Site icon Ostatnia Tawerna

Jaka brzydka katastrofa – recenzja komiksu „Ocaleni. Anomalie kwantowe”

Ocaleni. Anomalie kwantowe to na poły spin-off, na poły kontynuacja kosmicznej trylogii Leo, na którą składają się Aldebaran, Betelgeza i Antares. Tym razem czytelnikowi przychodzi śledzić nie cudowną, piękną i seksowną Kim Keller, a całkowicie nowych bohaterów. Choć niewiele to zmienia.

Ocaleni pokazują młodych bohaterów, którzy postanowili rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady. Wróć. Rzucić wszystko i przesiedlić się z Ziemi na Antaresa, odległą planetę z warunkami przyjaznymi dla człowieka. Jednak ich podróż zostaje nagle przerwana, gdy zdarza się wypadek. Jedna z mijanych planet, na której dochodzi do częstych anomalii kwantowych, sprawia, że statek się rozbija. Garstka niedoświadczonych dzieciaków musi nagle dorosnąć, gdy okazuje się, że na planecie można spotkać dziesiątki im podobnych ocaleńców, tylko że… z innych miejsc w galaktyce. Nie wszyscy kosmici mają przy tym przyjazne zamiary. Gdyby było tego mało, anomalie pojawiają się także na powierzchni globu i wystarczy w nie przypadkiem wpaść, by zostać przeniesionym w czasie o wiele lat do przodu.

Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść

I na papierze brzmi to wszystko świetnie. Niestety, Ocaleni to całkowita porażka Leo. Komiks, który pokazuje, że artysta nie potrafi wyjść poza pewne sztywne ramy wyznaczone w poprzednich tytułach. Ksenobiologia w dalszym ciągu wypada dobrze i… nic ponadto. W najnowszej odsłonie cyklu Aldebaran dochodzi do całkowitego zarżnięcia pomysłu wyjściowego. Interakcje dziesiątek przedstawicieli różnych cywilizacji, które nie miały wcześniej ze sobą kontaktu, powinny skutkować bogatym światem, pełnym różnorodnych kultur i kreatywnych wytworów techniki. Jednak kosmici u Leo są równie nudni wizualnie (humanoidy jak w najstarszych sezonach Star Treka [nie jest to przytyk do serialu o ograniczonym budżecie, o czym nie ma mowy w przypadku komiksu]), jak i pod względem etnograficznym. Obce cywilizacje tak naprawdę zachowują się w sposób ludzki, co odbiera im jakiejkolwiek wyjątkowości.

Podobnie wygląda technika – wszystkie wytwory zaprzyjaźnionych ras są wprost przeniesione żywcem z naszego obecnego świata. Co szkodziło Leo stworzyć niesamowite pojazdy? Zamiast tego na kartkach komiksu zobaczyć można zwykłe ciężarówki i coś, co mnie najbardziej rozbiło – prom wycieczkowy. Ba, w jednym kadrze pojawia się zdanie opisujące łóżko, które rzekoma ma być dostosowane do każdego rozmiaru i rodzaju kosmity, podczas gdy na grafice widnieje najzwyklejsza na świecie rama z materacem. Warto dodać, że ludzkość na planecie anomalii jest najmłodszą rasą, tymczasem wszystkie obce cywilizacje korzystały z tych samych mechanizmów i projektów, co na Ziemi.

Paskudne jest zakończenie, które jest bezczelnym deus ex machina. Bohaterowie przez niemal cały komiks muszą mierzyć się z anomaliami, a te ostatecznie w żaden sposób nie są wyjaśnione. Aż przypomniało mi się Nie do wiary, emitowane wieki temu na TVN-ie, gdzie żadna tajemnica nie znajdywała rozwiązania.

O Kim, o czym

Drażniący są również bohaterowie. Zżymałem się w poprzednich recenzjach na temat obsesji wszystkich postaci (i samego Leo) na temat Kim Keller. Protagonistka Aldebarana nie została nakreślona w charyzmatyczny sposób, a jednak wszyscy co rusz ją komplementowali i wywyższali ponad stan. Wystarczy powiedzieć, że została ona wybrana jako jedyna przedstawicielka do komunikacji z obcą rozumną rasą (gdy było to jeszcze czymś wyjątkowym). W Ocalonych Kim się nie pojawia. Przynajmniej nie dosłownie, ale nie oznacza to, że jest lepiej. Bo duchową spadkobierczynią Keller zostaje jej ponura kopia, Manon. Ponownie niemal każdy mężczyzna musi czuć do niej pożądanie i głośno to wyrażać. W głównych rolach występują niby nastolatkowie, ale Leo zupełnie nie potrafi oddać tego w warstwie językowej. Jest tu niemal idealne oddanie mema „How do you do, fellow kids”, czyli boomerskiej emulacji języka młodzieży. Boli to, tym bardziej że Leo chce dobrze – jak sam podkreślił w wywiadzie, interesują go silne i proaktywne kobiety. Keller i Manon z pewnością takie są. Jednak takie podejście niewiele zmienia, gdy przez scenariusz i dialogi wylewa się seksizm.

Powiedz „ser”

Leo w dalszym ciągu nie nauczył się rysować twarzy. Coś, co w teorii ma być uśmiechem, w rzeczywistości wypada, jak przerażający wyszczerz, który może powracać w koszmarach. Zgroza, zgroza.

Ocaleni, ale jakim kosztem

Ostatnia odsłona cyklu Aldebaran spotyka się z moją najsurowszą oceną. W poprzednich częściach byłem skłonny dać kredyt zaufania, lecz w przypadku Ocalonych marka się przebrała. Ten komiks to antyteza kreatywności, z kiepskimi pomysłami i bezcelową fabułą pozbawioną pointy.



Nasza ocena: 4,5/10

Komiks o katastrofie, który sam katastrofą jest.

Fabuła: 3/10
Bohaterowie: 2/10
Oprawa graficzna: 4/10
Wydanie: 9/10
Exit mobile version