Nastolatek kryjący swoje uczucia, duch starający się zostać bóstwem, śmieszny Pan z budki z jedzeniem i niezwykle ekspresyjne Japonki. Te i wiele innych postaci oferuje nam serial Netflixa na podstawie mangi o tej samej nazwie: Mob Psycho 100.
Serial dla nastolatków
Shigeo Kageyama, czyli tytułowy Mob, jest cichym chłopcem z fryzurą „na pieczarkę”. Niepozorny chłopak, którego postawa mówi „przepraszam, że żyję” posiada nadprzyrodzone moce parapsychiczne. Osoby z takimi umiejętnościami nazywane są esperami. Nasz bohater nie chce krzywdzić ludzi, dlatego trzyma moc na wodzy. Nie potrafi wyrażać swoich uczuć, choć jest na zabój zakochany w koleżance z klasy – Tsubomi. Od dzieciństwa czuje się gorszy od swojego młodszego brata – Ritsu. Ten natomiast podziwia Shigeo i w głębi duszy zazdrości mu jego umiejętności.
Mob odkrył swoje zdolności jako mały chłopiec. Szukał kogoś, kto pomoże mu je ujarzmić. W ten sposób trafił do agencji „Duchy i inne takie” prowadzonej przez Arataka Reigena, który poznawszy jego możliwości, zatrudnił go jako swojego asystenta. Naiwny Mob uważa Reigena za swojego mistrza, ponieważ wierzy, że też jest esperem. Od razu widać, że właściciel agencji to oszust, który wykorzystuje Moba do rozkręcenia biznesu – i żadnych mocy nie posiada. Czy na pewno? Mimo wszystko to on nauczył młodego chłopaka najważniejszej rzeczy – zdolności nie można używać przeciwko innym ludziom. Dzięki temu chłopak, w przeciwieństwie do innych esperów, nie terroryzuje ludzi ani nie czerpie profitów z siania postrachu. Niestety można go opisać jedynie jako chłopaka o nadnaturalnych zdolnościach, do tego z wyjątkowym brakiem wyczucia chwili.
Nieco humoru do życia spiętego Moba wnosi Tome Kurata, przez przyjaciół nazywana Tomeńką. Jest niezwykle ekspresyjną przewodniczącą (oraz jedynym członkiem) klubu telepatii. Bada tajniki umysłu i wszędzie szuka parapsychicznych działań. Nie wychodzi jej to zbyt dobrze, jednak nie brak jej zapału.
Akcja serialu rozgrywa się w mieście Przyprawionym, w którym znajduję się Gimnazjum Solne, Octowe, Miso, Papryczkowe i Sojowe. Te nazwy mnie zauroczyły, więc są zdecydowanie plusem produkcji.
Z czym mierzy się Mob?
Chłopak posiada umiejętność pakowania się w tarapaty. Zmierzyć się będzie musiał z liderem sekty LOL – panem Rumieńko. Jej członkowie noszący przerażające uśmiechnięte maski, śmieją się ze wszystkiego, zupełnie jak po zażyciu narkotyków. O co w tym chodzi? Dowiecie się, oglądając serial. Mobem zainteresuje się także szalony naukowiec z laboratorium „Przebudzenie”, gdzie przeprowadzane są badania nad zdolnościami esperów. Wyjątkowo niebezpiecznym wrogiem okaże się też grupa przestępcza „Szpon”, do której należą wyjątkowo silni przedstawiciele uzdolnionej grupy odmieńców, pragnący zawładnąć światem.
Niezamierzona parodia?
Serial jest zabawny. Jednak jego humor polega głównie na gagach, żartach sytuacyjnych czy… śmiesznych minach. Wszyscy bohaterowie są wyjątkowo kulturalni. Mob zwracając się do człowieka, z którym walczy, używa sformułowania „Panie prześladowco”. Wszystkie postacie często mówią do siebie – nieważne – czy właśnie biegają, biją się – czy stoją na korytarzu pełnym ludzi. Klienci agencji „Duchy i inne takie” przychodzą z problemami wynikającymi z ich nadnaturalnych zdolności, najczęściej jednak wystarczy im zmiana fryzury bądź masaż, by naprawić ich życie. Czystą parodią są również sceny walki. Podczas zwykłego uderzenia pięścią poszkodowanym leci krew z ust – jest to norma. Zazwyczaj to oznaka krwotoku wewnętrznego, a więc nadchodzącej śmierci. Nie, w tym serialu oznacza to, że zwyczajnie trwa walka.
Warto dodać parę słów o innych smaczkach. Fryzura Moba podczas używania mocy zasługuje na uznanie – zmienia się z pieczarki na stylówę a’la boysband. Polecam także zwrócić uwagę na rysunki w pokoju głównego bohatera – ten z koniem jest naprawdę… godny podziwu.
Oprawa muzyczna oraz strona wizualna serialu są utrzymane w stylu produkcji lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Czasami czułam się, jakbym oglądała teleturniej z tego okresu, a nie serial z 2018 roku. Efekty specjalne sprawiały wrażenie jakby były narysowane w Paintcie. Nie pasowało mi to do niezłych plakatów oraz profesjonalnej czołówki serialu.
Coś, czego w połowie dwunastoodcinkowego serialu nie mogłam znieść, to sformułowanie „braciszku”. Miałam serdecznie dosyć relacji między rodzeństwem – była przesłodzona, altruistyczna do przesady. Co mnie samą zaskoczyło, przez ilość słownych uprzejmości i grzeczności miałam ochotę nakrzyczeć na bohaterów. Od przybytku głowa boli!
Jedno, co mnie niezwykle zaintrygowało to… jedzenie. Mob prawie w każdym odcinku kupuje swojemu szefowi danie Takoyaki. Te małe kuleczki z ciasta z kawałkami ośmiornicy sprzedaje wiecznie uśmiechnięty właściciel służący zawsze dobrą radą. Muszę koniecznie spróbować tego japońskiego przysmaku.
Czy warto?
Zdania w mojej głowie są podzielone. Jest to lekki komediowy serial z przerysowanymi bohaterami i całkowicie w klimacie kawaii. Przyjemny – choć momentami drażniący altruistyczną do bólu postawą głównego bohatera. Oprawa muzyczna produkcji zdecydowanie przypadła mi do gustu, ponieważ jestem fanką starych seriali. Efekty specjalne też mocno mi nie przeszkadzały, ale w XXI wieku mogli zatrudnić specjalistę w tym fachu. Chyba że był to zabieg celowy. Fabuła nie dostarczyła mi wielu emocji, a żadna postać mnie ani nie zachwyciła, ani nie zraziła. Z pewnością nie jest to pozycja, którą ogląda się więcej niż raz.
Nasza ocena: 5/10
Lekki, krótki serial bez wciągającej fabuły, choć przyjemny w odbiorze.FABUŁA: 4/10
BOHATEROWIE: 6/10
OPRAWA WIZUALNA: 4/10
OPRAWA DŹWIĘKOWA: 6/10