Site icon Ostatnia Tawerna

Hawajskie słońce w japońskim stylu – recenzja gry „Pokemon Ultra Sun”

Pokemony to jeden z niewielu fenomenów, które wciąż trwają. Japońskie stworki możemy napotkać w anime, mandze czy grach wideo, jakie stanowią bazę całych historii o tych kieszonkowych stworkach.

W 2016 roku otrzymaliśmy możliwość by zagrać w kolejny tytuł z azjatyckimi potworkami, którego akcja była osadzona w hawajsko-podobnym regionie o nazwie Alola i również w listopadzie 2017 ponownie nadarzyła się okazja by powiedzieć „Aloha” . Jednak mimo zapewnień twórców, że wciąż będą produkowane gry z Pokemonami, to może się okazać, że tytuł z 2017 to jedne z ostatnich tytułów o stworkach Satoshiego Tajiriego przeznaczonych na konsole Nintendo 3DS i jej krewniaków. Napiszę wam, czy warto zainteresować się tą wyjątkową przygodą, recenzując jeden z najnowszych dzieł Nintendo – Ultra Sun.

Pokemonów świat wita was

Pewnie wielu z was grało w Pokemony pod koniec lat dziewięćdziesiątych i na początku dwudziestego pierwszego wieku, czy to na Game Boy’u czy emulatorze GBA. I pewnie sądzicie, że to wciąż ta sama koncepcja. Otóż i tak, i nie. Otrzymujemy zupełnie zróżnicowany region, składający się z wielu wyspach, gdzie to woda morska dyktuje warunki, a fauna i flora są bogate przede wszystkim w wodne Pokemony, a samych nowych stworków jest ponda setka. Poza tym czeka nas zupełnie inna rozgrywka, trwająca ponad dwadzieścia godzin. Już na początku zostałem mile zaskoczony, że mój pierwszy rywal nie okazał się moim „śmiertelnym” wrogiem, jak Gary dla Asha. W starciu towarzyszyło małe „polinezyjskie tygrysiątko”, Litten, buchające ogniem, zaś mój pokedex wciąż się uśmiechał na dolnym ekranie i pokazuje mi mapę, by się nie zgubić. Sama Alola wydaje się być żywszą i bardziej realistyczną krainą niż te, z którymi mieliśmy do czynienia wcześniej w poprzednich tytułach. Wiele napotkanych NPC-ów posiada własne, oryginalne historie i oferuje ciekawe, a przy tym zróżnicowane questy.

Szkolenie dla młodych trenerów

Największy mankament całej rozgrywki to wciąż samouczek, którego nijak nie da się ominąć. Bywa irytującym fakt, że w żadnej z gier o Pokemonach nie da się wybrać opcji, jaka wskaże programowi, że jesteśmy doświadczonymi graczami i wiemy, co mamy robić. Z podobną kwestią mamy do czynienia z Battle Agency – narzędziem do internetowej interakcji z innymi trenerami, pojawiającym się już w poprzednich częściach.  Jednakże nowe elementy, jak nauka surfowania, i wykonywanie sztuczek na Mantine, były miłą odmianą i wymagały krótkiego przygotowania. Warto nadmienić, że opcja o nazwie Mantine Surf pozwala zarabiać nam Punkty Plaży, tak zwane Beach Points, tożsame ze znanymi już graczom Battle Points, za które można nabywać rzadkie przedmioty.

Godny uwagi następca

Czasami nawet wyjątkowo drobne różnice powodują ogromną zmianę. W porównaniu z zeszłorocznymi grami Pokemon Sun i Pokemon Moon, to najnowsze tytuły jakimi są Pokemon Ultra Sun i Pokemon Ultra Moon przypominają bardziej upgradowane wersje, podobnie jak Platinum czy Crystal, niż pełnoprawny sequel. Drobne zmiany, a wśród nich więcej ukochanych przez fanów stworków czy żywsze kolory, mogą ucieszyć nawet najbardziej wymagających graczy. Dużymi plusami okazały się także kwestia szybkiego sposobu zapisywania oraz usunięcie niektórych nudnych dialogów, jakie niepotrzebnie wydłużały grę. Razem otrzymujemy genialny tytuł sprawiający, że chcemy dłużej pozostać przy dwuekranowej konsoli.

Nasza ocena: 9,5/10

Można powiedzieć, że Ultra Sun czy niewiele różniący się od niego Ultra Moon to swoiste podstawki z DLC, na których Nintendo chce ponownie zarobić. Reakcja fanów przedstawia się jednak inaczej, a my mamy do odkrycia znacznie większą część regionu Alola i do złapania kolejne Pokemony. Niektóre stworki swoją formą przypominają kształtem legendarnego Solgaleo, Lunala i Necrozma. Dlatego nie ma co zwlekać, wyruszmy w epicką podróż. Przygodo, nadchodzimy!

Grafika: 10/10
Udźwiękowienie: 9/10
Fabuła: 9/10
Grywalność: 10/10
Exit mobile version