Site icon Ostatnia Tawerna

Frodo Baggins, czyli jak film spłycił pewnego hobbita

Władca Pierścieni, dzieło światowej fantastyki, które zapisało się w literaturze złotymi, nieścieralnymi literami. Choć nie należy do najstarszych, to właśnie trylogia pióra J.R.R. Tolkiena sprawiła, że został wyodrębniony gatunek fantasy, łączący obecnie rzesze miłośników.

Dzięki historii o podróży ku zniszczeniu Pierścienia ukształtowała się powszechna obecnie wizja elfów i krasnoludów, powstały systemy RPG, jak chociażby Warhammer czy Dungeons and Dragons, pojawiło się mrowie opowiadań i powieści, których światy w ten czy inny sposób przypominały Śródziemie, wykreowano wiele świetnych gier, możemy uczestniczyć w tematycznych konwentach i larpach, czy w końcu czytać mrowie ciekawych artykułów na Ostatniej Tawernie. Również kinematografia z ochotą zaczęła sięgać do nowego gatunku, a najbardziej znanym dziełem, zdobywcą dziesiątek nagród (między innymi jedenaście Oskarów) jest ekranizacja (a jakże) właśnie Władcy Pierścieni.

Oczywiście film nie może w pełni oddać charakteru pierwowzoru. Biorąc pod uwagę ogrom treści zawartych na kartkach papieru, uwzględnienie jej całej zajęłoby nawet kilkadziesiąt godzin, co ówcześnie byłoby eksperymentem bardzo kosztownym i niepewnym. Nie uświadczymy w ekranowej adaptacji Petera Jacksona takich chwil, jak choćby sprzedaży Bag End, trafienia na Mogilne Kopce czy wyniszczenia Shire przez Sarumana. Cięcia nie oszczędziły również wielu postaci tak ważnych dla części wydarzeń, jak Tom Bombadil, czy też epizodycznych, pokroju Radagasta (choć ten ostatni, kpiąc z chronologii wydarzeń, ukazał się w Hobbicie).

Film również nie może uchwycić niektórych aspektów psychologicznych, co dla wszechwiedzącego narratora jest bułką z masłem. W szczególności problem stanowiło ukazanie kuszącej potęgi Pierścienia, która zamiast wzywać, ukazała imć Boromira jako Tego Złego, a swego powiernika jako… No właśnie. Jak znany reżyser pokazał nam drugiego z najbardziej znanych Bagginsów?

Elijah Wood jako Frodo Baggins – zdjęcie z filmu „Władca Pioerścieni. Drużyna Pierścienia”

Lebiega Pierścienia

Odpowiedź jest dość prosta: fatalnie. Władca Pierścieni to moja pierwsza powieść, po której przeczytaniu żałowałem, że zaprezentowana mi historia dobiegła końca. Z rozkoszą poznawałem dalsze losy bohaterów, przeżywałem z nimi trudy i znoje, a często krytykowane obszerne opisy przyrody były dla mnie czymś, co zapadało w pamięć. Tymczasem widok Froda, granego przez Elijaha Wooda, jest dla mnie katorgą i przewijam sceny z jego udziałem, gdy tylko nadarza się taka możliwość (z wyjątkiem satysfakcjonującego dźgnięcia przez Shelobę). „Why you don’t like my master” -mógłby się mnie zapytać Sméagol.

Niestety, wychowanek Bilba został przedstawiony jako zwykła lebiega, która bez swego wiernego towarzysza zginęłaby przygnieciona, pozostającym od tysiącleci niewzruszonym, kamieniem, nawet pomimo tego, że ten by ze swego miejsca spoczynku się nie ruszył. Najdobitniej ukazuje to scena z błędnymi ognikami. W książce czytamy:

Gamgee zawrócił kilka kroków w ciemności, bojąc się oddalać za bardzo i mówić głośniej niż chrapliwym szeptem. Nieomal wpadł na Froda, który w zamyśleniu wpatrywał się w blade światełka; z jego rąk zwieszających się wzdłuż ciała skapywały woda i szlam.

— Mości Frodo, chodźmy — prosił Sam. — Niech pan się im nie przypatruje. Gollum mówi, że nie wolno. Trzymajmy się go i wyłaźmy z tego miejsca jak najszybciej, jeśli w ogóle to nam się uda.

— Tak, tak — powiedział Frodo, jak gdyby wyrwany ze snu. — Idę, już idę!

Tymczasem w wizji Petera Jacksona widzimy Bagginsa wpatrującego się w martwą twarz poległego wojaka tylko po to, by bez większego powodu paść jak kłoda prosto w śmierdzące bagno. Nawet jeśli w tej scenie miała być ukazana jakaś mityczna, złowroga moc, zdecydowanie się gdzieś ulotniła, zostawiając nam nędzny widok kogoś niedołężnego.

Podobnie sprawa miała się z przechodzeniem w pobliżu Minas Morgul. Owszem, w obu wersjach splugawiona wersja Minas Ithil swą mocą przyciągała Powiernika Pierścienia, o ile jednak w filmie Sam z Gollumem mieli spore problemy z zatrzymaniem twardo idącego ku własnej zagładzie towarzysza, który nie sprzeciwiał się autodestrukcyjnym działaniom, tak w oryginale potrzebne było tylko ich wsparcie, a walka z pokusą odbywała się wewnętrznie:

Frodo potarł dłonią czoło i z trudem oderwał wzrok od miasta na skale. Lśniąca wieża fascynowała go i owładnęło nim straszliwe pragnienie, aby jaśniejącą drogą pobiec ku bramie. Walcząc ze sobą, odwrócił się, a wtedy poczuł opór Pierścienia tak silny, że łańcuszek przesunął się na jego szyi.

IQ lembasa

Filmowemu bohaterowi nie tylko można zarzucić całkowity brak instynktu samozachowawczego, ale również intelektu. Jak inaczej nazwać jego podejście do niebezpiecznego Golluma? Książkowy spadkobierca Bilba doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż prędzej czy później ich przewodnik zdradzi, natomiast ekranowy odpowiednik w pełni zaufał swemu nowemu podopiecznemu, polegając na nim bardziej niż na wiernym współplemieńcu. Naiwność i ślepota zostały utrwalone w wizerunku nosiciela kolczugi z Mithrilu tak bardzo, że zaowocowały najgłupszą sceną w całej ekranizacji, czyli wrobieniem Sama w zjedzenie ostatnich Lembasów. „Co z tego, mój drogi ogrodniku, że jesteśmy w najgorszym miejscu, jakim można, gdzie każda pomoc cenniejsza jest od złota. Co z tego, że jesteś mi oddany jak nikt, bez ciebie zginąłbym już kilkadziesiąt razy? Cokolwiek zrobimy nasze zapasy żywności już się nie odnowią? Zjadłeś dwa chlebki za dużo, więc musisz teraz zawrócić, minąć Minas Morgul, przejść przez bagna, na których bez Golluma się zgubisz, przemaszerować przez sam środek konfliktu zbrojnego pomiędzy siłami Mordoru i Gondoru, by potem przedzierać się przez lasy i rzeki, a mnie zostawić na pastwę największego zła, jakie nawiedza teraz Śródziemie” zdaje się myśleć nasz bohater, przeganiając najwierniejszą istotę w całej tej historii. Nie muszę chyba dodawać, że tolkienowscy hobbici nie wymyślili by czegoś takiego nawet w formie bardzo złego żartu.

Elijah Wood jako Frodo Baggins – zdjęcie z filmu „Władca Pioerścieni. Powrót Króla”

Słaby Powiernik słabego Pierścienia

Jak już wspomniałem na wstępie, film przez całe swe trzy części ma spory problem z ukazaniem siły Jedynego. Tak jest oczywiście i w przypadku brzemienia przygniatającego biednego Froda. Pierścień dysponował prawdziwą potęgą, na tyle dużą, iż w końcu, w samej Górze Przeklętej, zawładnął wyjątkowo odpornym psychicznie niziołkiem, choć ten do końca zdawał sobie sprawę z powagi problemu:

— Nie, Samie — powiedział ze smutkiem. — Dzięki za chęć pomocy, ale musisz zrozumieć, że to moje brzemię i nikt inny nie może go za mnie ponieść. Teraz już za późno, kochany Samie. Drugi raz już mi nie pomożesz w ten sposób. Jestem już prawie całkowicie w jego władzy, a gdybyś usiłował mi go odebrać, wpadłbym w szał.

Co więcej, jego świadomość pozwalała mu na trzeźwy osąd nawet przy całkowitym braku możliwości fizycznego oporu:

(…) jednak na sam ten widok Frodo runął na ziemię, a jego ręka poszukała na szyi łańcuszka.

Sam klęknął nad panem i usłyszał jego prawie nieuchwytny szept:

— Pomóż mi, Samie! Pomóż mi! Przytrzymaj moją rękę, bo ja nie mogę!

Tymczasem filmowy odpowiednik dzielnego mieszkańca Shire od samego początku był zafascynowany zgubnym artefaktem. Gdy inni nie widzieli, przyglądał się mu, głaskał, podziwiał, a cały ogrom swego oczarowania szybko skrywał przed każdym, kto się tylko zbliżył. Nawet nałożenie ciężkiego łańcuszka, który Sam zwrócił mu na szczycie orkowej wieży, musiało się odbyć z odpowiednim namaszczeniem i oddaniem. Ten ślepy zachwyt sprawił, że prócz tworzenia negatywnego wizerunku Bagginsa, trudno odczuć narastającą siłę Pierścienia wraz ze zbliżaniem się do celu.


Oczywiście można by wskazać niejeden jeszcze przypadek popsucia postaci względem ich książkowych odpowiedników. Boromir został ukazany jako ten zły, który nawrócił się na łożu śmierci, Faramir stał się niezbyt bystrym, zaślepionym głupcem pragnącym jedynie zaimponować swemu ojcu, jednak to właśnie w przypadku słynnego hobbita przemiana jest na tyle rażąca, że aż nie do zaakceptowania. A może jednak dostrzegacie jakieś plusy takiej kreacji Froda, których ja dostrzec nie potrafię?

Przytoczone fragmenty książki pochodzą z przekładu Jerzego Łozińskiego, wydanej przez Wydawnictwo Zysk i S-ka.

Exit mobile version