Site icon Ostatnia Tawerna

Fragment książki „Star Force: Podbój”

Lubicie przeczytać fragment książki zanim ją kupicie? W takim razie dziś mamy dla was kilka zdań z Podboju B.V. Larsona.

Kolejny rozdział bestsellerowej serii B.V. Larsona, króla Amazona. Wielka międzygwiezdna wojna między robotami a istotami żywymi trwa. Siły Gwiezdne ponownie muszą powstrzymać maszynowych najeźdźców – ale jak?

Kyle’owi Riggsowi udało się uwolnić Ziemię od makrosów, jednak za ogromną cenę. Wielkie maszyny już mu dłużej nie ufają. Jak wściekły pies, musi zostać wyeliminowany, a razem z nim Siły Gwiezdne. Jeśli ten plan się powiedzie, ludzkość czeka zagłada.

Podbój
B.V. Larson
Fragment

Patrząc na Sloana przygotowującego ludzi, nagle coś so­bie uświadomiłem.

– Kapitanie – powiedziałem na kanale dowódczym.

– Tak, pułkowniku?

– Proszę wysłać ludzi drużynami.

Spodobał mu się ten pomysł i wydał rozkazy. Skoczyła pierwsza drużyna, potem druga. Sloan dołączył do trzeciej. Widziałem jego niebieski pancerz pomiędzy licznymi czer­wonymi. Kolorowe diody widoczne były przez długi czas.

Krawędź przekroczyła już większość kompanii, kiedy na­gle zaczęło się zamieszanie. Na początku pojawił się strumy­czek bąbli. Po chwili woda jakby się zagotowała. Bąbli było zdecydowanie za dużo. Widziałem już takie i wiedziałem, że moi ludzie mają kłopoty. Pancerze wypuszczały takie bąble tylko w jednej sytuacji – kiedy pękły.

Słyszałem wołania na linii, wezwania jeden do drugiego. Przekazywali sobie komendę. Do nas dotarła już jako krzyk.

– Za głęboko! Uwolnić kapsuły!

Każdy z nas posiadał pęcherz ratunkowy, pozwalający na szybkie wynurzenie. Niestety, okazało się, że na pewnej głębokości przestawał działać. Kiedy gaz próbował pod ciśnieniem napełnić plastikowy pęcherz, ten najczęściej pękał. Tylko kilku ludzi wypłynęło, ciągniętych przez linkę zacze­pioną o jeden nadgarstek. Na naszej wysokości odcięli się i przemieścili na skraj dziury.

Inni wypłynęli, używając napędów. Trwało to dłużej, ale marines mieli większą kontrolę. Liczyłem powracających. Zdążyliśmy wysłać około siedemdziesięciu i większość straciliśmy.

Spojrzałem w dół. Obok mnie natychmiast znalazł się Kwon. Tego ponadwymiarowego, podświetlonego na zielo­no pancerza nie dało się nie rozpoznać.

– Pułkowniku Riggs? – spytał. – Co się stało?

– Pancerze nie wytrzymują głębokości – wyjaśniłem. – Implodują. Jak okręt podwodny, który uderzy w dno. Nani­ty nie wytrzymały i rozszczelniły pancerze. Ludzie zginęli.

– Ale jak powstała ta dziura?

– Podejrzewam, że zrobiły ją makrosy. Ustawiły mate­riały wybuchowe pod naszymi marines. Może była tu pod­wodna grota, akurat pod miejscem zbiórki dziesiątego ba­talionu. Tak czy inaczej, marines wpadli w dziurę. Mogli się z niej na początku wydostać, ale przypuszczam, że dowódca kazał sprawdzić, co jest na dnie. Pewnie nie zdawał sobie sprawy, że pancerze w końcu pękną.

– Ale to prowadzący powinien zobaczyć, co się dzieje, i pójść w górę, jak ludzie Sloana.

– Może. Ale z drugiej strony mogli skoczyć razem i jed­nocześnie wejść w strefę śmierci.

– Hej, sir – przerwał mi Kwon, wskazując krawędź. – Kto to?

Spojrzałem w dół i uśmiechnąłem się. Zbliżał się do nas niebieski pancerz. Nie wiedziałem, w jaki sposób przeżył, wiedziałem jednak, kto to jest.

– To, mój drogi, nasz niezniszczalny kapitan Sloan.

Oficer podnosił się wolno, ale cały czas parł w górę.

– Może ma uszkodzony pancerz – powiedział Kwon. – Wygląda, jakby nie działał jeden napęd.

– Hej, Sloan – krzyknąłem. – Dobrze cię widzieć. Przez ciebie przegrałem zakład z Kwonem.

– Poważnie? – spytał sierżant. Jeszcze raz wskazał w dół. – A to co?

Nikt mu nie odpowiedział, ponieważ wszyscy znali­śmy już odpowiedź. Sloan nie miał kłopotów technicznych z pancerzem. Wszystkie napędy pracowały pełną mocą. Pęcherz także. Niestety, pod jedną stopą wisiała mu górna połowa makrosa.

Wycelowaliśmy i ostrzelaliśmy potwora. Z każdego mio­tacza uniosła się chmura bąbli, a robot został rozerwany na kawałki. Po chwili kapitan Sloan znalazł się obok mnie.

– Było blisko – powiedział.

Pokiwałem z uznaniem głową.

– Bliżej niż zazwyczaj, nawet jak na ciebie.

Exit mobile version