Jeżeli wyszukacie na Wikipedii definicję tego gatunku i wypunktujecie to, czym się on charakteryzuje, to w ekranizacji powieści Richarda Morgana znajdziecie prawie wszystkie typowe dla tego gatunku elementy. Ale czy to wystarczy?
Chyba właśnie w schematyczności tkwi największy problem Altered Carbon. Ale zacznijmy od początku… Od cyfryzacji ludzkiej świadomości.
Na lodzie
Ten proces, obowiązkowo dokonywany na wszystkich obywatelach, daje ludziom możliwość życia nawet przez kilkaset lat — jeżeli tylko regularnie będą oni wymieniać kolejne ciała, potocznie zwane powłokami. I tu poznajemy właśnie naszego głównego bohatera — szorstkiego w obyciu i doświadczonego przez życie — Takeshiego Kovacsa.
Przed wydarzeniami przedstawionymi w serialu był on najemnikiem, potem świetnie wyszkolonym żołnierzem, następnie bojownikiem o wolność (przez sprawujących władzę nad światem nazywanym terrorystą), by w końcu stać się prywatnym detektywem.
To z jego perspektywy oglądamy świat i społeczeństwo przyszłości. Kovacs spędził dwieście pięćdziesiąt lat poza rękawem, a teraz został przywrócony do życia i otrzymał szansę na wolność. Pod warunkiem, że uda mu się rozwikłać sprawę tajemniczego morderstwa wpływowego miliardera Laurens Bancroft. I to właśnie ofiara tej zbrodni, już w nowym rękawie, chce dowiedzieć się, kto pociągnął za spust. Oczywiście możliwość przenoszenia świadomości do nowego ciała nie ułatwia rozwikłania tej tajemnicy, a przed Kovacsem trudne zadanie.
W kolejnych rękawach
Nie bez powodu we wstępie recenzji zaproponowałam zrobienie listy. Dziesięć odcinków tego serialu aż się o to prosi, bo wszystko wydaje się bardzo znajome.
Mamy w tej produkcji postęp technologiczny, za którym idzie moralna zgnilizna. Mamy dysproporcje klasowe, tygiel kulturowy, a także religijnych fanatyków i kontrkulturę do wszczepiania dysków i wydłużania życia. I w końcu buntowników, walczących z porządkiem świata w beznadziejnej sprawie. Kovacs dodatkowo podróżuje przez zatłoczoną i wyrastającą ponad chmury metropolię powietrznym autem, a wszystko wkoło rozświetlają wielkie neony reklamujące dziki konsumpcjonizm i wszelkie nieprzyzwoite rozrywki, które zapewnia stworzona specjalnie po to sztuczna inteligencja.
Jednak ta lista „Co powinno być w cyberpunku?” nie wystarczy. Co z tego, że całość wygląda, jak powinna, skoro wszystko wydaje się być odtwórcze, a sama historia ma sporo dziur i zwrotów akcji, które nie prowadzą do niczego? Pewne rozwiązania fabularne wydają się nie tyle proste, co zwyczajnie napisane na kolanie. Pojawiają się na ostatnią chwilę i służą temu, żeby stworzyć okazję do krwawej jatki, wywołać tanią sensację, doprowadzić do wyjątkowo obrazowej sceny erotycznej lub szybko zakończyć akcję w finale.
Na najniższych poziomach miasta scenografia i efekty prezentują się bez zarzutu — szczególnie rozwiązania na mostach. Jest brudno, ciemno, ciasno i wilgotno. Im wyżej, tym gorzej z CGI i z ciekawymi projektami. Jeżeli dobrze poszukać, większość tych lokacji — od apartamentów, po siedziby firm i sale zatrzymań — można znaleźć w amerykańskich serialach o prawnikach lub ludziach biznesu. Same wieżowce tych obrzydliwie bogatych wyglądają sztucznie, ale to nawet pasuje do ich oderwanych od rzeczywistości, nieco telenowelowych rezydentów, których jedynymi celami są zdrady, ukrywanie kolejnych sekretów, zbieranie antyków i picie drogiego szampana.
Także muzyka nie wprowadza w odpowiedni nastrój. Gorzej, bo niespecjalnie nawet zgrywa się z tym, co widzimy na ekranie. W najlepszym wypadku o ścieżce dźwiękowej się zapomina. W najgorszym, przy kilkunastu używanych tu utworach (współczesnych dla widzów), ma się skojarzenia z serialem dla nastolatków w stylu Teen Wolf, a nie z produkcją science fiction o tak dużej skali. Do tego dziwny montaż i slow-motion, używane w niekoniecznie dobrych momentach, psują atmosferę całości.
Duszy nie stwierdzono
Rewolucji w gatunku tym razem nie będzie. Tak, Altered Carbon prezentuje się przyzwoicie, ale to zdecydowanie za mało. Brakuje tu charakteru, pazura — czegoś, co naprawdę przykuwa uwagę. Do tego wyjątkowo powolne tempo kilku pierwszych odcinków może zniechęcić do dalszego seansu. Nie mogę też przestać myśleć o kiepskich wynikach boxoffice’a zdecydowanie lepszego Blade Runnera 2049. Trudno mi uwierzyć, że na Altered Carbon będzie więcej chętnych.
Nasza ocena: 5,6/10
Gołym okiem widać, że to produkcja na dużą skalę. Ale, poza rozmachem i świetną stroną wizualną, powinna znaleźć się tu interesująca historia. A tego zabrakło.
Fabuła: 5,5/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa wizualna: 8/10
Oprawa dźwiękowa: 3/10