każdorazowo jest poddawane odmianie (Buriego Bolmena). Drugie „ale” dotyczy natomiast opisu tegoż dzieła, który znaleźć możemy wszędzie, od księgarni internetowych po tylną stronę naszego egzemplarza. Niestety opis ten oprócz zachęcenia nas do lektury, bardzo skutecznie zaspoileruje nam niemal wszystkie zwroty akcji i ważniejsze wydarzenia na mniej więcej stu pięćdziesięciu początkowych stronach, czyli naprawdę sporo. To z kolei jeszcze bardziej wzmogło we mnie wrażenie, że choć czytam i czytam, nadal nie mogę wydostać się ze wstępu. Cała powieść bowiem – i jest to mój jedyny realny zarzut do samej treści – jest napisana tak, że bardzo wyraźnie po niej widać, iż jest pierwszą częścią zaplanowanej serii, a nie pojedynczym dziełem. Oczywiście całość jest domknięta na tyle kompetentnie, że nie zabraknie nam odpowiednio poprowadzonej kulminacji w finale oraz poczucia, że dotarliśmy do końca pewnego etapu opowiadanej historii. Mimo to jednak podczas lektury dość szybko połapiemy się, że liczne z zapowiadanych wydarzeń czy planów Lennarta Malmkvista na przyszłość nie mają szans zmieścić się na kartach, które zostały nam jeszcze do przeczytania. Przez dłuższy czas zatem będziemy się (słusznie zresztą) spodziewać pewnego niedosytu. Sądzę jednak, że każdy, kto sięgnie po ten tytuł, będzie nim ostatecznie równie zauroczony, co ja i wraz ze mną będzie niecierpliwie oczekiwał ukazania się kolejnego tomu.
Nasza ocena: 8,7/10
Stosunkowo świeże spojrzenie na urban fantasy, osadzone w skandynawskich realiach i okraszone obfitą porcją ironicznego, absurdalnego humoru. Jeśli zaś kogoś to nie przekonuje, być może zdoła to zrobić obietnica całkiem solidnego i angażującego wątku kryminalnego, który napędza fabułę. W „osobliwym mopsie” każdy znajdzie coś dla siebie!Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 8/10
Styl: 10/10
Wydanie i korekta: 10/10