Site icon Ostatnia Tawerna

Groza jak z nut – kilka słów o musicalowych horrorach

Musical to forma sztuki, która garściami czerpie między innymi z dziedzictwa literatury i kina. Nie ma co owijać w bawełnę – jeśli jakiś tytuł odniósł komercyjny sukces, jest wysoce prawdopodobne, że doczeka się śpiewanej wersji scenicznej. Wystarczy wspomnieć, że na deskach teatrów muzycznych wystawiane są spektakle na podstawie Shreka, Monty Pythona i Świętego Graala, Władcy Pierścieni, Metropolis, Spider-Mana, a także Wiedźmina. Temat i gatunek nie mają znaczenia. Istnieją musicale historyczne, biograficzne, komediowe, romantyczne, fantasy, science-fiction, a także… horrorowe. I właśnie o tych ostatnich traktować będzie niniejszy tekst.

Upiór w teatrze

Mogłoby się wydawać, że opowieści grozy nie bardzo nadają się do przedstawienia na scenie. A co dopiero w formie śpiewanej! W końcu w horrorach zwykle istotne jest budowanie napięcia poprzez niedopowiedzenie, ograniczone pole widzenia, a także osobisty punkt widzenia (w filmach i grach należących do tego gatunku nierzadko używa się zbliżeń lub perspektywy bohatera). Takich zabiegów nie da się zastosować w teatrze, w którym widzowie oglądają wydarzenia, siedząc w stałej odległości od sceny. Nie ma też mowy o sugestywnej, szczegółowej scenografii i charakteryzacji ani o wykorzystaniu efektów komputerowych lub realistycznej animatroniki.

Śpiewaj, Aniele muzyki

Mimo to autorzy musicali nader często sięgają do horrorów, przekładając na język teatru muzycznego klasykę literatury i filmu tego gatunku. Historie Frankensteina i Draculi doczekały się tak wielu rozmaitych adaptacji musicalowych, że nawet nie wiadomo, od której zacząć. Kultowy Upiór w operze* zdecydowanie przebił swoją popularnością literacki pierwowzór i jest równie (jeśli nie bardziej) znany od produkcji studia Universal z 1925 roku. Jekyll i Hyde nie zrobił tak spektakularnej kariery, stanowi jednak tytuł godny polecenia. Występ Davida Hasselhoffa w roli tytułowego doktora (i jego mrocznego alter ego) nie stanowi może najlepszej rekomendacji, ale jest na tyle kuriozalny, że nie można go nie przytoczyć.

Lecz klasyka to nie wszystko! Na przestrzeni lat producenci adaptowali również nowsze dzieła. W ten sposób powstały takie spektakle, jak: Sweeney Todd, Lestat czy Carrie. Nierzadko twórcy uderzali w bardziej komediowe tony, czego efektem są między innymi: Young Frankenstein, The Addams Family, Little Shop of Horrors czy niezwykle popularny Taniec wampirów na podstawie Nieustraszonych pogromców wampirów Romana Polańskiego.

Od grozy do kampu

Nie tylko odnoszące sukces książki czy hollywoodzkie filmy stawały się kanwą musicali. Dość powiedzieć, że nawet wyprodukowany przez słynną wytwórnię Troma Toksyczny mściciel doczekał się swojej śpiewanej wersji. Zresztą, przesadzona, kampowa stylistyka nieraz pojawia się w musicalach grozy.

Dobrym przykładem jest groteskowy, szokujący Repo! The Genetic Opera rozgrywający się w ponurym świecie przyszłości, w którym bezwzględni windykatorzy wycinają dłużnikom organy. Najbardziej znana produkcja tego typu to fenomenalny The Rocky Horror Show bezczelnie przerabiający motywy charakterystyczne dla horroru na dziwaczną farsę, w której szalony naukowiec okazuje się transwestytą z Transylwanii (nie krainy w Rumunii, tylko planety w galaktyce Transseksualnej) chcącym stworzyć idealnego kochanka…

Nie tylko profeska

W końcu dochodzimy do najbardziej krwistego kąska w temacie horrorowych musicali, czyli produkcji półprofesjonalnych lub całkowicie amatorskich. To właśnie na tym polu narodziły się  zwariowane pomysły, które chciałoby się zobaczyć na żywo, chociaż szanse na to są nikłe. Na szczęście niektóre z tych niezależnych produkcji doczekały się przynajmniej nagrań.

Fani żywych trupów, dubeltówek i wszystkiego, co groovy, zapewniam was: nie doświadczycie w życiu nic lepszego niż spektakl Evil Dead The Musical. Nie oszukujmy się, jak można przebić śpiewaną adaptację dwóch pierwszych części Martwego zła Sama Raimiego, w której jedna z piosenek nosi tytuł What the Fuck Was That? Nie da się.

Równie wyjątkowa pozycja czeka na miłośników prozy H. P. Lovecrafta. Oto stworzony przez grupę fascynatów A Shoggoth on the Roof – mieszkanka Skrzypka na dachu oraz mitów o Wielkich Przedwiecznych! Pozycja obowiązkowa dla wszystkich domorosłych kultystów Cthulhu. Przedstawienie otwiera piosenka o mackach – wydaje mi się, że dalszy komentarz jest zbędny.

Pozornie wydawałoby się, że horror i musical są jak ogień piekielny i święcona woda, a jednak da się je połączyć – i to często z fenomenalnym skutkiem. W końcu zarówno w teatrze, jak i w fantastyce chodzi o to samo – przekraczanie granic wyobraźni.

*W przypadku musicali, które były wystawiane w Polsce podaję tytuły polskie, w przeciwnym wypadku – oryginalne

Exit mobile version