Kartonik żółciutki jak piasek skrywał przedwczesny prezent od św. Mikołaja. Po dość jednostronnej walce z wypełniaczami, udało mi się dokopać do prawdziwego skarbu – opakowania z klawiaturą HyperX Alloy Origins (w wersji BLUE). Całość sygnowana jest logami HyperX oraz Intel Extreme Masters, Pro Ligi Rainbow Six: Siege oraz drużyn Cloud9 i NAVI, co ma podkreślić, jak bardzo topowy sprzęt wylądował na moich kolanach.
Wielki unboxing
Po otwarciu byłem pod wrażeniem solidności konstrukcji. Nieprzyzwyczajonych do klawiatur mechanicznych HyperX Alloy Origins zaskoczy swoją wagą (ok. 1 kg), a zimna, metalowa obudowa sprawia, że nawet niepodłączony sprzęt elegancko prezentuje się na stole. Korpus wykonany jest z aluminium stosowanego w lotnictwie, co ma zapewnić klawiaturze niezrównaną wytrzymałość. Odłączany kabel USB typu C powleczony jest przyjemnym materiałem, który daje użytkownikowi do zrozumienia, że jest to sprzęt z naprawdę wysokiej półki. Klawiatura jest kompatybilna z komputerami oraz konsolami PS4 oraz Xbox One*, a także posiada wbudowaną pamięć na trzy profile konfigurowane w programie HyperX NGENUITY. Ponadto istnieje tryb gry (możliwość wyłączenia skrótów takich jak alt-tab, czy alt-F4), pełny anti-ghosting i N-key rollover, co w praktyce oznacza, że możemy klikać jednocześnie bardzo dużo przycisków**. Żywotność przełączników klawiatury szacowana jest na 80 milionów uderzeń, więc nikt raczej nie będzie szybko potrzebował wymiany sprzętu.***
W ułamku sekundy od podłączenia do komputera, klawiatura zalewa się falą kolorów, która na myśl pozytywnie przypomina świąteczne światełka – Święty Mikołaj pełną gębą. Magia świąt pryska dopiero, kiedy przejdziemy do konfiguracji przy pomocy programu HyperX NGENUITY.
Not so Ingenious
Odniosłem nieodparte wrażenie, że konfiguracja była o wiele bardziej skomplikowana, niż powinna. HyperX NGENUITY jest … średni. Nie sądzę, że jest zły – daje wszystkie opcje customizacji klawiatury, o jakiej może pomarzyć podstawowy użytkownik, o ile odnajdzie się w mało intuicyjnych ustawieniach. W porównaniu do popularnych programów ze sterownikami, które oferuje chociażby Radeon, NGENUITY wypada blado. Pierwsze kilkanaście minut poznawania programu stanowiło nierówną walkę, szczególnie że ściągnięte z oficjalnej strony NGENUITY(!) presety w kolorach drużyn e-sportowych (Cloud9, Team Dignitas oraz Echo Fox) jak jeden mąż postanowiły nie współpracować z programem – ups****. Po czymś takim nawet nie miałem ochoty odkrywać dodatkowych możliwości, takich jak chociażby tworzenie makr.
Na szczęście po finalnym odnalezieniu się w ustawieniach można własnoręcznie stworzyć swoją wymarzoną klawiaturę – efektów wizualnych jest kilkanaście, w dodatku można ustawić je oddzielnie pod poszczególne przyciski. Możliwość tak rozbudowanej konfiguracji jest też fantastyczną informacją dla posiadających w domu za mało padów – można stworzyć i powiązać z grą preset, który podświetlałby jedynie wybrane klawisze. Jest to czasochłonne, ale praktyczne – przynajmniej nie będę się oszukiwał, że dziewczyna ogrywa mnie w wiekowe już Injustice: Gods Among us tylko dlatego, iż oddałem jej jedynego w domu pada i nie znam obłożenia przycisków na klawiaturze.
Gametime
Jak łatwo się domyślić, klawiatura świetnie radzi sobie z wszelkimi grami – wszak jest to jej główne zadanie. Bez względu na to, czy jest to FPS, MOBA, czy jakakolwiek inna produkcja wymagająca pomocy klawiatury – klikanie przy użyciu HyperX Alloy Origins jest bardzo przyjemne, przyciski chodzą lekko, co kontrastuje z wagą sprzętu. Klawiatura śpiewająco przeszła testy bojowe w CS:GO – wiadomo, że większość roboty robi mysz, jednak po wielogodzinnej sesji byłem zadowolony z „kliku”, jaki posiada HyperX Alloy Origins, dzięki czemu nie miałem najmniejszych problemów z bieganiem, wychylaniem się zza rogów czy precyzyjnym skakaniem. W osiągnięciu komfortu pomagają też wbudowane nóżki, które można rozstawić na trzy sposoby – 3, 7 oraz 11 stopni. Różnica wysokości pomiędzy opcjami jest spora i stanowi kwestię indywidualną – dla mojego nadgarstka 11 stopni było zdecydowanie zbyt strome.
Nie samym graniem człowiek żyje
HyperX Alloy Origins sprawdza się dobrze również w domowych zadaniach. Układ przycisków jest standardowy w dobrym tego słowa znaczeniu – przesiadka na klawiaturę nie kosztowała mnie dodatkowych literówek w czasie codziennej pracy. HyperX Alloy Origins jest dostępna w trzech wariantach przełączników – w testowanej przeze mnie wersji BLUE wrażliwsi mogą narzekać na spację, która jest trochę za wysoko. W wyniku tego pisanie bokiem kciuka po tysiącach uderzeń może stanowić dość bolesne doznanie dla osób nieprzyzwyczajonych do klawiatur o tak wysokich przyciskach. Podejrzewam, że odpowiednia podkładka pod nadgarstki wyeliminowałaby ten dyskomfort. Nie polecam też tej wersji nocnym markom – charakterystyczne klikanie słychać w całym mieszkaniu i niektórym domownikom (szczególnie mieszkającym w kawalerkach) dźwięki użytkowania mogą utrudniać zasypianie. Dla nielubiących hałasu i wyczuwalnego kliknięcia polecam wersję RED, natomiast niezdecydowanym zostawiam edycję AQUA – z którymi przełącznikami mamy do czynienia, informuje nas nalepka w prawym górnym rogu opakowania oraz odpowiedni numer katalogowy.
Uniwersalny żołnierz
HyperX Alloy Origins jest skutecznym wojownikiem, bez względu, na jaki front się go pośle. W warunkach cywilnych uwierać może wysoka spacja, jednak od strony technicznej sprzęt spisuje się bez zarzutu. Wbudowane klawisze funkcyjne pozwalają zmieniać zapisane wcześniej ustawienia klawiatury oraz sterować multimediami bez odrywania się od pracy, natomiast ponadkilogramowa konstrukcja z gumowymi nóżkami sprawia, że HyperX Alloy Origins nie ślizga się nawet po czystym stole. Dzięki swojej wadze klawiatura może posłużyć w samoobronie w czasie potencjalnej apokalipsy zombie, więc nic tylko brać (i grać).
Serdecznie dziękujemy firmie Kingston za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.