Tak, po rocznej wyłączności dla PS4, z dniem 29 czerwca 2018, najsłynniejsza maskotka Sony, debiutuje na PC, Xbox One oraz Switch’u. Samego torbacza znamy już od 1996 r. z konsoli PSX, potocznie w Polsce nazywanej szarakiem. Dla wielu to gra dzieciństwa i masa wspomnień, a także wiele godzin spędzonych na próbie perfekcyjnego ukończenia kolejnych poziomów.
Dawno dawno temu w odległej galaktyce… Toć to nie ta bajka
Skoro już przy historii jesteśmy, nie ma co od niej odstawać. Pierwowzór przygód naszego sympatycznego zwierzaka uznawany jest za jedną z najtrudniejszych gier wszech czasów. Na to miano zapracował sobie nie tylko przebiegłą kreacją poziomów, chociaż te swoje dołożyły, ale również mechanikami. Począwszy, od lekkiego opóźnienia reakcji bohatera względem naszych działań na kontrolerze, a kończąc na kwestiach zapisu stanu. Gra zapamiętywała jedynie nasz postęp w poziomach i zdobytych kamieniach, co wiązało się z resetowaniem ilości żyć po każdym wczytaniu. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że wiele plansz trzeba było nauczyć się wręcz na pamięć, na co pula pięciu prób z reguły nie wystarczała. Sprowadzało się do tego, iż trzeba było poświęcić dodatkowy czas powtarzając w kółko początkowe levele. Mimo wszelkich niedociągnięć, nasz rudy protagonista doczekał się w 1997 r kontynuacji, o podtytule Cortex Strikes Back. Poprawiono w niej wszystkie wyżej wymienione uciążliwości, dodano również nowe ruchy.
Pierwotnie Crash potrafił tylko biegać skakać i kręcić się, tak w drugiej odsłonie może kucać, wchodzić wślizgiem, a także w zabawny sposób opadać na skrzynki rozbijając nawet twarde sztuki. Twórcy spuścili z tonu w tematyce samej kreacji poziomów, chociaż może to i kwestia poprawionej responsywności(opóźnienie między kontrolerem, a faktycznym ruchem postaci) oraz dodatkowych ruchów. Druga część wydaje się znacznie prostsza, a na pewno przystępniejsza do ukończenia. Kolejny rok i następny Crash – tym razem o podtytule Warped. Tutaj twórcy już poszaleli z nowinkami. Wprowadzono poziomy z motorem, skuterem wodnym, a nawet samolotem. Dodatkowo nasz bohater, w trakcie przygód, rozwija się. Dodano podwójny skok, dłuższy atak, który można również wykorzystać do przedłużenia lotu, ulepszony body slam(wspomniany z wcześniejszej części sposób rozbijania skrzynek), a nawet wyrzutnie rakiet zwane wumpa(tak się nazywają owoce, które w trakcie rozgrywki zbieramy, nie są to jabłka). Na tym kończy się zawartość N’Sane Trilogy, ale nie historia serii. W kolejnych latach pojawił się niemniej kultowy Crash Team Racing, odpowiedź Naughty Dog na Mario Kart. W tym miejscu zakończę lekcję historii z dwóch powodów. Po pierwsze CTR był ostatnim produktem studia odpowiedzialnego za narodziny serii. Po drugie, kolejne odsłony nie są już wyłącznością Sony. Jest wśród nich kilka wariacji, które tym bardziej nie wpisują się w kanon.
Dwadzieścia lat minęło jak jeden dzień…
Nie bez powodu zdecydowałam się na taki długi wstęp. Nie tylko chodzi o wspomnienia związane z tym tytułem, ale również zapowiedzi i zapewnienia twórców remastera. Te zaś były niczego sobie. Vicarious Visions zarzekało się, że spędzili masę roboczogodzin nad oryginałami, aby odwzorować jeden do jednego ruchy Crasha. Muszę przyznać – spełnili obietnice. Czuć co prawda różnicę, przede wszystkim w pierwszej części, gdzie były problemy z responsywnością, ale jest to na plus. Zresztą nadal jest piekielnie trudna i frustrująca. Ogółem rozgrywka jest dokładnie taka sama, jak zapamiętałam to sprzed tych dwudziestu lat. Zabawy nie psuje nawet sterowanie na tandemie klawiatury z myszą.
Pierwsze co zrobiłam przed włączeniem gry, to podpięłam padzika i trochę na nim pograłam, jak za czasów szaraka. Jednak z racji tego, że jest to wersja PC, wypadało by sprawdzić proponowane sterowanie przez twórców. Wchodzę w opcje, patrzę, a przez moją głowę przepłynął potok niecenzuralnych zwrotów, których nie dane jest mi tu zacytować. Chciałabym podkreślić poziom frustracji jaki wywołało to co zobaczyłam, ale wiadomo – cenzura. Postaram się zrobić to delikatnie. Poruszamy się oczywiście klasycznie, na WSADzie: skok na spacji, wszystko w normie. Wspomniane zdenerwowanie wywołała konfiguracja ataku oraz kucnięcia/wślizgu, odpowiednio lewy i prawy przycisk myszy. Zapewne to samo wam właśnie chodzi po głowie. Mówię sobie: mniejsza, dodam alternatywne klawisze oraz sama klawiatura wystarczy. Tak sobie weszłam do gry i było słabo. Nieprzyzwyczajona byłam totalnie do nowych ustawień, przez co szło mi tragicznie. Więc spróbowałam z myszką. Nie wyobrażacie sobie nawet jakie było moje zdziwienie, że jest to wygodne, precyzyjne i co najważniejsze intuicyjne. Nie ukrywajmy jednak, że wytłumaczenie powodu jest banalne. Przecież typowemu graczowi komputerowemu mysz towarzyszy od zarania dziejów oraz jest on do takowej przyzwyczajony. Ba, nawet w takim GTA korzystamy z gryzonia w trakcie jazdy, absurdalne działanie, a jednak wygodne. Wracając do Crasha (tu pewnie mnie zbesztają fanatycy). Na tych ustawieniach gra się lepiej, niż na współczesnym padzie. Jest to oczywiście wynik precyzji kierunków na klawiaturze. Poziom jest podobny do krzyżaka w kontrolerach od PSX’a, gdzie były one w pełni odseparowane.
Trzeba też wspomnieć o zmianach, jakie pojawiły się względem pierwowzorów. Mimo że są to tylko smaczki nie zaburzające odbioru, to takowe się pojawiły. Oczywiście nie mówię tu o szacie graficznej, w pełni dostosowanej do nowego silnika. Pierwsze co rzuca się w oczy, ponieważ już po ukończeniu jednego poziomu, to zaimplementowany system reliktów w każdej odsłonie, co pojawiło się dopiero w Warped. Kolejna zmianą jest fakt, że w każdej części możemy sterować również siostrą Crasha – Coco Bandicoot, jednak jest zablokowane na poziomach walk z bossami czy ujeżdżaniu zwierza.
Klątwa blaszakowych portów? Nie tym razem
Nie od wczoraj wiadomo, że PC’ty są traktowane po macoszemu, często nie zoptymalizowane, chodzące ledwo co lub wcale. Na szczęście nie w tym przypadku. Gra chodzi bez żadnych problemów, trzyma stałe 60 fps i to nawet na słabszym sprzęcie. Co prawda ustawienia graficzne, poza rozdzielczością, nie mają większego wpływu na jakość, czego nie można już powiedzieć o wydajności. Akurat głównym podejrzanym, w tym drugim przypadku jest Anty Aliasing. Opcja często powodująca większe obciążenie, niż zmiany wizualne. Patrząc na wymagania minimalne, a to jak omawiany tytuł wygląda, można skwitować jednym krótkim – miodzio.
Whoa!
Crash Bandicoot N’Sane Trilogy to wspaniały ukłon w stronę starych wyjadaczy z czasów PSX’a. Fakt, że pojawiło się na PC jest tym piękniejsze. W końcu dziś większość ma ponad 30lat i tak jak komputery stały się nieodzownym elementem życia, tak konsole już niekoniecznie. Bardzo miło było zagrać w tytuł, po tylu latach. Dzięki platformówce bawiłam się doskonale i jestem pewna, że nowe pokolenie również się odnajdzie się w tej pozycji. Poziom wykonania jest tak wysoki, że z niecierpliwością oczekuję na kolejne produkcje, Spyro jeszcze w tym roku, a są pogłoski o pracach nad Crash Team Racing. Tym bardziej, że w jednej cenie otrzymujemy tak naprawdę trzy gry.
Gdyby nie to, że jest to remake, byłaby to gra roku 2018 wydana na PC. Doskonała zabawa dla zarówno młodszych jak i starszych graczy.