Niekończące się, proceduralnie generowane lochy to nic nowego w przypadku gier typu roguelike. Jednak Despot’s Game: Dystopian Army Builder wyróżnia się z tłumu, ponieważ zamiast pozwolić nam wcielić się w zwykłego, samotnego wojownika przebijającego się przez fale wrogów, umożliwia nam stanie się generałem rozwijającym własną armię. Tytuł od niezależnego studia Konfa Games okraszony jest również solidną dawką humoru i popkulturowych odniesień.
Ale o co chodzi?
Podobnie jak w przypadku innych gier typu roguelike, w grze nie uświadczymy jakiejś niesamowitej fabuły. Ot grupa osób budzi się pewnego razu w dziwnym labiryncie i musi walczyć o przetrwanie. Dlatego też w nasze ręce dostajemy raczkujący zespół wątłych ludków, w grze określanych jako „początkujący”, wyposażonych w różnorodne uzbrojenie i jesteśmy zmuszeni poruszać się po dziwnym kompleksie, przechodząc z jednego pomieszczenia do drugiego. Przyjdzie nam mierzyć się ze wszystkim, od zombie, przez roboty, na potworach kończąc, a nasi przeciwnicy z biegiem czasu będą stawać się coraz trudniejsi.
Początkowo nasza armia będzie niewielka, ale stawiając czoła różnym wyzwaniom, zwiększymy jej szeregi. Jak to bywa w grach typu roguelike, musimy przygotować się na częste umieranie, zanim nauczymy się skutecznie zarządzać drużyną, w której skład wchodzić mogą np.: magowie, kultyści, szermierze czy… jajogłowi? Tak, dobrze czytacie, jedna z klas postaci oddanych nam do dyspozycji to grupa naukowców, w grze określana jako „eggheads”. Spokojnie, takich smaczków jest więcej, o wiele więcej, ale o tym powiemy sobie później.
Każda broń to dobra broń
Gra zachęca nas do posiadania wielu jednostek należących do tej samej klasy, ale z różnymi rodzajami broni.
Chociaż początkowo możemy stwierdzić, że cztery jednostki wyposażone w piły łańcuchowe to świetny pomysł, to więcej korzyści uzyskamy, mając w drużynie zamiast tego jedną piłę łańcuchową, jeden zwykły miecz, jeden miecz w kamieniu (kojarzycie tę legendę, nie?)
i jeden miecz świetlny. Taki zestaw broni pozwala wykorzystać specjalne premie klasowe. Przykładowo u kultystów, zaowocuje to możliwością przywołania potwora z mackami, podczas gdy u innych, np. „rzucaczy” (throwers) zyskujemy specjalną umiejętność zadającą obrażenia, która będzie aktywować się co kilka sekund, w tym przypadku bombę.
Te specjalne zdolności są potężne i warte rozważenia w czasie tworzenia naszej armii.
Jak już jesteśmy przy wyposażeniu ludków, to do naszej dyspozycji oddano całe bogactwo oręża, w tym konwencjonalną broń palną, rakiety czy kuszę, a także niezbyt tradycyjną broń, taką jak rękawice bokserskie, piłki do futbolu amerykańskiego, paletki
do ping-ponga, a nawet nadgryzione precle.
Każdy element ekwipunku sprawia, że nasz ludek jest wizualnie odmienny, a wyższy poziom ekwipunku to czasami logiczne, a czasami humorystyczne ulepszenia. Tanki zaczynają od tarcz, ale potem sprzęt z wyższego poziomu obejmuje stoły i lodówki, podczas gdy, wspomniani już, szermierze zaczynają od prostych mieczy, a lepszy sprzęt obejmuje miecz świetlny czy ogromny miecz „trójręczny” (Dreihänder), który po wręczeniu go ludkowi sprawia, że wygląd naszego żołnierza przywodzi na myśl postać Clouda z Final Fantasy VII czy Gutsa z mangi Berserk. Zresztą gra przesiąknięta jest odniesieniami do popkultury. Po wyposażeniu w sprzęt ludzie przyjmują tytuły i imiona, które często są z czymś związane i tak np. zdarzyło mi się już trafić na kilku Skywalkerów.
Despot’s Game: Dystopian Army Builder daje nam wiele możliwości wyboru różnych formacji i zastosowania nieco innej taktyki, ale w samej walce nie pozostaje nam nic innego, jak tylko obserwować, jak nasza mała pixelartowa armia maszeruje na potwory. Ponieważ mamy do czynienia z grą typu autobattler, gracze rozpoczynają swoją turę od ustalenia pozycji jednostek przed każdą potyczką. Gdy dane starcie się rozpocznie, od jednostek gracza zależy, czy przetrwają, czy też staną się pożywką dla ludożernej kapusty. Armia składać się może za to z maksymalnie 49 ludków!
Easy to play, hard to master
Czyszczenie pokoi z przeciwników zapewnia podstawową walutę, czyli żetony, które można wykorzystać do zakupu lepszych broni, ulepszeń sklepu i innych profitów, które mogą pomóc naszym ludkom zyskać przewagę nad nieustępliwymi hordami wrogów. Losowe wydarzenia w różnych biomach zmuszają nas do radzenia sobie z wieloma sytuacjami, na których możemy dużo zyskać bądź stracić. Na końcu każdego biomu dochodzi do walki z bossem i jeśli wygramy, powtarzamy proces od nowa, ale już w nowej stylistyce.
Za walutę zdobywaną w grze możemy także zakupić dodatkowe „mięso armatnie”, aby dodać je do swojej małej, ale wciąż rosnącej armii. Pamiętajmy jednak, że im więcej mamy ludzi, tym więcej jedzenia jest nam potrzebne, aby ich wykarmić. Poziom głodu (widoczny u góry ekranu) jest niezwykle ważny, ponieważ przekłada się on bezpośrednio na skuteczność naszych jednostek w walce. Żonglowanie między pragnieniem posiadania lepszej broni, a potrzebą wyżywienia swoich ludzi wymaga od nas o wiele większego podejścia strategicznego, niż mogłoby się nam z początku wydawać.
W tym też miejscu znowu daje o sobie znać humorystyczna strona gry od Konfa Games. Bowiem od czasu do czasu możemy natknąć się na losowe sytuacje, w których to albo natrafimy na zagubionych wędrowców, albo o pomoc zwróci się do nas Śmierć we własnej osobie. To od podejmowanych przez nas decyzji, czy to w ramach poruszania się po mapie, czy też w ramach wyboru opcji dialogowych, zależeć będzie, jak skończą się takie spotkania. Nie chciałbym jednak za dużo zdradzić, więc na tym poprzestanę. Nawiasem mówiąc, sam nie wiem, czy odkryłem już wszystko. Tak czy siak, każde tego typu zdarzenie w grze może przesądzić o naszym zwycięstwie lub porażce, a ponieważ mapy i pomieszczenia są generowane losowo, możemy być pewni, że nasza rozgrywka za każdym razem będzie nieco inna.
To nie koniec walki
Gdy już uda nam się przejść wszystkie (aktualnie dostępne) etapy gry, mamy możliwość zagrania w tzw. tryb „King Of The Hill”. Tutaj nie mierzymy się już z komputerowymi przeciwnikami a innymi graczami, chociaż nie do końca… Armią, którą wygraliśmy, możemy toczyć pojedynki ze zwycięskimi armiami innych graczy, jednak nie walczymy z graczem podłączonym do sieci, a przesłanym save’em jego armii.
W taki sposób możemy zbierać punkty i brać udział w sezonowych rankingach. Warto jednak pamiętać, że armia, którą wygramy zwyczajną rozgrywkę, jest dostępna w trybie „King Of The Hill” tylko na kilka podejść (możemy przegrać nią tylko parę razy), a potem cóż, musimy budować swoją armię od nowa, starając się awansować w rankingu.
Warto dać szansę?
Despot’s Game: Dystopian Army Builder zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie i muszę przyznać, że bawiłem się przednio. Gra należy do tych raczej trudniejszych tytułów, więc poznanie, o co tak w zasadzie chodzi, może trochę potrwać. Gra ma również różne poziomy trudności, ale co ciekawe, są one odblokowywane dopiero po kilku pierwszych nieudanych podejściach gracza.
Dzięki dostępnym różnym wyzwaniom, kilku wariacjom podstawowego trybu gry, mnóstwu „mutacji”, czyli perkom zdybywanym w czasie rozgrywki, i sezonowym rankingom w grze jest co robić. Trzeba jednak mieć na uwadze fakt, że mamy do czynienia z wczesnym dostępem, czyli nie jest to jeszcze pełna wersja, a sporo treści do gry jeszcze nie zostało dodanych. Co więcej, zdaniem samych twórców tytuł w early access może pozostać jeszcze około roku.
Jeśli nie przeszkadza Wam to, że w grze nie ma jeszcze wszystkiego, co zaplanowali autorzy (a lista jest spora), podoba Wam się pixel art i miks gry typu roguelike i autobattler, a do tego szukacie wyjątkowego doświadczenia, które oferuje mnóstwo humoru i solidnej rozgrywki, Despot’s Game jest właśnie dla Was.