Site icon Ostatnia Tawerna

Jedna wielka rzeźnia – recenzja komiksu „Wielka Wojna Zodiaku” t.1

Sercem Wielkiej Wojny Zodiaku jest turniej w stylu battle royale. Czy szczątkowa fabuła, unikalni bohaterowie i potyczki z pierwszego tomu wystarczą, aby zachęcić do sięgnięcia po kolejne woluminy?

„Zabijam na bogato”

Nie ma co ukrywać, że Wielka Wojna Zodiaku to w zasadzie przede wszystkim walka. Nie znajdziemy tu głębokiej fabuły ani oryginalnego świata, albowiem wszystkie te detale są mało istotne. Najważniejsze są postacie, ich charaktery oraz odmienne umiejętności, a także pojedynki. To jest serce tej mangi, a zarazem jej największy atut. Wracając jednak do szczątkowej fabuły, to opiera się ona na tym, że dwunastu wojowników – przynależących do dwunastu chińskich zodiaków – co dwanaście lat walczy ze sobą. Innymi słowy nie ma żadnych zasad i do tego każdy walczy z każdym przez  dwanaście godzin. Czemu tylko tyle czasu? Albowiem wszyscy na początku zostali celowo otruci, a więc taktyka oparta na przeczekaniu nie jest najlepszym rozwiązaniem. Nagroda? Antidotum i możliwość spełnienia jednego życzenia. To w zasadzie Igrzyska Śmierci w japońskiej wersji. Według mnie zresztą lepsza jej wersja, albowiem nie ma tu głównego bohatera. Są oczywiście faworyci, ale w tym komiksie nic nie jest pewne. W nim naprawdę każdy może zginąć i wszystko ma prawo się zdarzyć. Ten koncept bardzo mi się podoba. Jest to jakaś odskocznia od innych mang, bo w końcu mamy tylko to, co mangakom wychodzi doskonale, czyli epickie starcia!

„Zabijam pokojowo”

Dwanaście postaci to całkiem spora grupka. Oczywiście zdawałoby się, że nie będzie za bardzo miejsca w tej mandze na poznanie ich charakterów, a jednak jest inaczej.  Pojawiają się choćby informację o ich przeszłości i jak się okazuje, każdy z nich ma na coś na sumieniu. Tym samym nie ma postaci w stylu „on jest ten dobry i musi zwyciężyć, bo przecież dobro zawsze na końcu triumfuje”. Nieprzewidywalność to zaiste mocna strona mangi, ponieważ każdy bohater ma unikalne zdolności, np. nieskończoną ilość amunicji do karabinów maszynowych (a są jeszcze bardziej spektakularne zdolności!) i odmienne podejście do zwycięstwa. Podstęp, próba zawiązania sojuszu… – to wszystko tu jest. Mało tego mamy nawet grupkę pacyfistów, której przewodzi Małpa. Jednakże małpy są złośliwe, inteligentne i sprytne, a więc diabli wiedzą, co tak naprawdę może z tego wyniknąć. W końcu zwycięzca będzie tylko jeden! Aha, mamy też reportera, który przygląda się pojedynkom i podaje nam kilka ciekawych informacji o wojownikach. W pierwszym tomie bliżej możemy poznać raptem cztery postacie (koguta, psa, dzika, królika), a reszta nadal owiana jest tajemnicą. Niemniej już teraz wiem, że w kolejnych tomach będzie się sporo działo i na to liczę.

„Zabijam dla pieniędzy na zabawę”

Oprawa graficzna prezentuje się znakomicie. Znaki zodiaku odzwierciedlają postacie, jakie reprezentują (na przykład Królik to męska wersja króliczka playboya), a do tego mamy liczne satysfakcjonujące sceny walki. Kreska Akiry Akatsukiego nie jest może wybitna, ale trzyma bardzo dobry poziom, więc z przyjemnością ogląda się kolejne kadry. Wydaniu również nie mogę wiele zarzucić. Wyłapałem może raptem dwie literówki, a do tego przyczepiłbym się do sześciu pustych stron na końcu tomu, które niczemu nie służą. Ewentualnie poruszyłbym kwestie okładki, która jest przeraźliwie nijaka. Dobrze, że chociaż Wielka Wojna Zodiaku została wyposażona w kolorową obwolutę.

„Zabijam w oparach szaleństwa”

Nie sądziłem, że manga, która będzie w zasadzie opisem zmagań dwunastu herosów w trybie battle royale może być tak dobra. Nie jest to pozycja ambitna, ale nie próbuje nawet udawać, że jest inaczej. Po krótkim wprowadzeniu, które w zasadzie służy jedynie przedstawieniu bohaterów i opisaniu zasad turnieju (nie wiemy, skąd bohaterowie mają takie moce, ani dlaczego toczona jest Wielka Wojna Zodiaku) przechodzimy do serca mangi, czyli kruchych sojuszów, podstępów, zdrad, zwrotów akcji, niesamowitych zdolności i rzezi. Choć po obejrzeniu elementów składowych wyjdzie raptem siódemka, jednakże gdybym kierował się jedynie „sercem” i przyjemnością, jaką odczuwałem z obcowania z tą mangą, to spokojnie powiedziałbym, że Wielka Wojna Zodiaku zasługuje na ósemkę.

„Zabijam hordą”?

Na koniec zapytam jeszcze Was czytelników, czy nie macie czasem dość niekończących się tasiemców? Wielka Wojna Zodiaku to raptem cztery tomy, parę miesięcy i poznamy zakończenie tej historii. Doskonała odskocznia od przydługich mang, ciągnących się latami, jak na przykład Berserk.

Dla zasady warto nadmienić, że manga oparta jest na literackim pierwowzorze. Nie zapoznałem się z nim ani z anime, ale stwierdzam, że komiksowi niczego nie brakuje i spokojnie można zacząć przygodę z Wielką Wojną Zodiaku od niego.

Po pierwszym tomie będę kibicował Wojownikowi Szczura, bo wydaje się niepozorny, a poza tym wiadomo, jak inteligentne potrafią być szczury. Przy okazji każdy ze śródtytułów jest zawołaniem jednego z bohaterów, a ostatnie należy do mojego faworyta.

Nasza ocena: 7,3/10

Genialna manga, dla kogoś, kto szuka krótkiej, sprawnej historii, której sercem będą epickiej starcia, niesamowite zdolności i wbijanie sobie noży w plecy!

Fabuła: 7/10
Oprawa graficzna: 8/10
Wydanie: 7,5/10
Bohaterowie: 7/10
Exit mobile version