Site icon Ostatnia Tawerna

Japońskie produkcje, wywiadówki i złe matki – co mogło pójść nie tak?

Każdy rodzi się z jakimś talentem. Jedni pieką aromatyczne ciasta, wygrywają olimpiady matematyczne czy świetnie grają na instrumencie. Moja koleżanka robi cuda z szydełkiem, a pokój znajomego wypełniony jest ręcznie klejonymi modelami. Nie ukrywam, ja też mam niesamowity talent. Gram.

Moją pasją są zarówno komputery, jak i granie ludziom na nerwach.  A jeśli dodamy do tego burzliwy wiek gimnazjalny i starania matki, by jej dziecko wyszło na ludzi – mieszanka iście piekielna. Oj, nie byłam grzeczną i pilną uczennicą, która zbierała piątki i była chlubą domu. Od dziecka siedziałam w świecie gier, którym zaraził mnie ojciec. Serio, kiedy inny bawili się w piaskownicy i jedli kupy, ja trzymałam pada oraz kolekcjonowałam pierwsze gry na PlayStation 1.

Moim konikiem była seria Final Fantasy (do dzisiaj nic się nie zmieniło!). Ludzie, ile czasu spędziłam próbując pokonać dodatkowego bossa czy ustawiając gambity postaci. Ile razy zjadłam zęby na tym, że nie zapisałam rozgrywki. A gdy otrzymałam egzemplarz Final Fantasy X-2, byłam mistrzem piractwa. Do teraz pamiętam, jak zakleić czytnik, żeby odczytało grę z nielegalnego źródła. Ale nie opublikujecie tego, prawda?

Morza szum, ptaków śpiew i… blask monitora?

Inni spędzali wakacje nad morzem czy zarabiali swoje pierwsze pieniądze, a ja siedziałam jak ten freak i tłukłam kolejne poziomy swoich postaci. Płyty CD wypełnione były soundtrackami z każdej części, a szafki obklejone ukochanymi bohaterami. W środku nocy potrafiłabym wyrecytować, kto ma jakie specjalne ataki. Chodziłam blada jak wampir, chuda jak modelka, ale mega szczęśliwa, bo odblokowałam sekretne zakończenie! Ale wiecie, jak to matki. Może czasami obiektywniej patrzą na swoje dzieci. Tym bardziej mówiąc, że nie obchodzi je, że test był trudny, bo Kowalski dostał jednak pięć, a ja tylko pięć minus. Niezwykły obiektywizm.

Gdyby tak można było dostawać oceny za levele…

I doszło do tego momentu, kiedy w drugiej klasie gimnazjum pojawiła się ona. Nieunikniona, niczym huragan Katrina niszcząca wszelkie życie na swojej drodze. WYWIADÓWKA. Naprawdę miałam wielkie chęci, żeby poprawić te przeklęte oceny, ale dostałam swoje, własne, osobiste PlayStation 2. A kolejny boss nie pokona się sam… Moja mama zapowiedziała, że za każdą jedynkę otrzymam karę. Samo przyszło, samo przyszło – wychodziłam z takiego założenia, więc byłam dobrej myśli. O zgrozo, tego się nie spodziewałam. Dwadzieścia siedem. Serio. Dwadzieścia siedem jedynek! Moja matka załamała się jedynie nad moim marnym losem, bo byłabym uziemiona na całe życie. A wyrzucenie konsoli przez okno nie wchodziło w grę… Okey, po tym trochę się ogarnęłam, a mój  wyczyn obrósł legendą niczym mityczny miecz Króla Artura czy Stonehenge.

A teraz jestem tu. Wciąż z sentymentem wracam do serii Final Fantasy (chociaż trzynasta część rozłożyła mnie na łopatki, niekoniecznie w pozytywnym sensie), która nie tylko rozwinęła moją wyobraźnię, ale także gust muzyczny, którego mi brakowało. Po tamtym zdarzeniu nie doprowadzałam już matki do białej gorączki – nie miałam do tego serca. Chociaż wyszło mi to na dobre – i tak piszę fantastce i gram w ulubione, ale przynajmniej legalnie 🙂

Exit mobile version