Site icon Ostatnia Tawerna

…i wtedy się budzisz i myślisz: jaki to był nudny sen! – recenzja książki „Wezwij sokoła”

Nowa książka autorki poczytnych serii dla młodzieży zapowiadała się ciekawie i dość nietypowo. Główny temat, czyli sny oraz co i kto może powstać w ich wyniku, już ma start rozgrzewały wyobraźnię. Jak wyszło w praktyce?

Przyznam się, że wydawało mi się, iż nie czytałam dotychczas niczego autorstwa Maggie Stiefvater, przygotowując się jednak do napisania tego tekstu, sprawdziłam co wyszło spod jej pióra i przypomniałam o cyklu Drżenie. Wprawdzie nie dotrwałam do końca, ale te dwa tomy o wilkołakach z Mercy Falls nie były najgorsze i wpisywały się w moją wilkołaczą fascynację, gdy miałam te dwadzieścia kilka lat. Niestety, w przypadku Wezwj sokoła nie mogę powiedzieć wielu przychylnych słów.

Faza REM

Historia ma kilku głównych bohaterów. Jest więc Ronan Lynch, agresywny w obyciu i niezwykle utalentowany śniący. To jedyny z trzech braci Lynch (podobno można było ich poznać w kruczym cyklu), który odziedziczył zdolności po zamordowanym ojcu. Kolejna bohaterka to Jordan Hennessy, również śniąca, ale obciążona skazą powodującą, iż za każdym razem, gdy śni jest zmuszona do sprowadzenia do rzeczywistości swojej kopii. Z jednej strony tworzy sobie dzięki temu swoistą rodzinę, z drugiej każda kolejna wyśniona Jordan to krok bliżej ku śmierci śniącej. Ostatnią z tego trio jest Carmen Farooq-Lane, łowczyni z zadaniem odnalezienia i wskazania organizacji, do której przynależy – wszystkich śniących. Dlaczego? Ponieważ jeden z nich ma sprowadzić na świat apokalipsę, a jak wiadomo, lepiej wybić wszystkich, niż ryzykować.

Faza NREM

Jak już lekko zapowiedziałam, fabuła dąży do przepowiedzianego końca świata, a przynajmniej tak mniej więcej można podejrzewać od 300+ strony, bo wcześniej dosyć ciężko jest stwierdzić, czy ma ona konkretny kierunek. Wydarzenia rozgrywają się powoli, a nacisk położony jest bardziej na kreacje bohaterów i ich relacje z innymi postaciami. Z jednej strony daje to nam interesujące persony, z drugiej okrutnie nużącą fabułę, przy której ciężko człowiekowi wysiedzieć. Na uwagę z pewnością zasługuje pomysł na nietypowy talent do wyśnienia rzeczy, czyli sprowadzenia ich w formie materialnej do codziennego życia.

W powieści stale przeplata się wątek snów i śnienia, a autorka, by je uwydatnić, na siłę stara się co rusz wprowadzać albo niejasne wypowiedzi, albo opisy, które mają imitować absurdalność i specyficzność marzeń sennych. Nie wychodzi jej to najlepiej, gdyż w ogólnym rozrachunku czytelnik zwyczajnie się tym męczy i odbiera jako przekombinowane. Stylowi Stiefvater zdecydowanie brakuje lekkości i oniryczności.

Insomni nie stwierdzono

Te ponad pięćset stron niemożliwie mnie zmęczyło, a, samo zakończenie nie przyniosło ani grama satysfakcji. Ciężko jest stwierdzić w jaką stronę potoczy się ta historia, skoro nic tutaj do końca nie jest jasne. W tym wszystkim najbardziej szkoda mi jednak tych ciekawie opisanych bohaterów, gdyż zdecydowanie zasługują oni na lepszą opowieść.

Nasza ocena: 6,2/10

Niejasna, długa i bez punktów zwrotnych, a co gorsza, także sensownego zakończenia.

Fabuła: 5/10
Bohaterowie: 8/10
Styl: 5/10
Wydanie: 7/10
Exit mobile version