Site icon Ostatnia Tawerna

Gratka dla wszystkich fanów RPG-ów i nie tylko – recenzja gry „Wildermyth”

Wszyscy, którzy kiedykolwiek zasiedli do klasycznej rozgrywki RPG – przy stole, z grupą znajomych, kartami postaci, zestawami kości i szykującym wyzwania mistrzem gry, wiedzą, jak unikalnym jest to doświadczeniem. O ile gry takie jak Baldur’s Gate lub Divinity pozwalają odczuć podobny „vibe”, to jednak nic tak mocno nie przypomina mi tych wielogodzinnych posiedzeń, jak Wildermyth od Worldwalker Games.

Od zera do bohatera

Początki, jak to zwykle bywa, są w Wildermyth całkiem skromne i niepozorne. Zaczynamy jako trójka młodych ludzi, dotąd parających się farmerstwem, spokojną uprawą ziemi, a wrzuceni zostają w wir wydarzeń, które ukształtują z nich wielkich herosów – mocarnych wojowników, zwinnych łowców oraz potężnych mistyków. Ich statystyki na wejściu są oczywiście niezbyt imponujące, lecz możemy je do woli przetasowywać, by uzyskać możliwie jak najbardziej zadowalający nas wynik. Każda z postaci ma własną historię, cechy, osobowość, możemy również zmieniać ich wygląd (budowę ciała, karnację, kolor włosów, fryzurę itp.) oraz nawet wybrać orientację seksualną, co, wbrew pozorom, jest dość istotne, gdyż mogą one wchodzić ze sobą w romantyczne relacje. Saga drużyny (jej nazwę nadać możemy sami, więc wykażcie się kreatywnością!) rozpoczyna się w płonącej wiosce, gdzieś w krainie zwanej Yondering Lands. Kto wie, gdzie z czasem doprowadzi nas przewrotny los…

Wszyscy po kolei

Rozgrywka to sama przyjemność – turowe walki przeplatane są eksploracją mapy oraz komiksowymi wstawkami, ukazującymi bieg wydarzeń, na który niejednokrotnie mamy wpływ i możemy podejmować decyzje, skutkujące najróżniejszymi rezultatami. Gra na samym początku podsuwa bardzo konkretne i pomocne podpowiedzi, nie stanowią one sztywnego tutorialu, lecz są sprawnie wplecione w historię. Postacie zbierają doświadczenie oraz lepsze elementy ekwipunku, a my mamy wpływ na to, w jaki sposób rozwijać będziemy poszczególne klasy. Niestety (lub „stety”, to już zależy od podejścia) mamy owych klas niewiele, bo tylko 3, już zresztą wcześniej wspomniane. Są nimi – wojownik, łowca i mistyk, z których ten pierwszy wydawał mi się zdecydowanie najnudniejszy, natomiast ostatni okazał się najciekawszy pod względem możliwości „budowania” postaci oraz jej umiejętności. Najważniejsze będzie taktyczne podejście do sprawy i dobra znajomość mocnych stron naszych herosów, a są one bardzo intuicyjne – wojownik raczej nie nada się do ataków dystansowych, walka w zwarciu to zdecydowanie nie jest bajka łowcy, a mistyk z pomocą magii świetnie wykorzysta różne elementy otoczenia.  Powiedziałabym, że fani szybkiej rozgrywki nie mają tutaj czego szukać, bo hej… Czego spodziewacie się po rasowym RPG? Lecz myślę, że nawet amatorzy wartkiej akcji, pościgów i wybuchów zachłysną się nietuzinkowością Wildermyth i dadzą szansę taktycznej walce turowej.

Przygody, radość i łzy

Emocje, niewymuszone oraz w pełni szczere, towarzyszyć nam będą przez każdą kampanię prowadzoną w Wildermyth i właśnie to sprawia, że ta gra jest tak wyjątkowa. Zło i wyzwania czyhają na każdym kroku, pokój jest kruchy i nigdy nie trwa wiecznie. Gdy po długiej podróży naszej dzielnej drużynie uda się wydrzeć z łap potworów jeden skrawek ziemi i go ucywilizować, gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że to przecież tak niewiele, jeszcze tyle jest do zrobienia i odkrycia… a godziny, dni, tygodnie oraz miesiące pędzą w zastraszającym tempie. Czas – mija nieubłaganie, prawda? Jedyny wróg, którego nie da się pokonać żadnym sposobem. Można chwilowo opierać się jego wpływowi, jednak ostatecznie zawsze to właśnie on zwycięża i udaje mu się pokonać nawet najwspanialszego bohatera. Chcę przez to powiedzieć, że nasi herosi się starzeją i fakt ten z jednej strony napawa dumą, gdyż możemy obserwować, jak wzrastają i doskonalą swe umiejętności, lecz z drugiej –  powoduje nieprzyjemne, dławiące uczucie smutku, gdyż blask ich chwały w końcu przygasa. Jak to się stało, że ten rześki młody chłopaczek, ledwie chwilę temu nie potrafiący dobrze unieść wideł, by się obronić, teraz jest posiwiałym mężczyzną, który podczas swego długiego życia zgłębiał z ochotą arkana magii? Gdzie podziała się gładkolica dziewczyna, czyżby ta poważna kobieta odziana w strój wojownika była naprawdę tą samą osobą? A co z tamtym rosłym młodzieńcem, wspaniałym wojownikiem, niegdyś tak chętnym do bitki? Dziś jest zmęczony wojażami i woli spokojniejsze zajęcia niż wyżynanie potworów – czas na emeryturę.

Oczywiście w świecie najeżonym zagrożeniami czasami nie udaje się dożyć sędziwego wieku i muszę przyznać, że utrata bohatera w trakcie walki, po godzinach z nim spędzonych, bolała niesamowicie (choć istnieje możliwość zapisania go i wykorzystania w kolejnych kampaniach, ale rozumiecie… To nie to samo). Całym sercem przywiązywałam się do tych wyglądających jak papierowe figurki postaci, razem z nimi przeżywałam każdy wzlot, upadek, przejawy sympatii lub rywalizacji, romanse… Ba! Czułam niemalże rodzicielską satysfakcję, gdy jeden z herosów doczekał się potomka, którego później uczył swojego „bohaterskiego rzemiosła”. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio aż tak zżyłam się z bohaterami i jest to coś, za co twórcom Wildermyth dziękuję.

Niepodważalny urok prostoty

Oprawa graficzna Wildermyth jest przede wszystkim prosta, a przez to niesamowicie przyjemna w odbiorze. Oczywiście nie każdemu musi podobać się styl, a ten kojarzy mi się z planszówkami lub też z książeczkami dla dzieci, lecz absolutnie nie można mu odmówić uroku. Oczy nie męczą się podczas rozgrywki, która wciąga na długie godziny, co jest kolejną wielką zaletą. Ścieżka dźwiękowa również jest bardzo przyjemna dla ucha i świetnie pasuje do całości.

Nasza ocena: 9,5/10

Zdecydowanie jeden z najlepszych niezależnych tytułów, w jakie zagracie w tym roku. Rozgrywka inspirowana klasycznymi grami RPG typu D&D. Gwarantowane długie godziny wypełnione świetną zabawą.

Grafika: 9/10
Udźwiękowienie: 9/10
Grywalność: 10/10
Fabuła: 10/10
Exit mobile version