Site icon Ostatnia Tawerna

„Gnijąca Panna Młoda” jako sposób na oswojenie się ze śmiercią

Lęk przed śmiercią towarzyszy ludziom od zawsze. Kiedyś umierali w swoich domach, w atmosferze ciepła rodzinnego i miłości, gdy umieranie było jeszcze czymś oswojonym. Rozwój medycyny, a raczej przymus dążenia do wydłużenia  naszego życia, spowodował swoiste odwrócenie – nieubłagalność końca, wpisana w samo istnienie, stała się problemem. Nie przemawia już do nas postawa pogodzenia się z losem. I ma to swoje odbicie w filmach, po które czasem sięgamy.

Ratunku!

Z pomocą w radzeniu sobie z tematem śmierci przychodzą nam często horrory, w których udział biorą powstali z grobu lub duchy. Poddajemy się wtedy nieprawdopodobności prezentowanej historii i dajemy zezwolenie, by poprowadzić się w wizję nieznanego świata, czego efektem ubocznym zdaje się być powolne akceptowanie nadnaturalności pewnych zjawisk. Mimo takich terapeutycznych zalet horrorów[1], lepszym sposobem na oswojenie trudnych tematów wydają mi się jednak czarne komedie, czerpiące z nich elementy grozy i wykorzystujące je na swój groteskowy sposób. Dzieła z morałem bezapelacyjnie wysuwają się na prowadzenie, dlatego też postanowiłam przyjrzeć się Gnijącej Pannie Młodej reżyserii Tima Burtona oraz Mike Johnsona (choć tego drugiego często się pomija!).

Młody Victor, syn tak zwanych nowobogackich, ma poślubić arystokratkę Victorię, której rodzina roztrwoniła rodowy majątek – i przez aranżowane małżeństwo próbuje ratować swoją sytuację finansową. W dniu próby ślubu przyszły Pan Młody poznaje wybrankę, w której się zakochuje, z wzajemnością. Jednak ze zdenerwowania nie potrafi poprawnie wypowiedzieć słów przysięgi. W końcu rozżalony wybiera się na spacer, w trakcie którego stara się ją zapamiętać. Gdy udaje mu się pewnym siebie głosem wypowiedzieć wiążące słowa, zakłada obrączkę na wystający w lesie korzeń. Jednak ten okazuje się palcem tytułowej Gnijącej Panny Młodej, która zgadza się zostać jego żoną. Victor komplikuje swój los, a osią filmu stają się jego próby odkręcenia pomyłki. Co, jak w typowej komedii przypadku, powoduje kolejne problematyczne sploty wydarzeń.  

 

„Ludzie umierają, by się tu dostać!”

Podobnie jak w innych filmach Burtona, świat martwych jest oswajany nie tylko przez jego prezentację, ale okazuje się bardziej atrakcyjny niż świat żywych, co widać już przy porównaniu ich warstw kolorystycznych. Martwi są kolorowi, paradoksalnie pełni życia, zupełnie jak ich egzystencja „tam na dole”, gdzie zabawa ciągle trwa. Pierwsze miejsce, w które trafia Victor po mrocznych zaślubinach to bar, gdzie tętni życie, a muzyka porywa do tańca. Leją się tam zielone trunki, toczą małe kłótnie, snute są historie mieszkańców podziemia i witani są nowi przybysze – czyli źródła kolejnych opowieści – których pojawienie się stanowi pretekst do dalszego świętowania. Żywi natomiast poruszają się jakby tkwili wciąż w letargu, ospali i niechętni, otoczeni wyblakłymi odcieniami szarości i błękitu. To ich świat zdaje się odpowiadać określeniom zmarłego: zimny, sztywny, przygaszony i…bez życia. Wesele Victorii uosabia to odwrócenie porządków. Goście bez pulsu nie są w stanie powstrzymać swojej euforii, natomiast ci drudzy nie okazują żadnego zainteresowania. Żyjący są karykaturami umarłych – odbijają się w krzywym zwierciadle. „Drugie piętro” ma do zaoferowania niewiele.

Jedno tylko wszędzie istnieje niezmiennie: miłość. To ona zmienia nasze podejście do bohaterów, niezależnie od bicia ich serca. Rytuały, czyli tradycja, są obecne i pilnowane w obydwu światach ukazanych w Gnijącej Pannie Młodej. Wartość składanych tutaj obietnic jest wysoce wiążąca.

Ucieleśnieniem zła okazuje się natomiast zaślepiony pychą, chciwością i arogancją morderca, odbierający życie z egoistycznych pobudek – dla własnych celów majątkowych. Jednak dościgniona wina, moralna siła świata z morałem sprawiła, że staje się on swoim własnym zabójcą. W finałowej sekwencji Barkiss Bittern, o którym mowa, czyli w wolnym tłumaczeniu: Szczekający Gryzący (tyle tylko robi, dużo mówi i trafia swoimi ugryzieniami w czułe punkty) przegrywa. Victor i Victoria, zgodnie z zasadą znaczących imion, odnoszą zwycięstwo nad złem. Emily, samotna Panna Młoda, czuje się uwolniona po ukaraniu sprawcy, a następnie zmienia się w rój motyli. To skrzydlate i piękne stworzenia, których życie jest krótkie i ulotne, otwierają oraz zamykają film, stając się tym samym klamrą kompozycyjną całości. 

Zatem gdy historia dobiegła końca, okazało się, że bohaterzy pokonali przeciwności losu, prezentując gotowość do poświęceń. W związku z czym zostali nagrodzeni: miłością i wolnością. A więc, mimo niekiedy nietrafnych wyborów, czasem przypadkowych, wybrnęli z trudnej sytuacji. Daje to widzowi nadzieję na przezwyciężenie przeciwieństw we własnym życiu, w oczekiwaniu na swoje własne szczęśliwe zakończenie.

 

Second Hand

Jak wiemy, śmiech pozwala stawić czoło lękom. Gdy znika powaga i pojawia się dystans, łatwiej jest znaleźć właściwe rozwiązanie różnych problemów.

W analizowanym filmie bawi cały świat przedstawiony, a także użyte w nim określenia. I tak na przykład, gdy zwrot „second hand” oznacza wystawione na sprzedaż używane rzeczy, zostaje on – niby przewrotnie – wykorzystany w bardzo dosłowny sposób. Właśnie dosłowność tego, co żywe w świecie tego, co martwe, powoduje komiczne sytuacje. Kukiełki w tej poklatkowej animacji mają też w sobie coś z grozy, ale tej groteskowej. Trochę przerażają, a jednocześnie fascynują – zupełnie jak śmierć.

Obawa przed tą ostatnią ma charakter zbiorowy, a film jest nośnikiem docierającym do mas, a zatem przyciąga uwagę licznego grona odbiorców. Ma więc możliwość wpływania na nich. Burton do obudzenia dziecka w dorosłym widzu używa kiczu – choć jego karykaturalni bohaterzy ocierają się nawet o kamp, przez co może identyfikować się z nimi każdy wykluczony. Victor jest traktowany jak miernota, której jak to mówi jego matka: „żadne zwłoki by nie zechciały”. Czasem każdy mierzy się z poczuciem własnej wartości, które często spada w chwilach porażki, przez co nieidealny bohater staje się nam bliższy. Bowiem przypomina chwilami nas samych.

 

Oswojenie

Czarna komedia uczy, straszy i bawi. Reżyserzy w tej niby gnijącej historii zdołali wskazać na wiele uniwersalnych problemów, w głównej mierze skupiając się właśnie na tematyce śmierci. Mimo że świat żywych przez niemal cały film epatuje mrocznym, powolnym oraz niechętnym nastrojem, to para zwycięzców – Victor i Victoria – daje nadzieję na odzyskanie kolorów i energii. Obydwoje, początkowo przerażeni postacią Emily oraz jej kompanią nieumarłych przyjaciół, stopniowo oswajają się z ich obecnością i nawet zaczynają darzyć niecodziennych znajomych pozytywnymi uczuciami. Należy więc docenić możliwość zabiegu odwrotnej atrakcyjności, czyli ukazania życia po śmierci jako bardziej fascynującego od doczesności. Pozwala to sięgnąć po zaświaty, by otworzyć bramy pojęcia końca i usunąć z niego mrok i strach.

 

[1] Gdybyście chcieli dowiedzieć się więcej o terapeutycznych właściwościach filmów, sięgnijcie po książkę „Filmoterapia” Małgorzaty Kozubek.

Exit mobile version