Site icon Ostatnia Tawerna

Film, który zmienił moje życie

Źródło: videoblocks.com

Idąc do kina czy siadając przed telewizorem, nigdy nie wiemy jak duży wpływ może mieć na nas film, który za chwilę obejrzymy. Nasie redaktorzy dzielą się z Wami tytułami, które mocno wpłynęły na ich życie.

Legenda

Legenda to prawdopodobnie pierwszy film fantasy, jaki miałem przyjemność obejrzeć. Byłem wtedy dzieckiem i po seansie długo zbierałem szczękę z podłogi. Z miejsca oczarował mnie baśniową otoczką, przeplataną mrocznym klimatem. Nigdy nie zapomnę przerażającego i – nomen omen – świetnie ucharakteryzowanego antagonisty, nawiedzającego mnie później w sennych koszmarach. Szczerze polecam nawet dziś, ponieważ film w dalszym ciągu mężnie się broni, przede wszystkim wspomnianym wcześniej klimatem, ale i ciekawą historią.

To także jedna z pierwszych ról Toma Cruise’a, który później raczej nie grywał w podobnych produkcjach, chyba że sci-fi. Ridley Scott na fotelu reżysera oraz muzyka Jerry’ego Goldsmitha również robiły swoje. Po prawdzie nie jest to wybitne dzieło, niemniej każdy miłośnik tego typu kina zdecydowanie powinien je znać. Dzięki rzeczonemu obrazowi uświadomiłem sobie także, że gatunek fantasy na stałe zostanie moim ulubionym, niezależnie czy to film, książka czy też gra. – Dawid Szulc

Źródło: miltonagency.com

Harry Potter

W dzieciństwie najmocniej wpłynął na mnie świat Harry’ego Pottera – zarówno książki o młodym czarodzieju, jak i ekranizacje filmowe. Pamiętam, jak w dzieciństwie siadałam na balkonie z książką w ręku i czytałam aż do zmroku, kiedy rodzice wołali mnie na kolację. Potem, oczywiście, nadeszły filmy i majestatyczny budynek Hogwartu, fantastyczne zwierzęta, oraz dziesiątki niesamowitych zaklęć, które śniły mi się po nocach. Przez chwilę sama chciałam zostać potężną czarodziejką, ale niestety los sprawił, że nigdy nie przyleciała do mnie sowa z listem ze szkoły magii. Znudzona oczekiwaniem, postanowiłam zgłębiać sztuki tajemne na własną rękę, między innymi w książkach fantasy, filmach, grach, komiksach, a nawet muzyce. Może i nie zostałam czarodziejką, ale za to wiem co zrobić żeby odpędzić dementora, jak się obchodzić z rogogonem węgierskim i czym są horkruksy, oraz wiele więcej.  – Olga Tomczak

Źródło: ukscreen.com

Niekończąca się opowieść

Jednym z filmów, który miał na pewno na mnie wpływ, z którego być może jeszcze w dzieciństwie nie zdawałam sobie do końca sprawy, była „Niekończąca się opowieść” z 1984 roku.

Film mówi o tym, by nigdy nie przestawać marzyć i zawsze robić to o czym się śni. Mimo, że opowieść jest bardzo mroczna i smutna, to niesie ze sobą duże pokłady pozytywnego myślenia i uczy by nie tracić nadziei w trudnych chwilach, nawet gdy cały świat się wali.

Opowiada historię chłopca imieniem Bastion, który w młodym wieku nagle traci matkę a ojciec oczekuje od niego większej odpowiedzialności, co powoduje że spada na niego ciężar szybszego zmierzenia się z dorosłością.

Chłopiec przypadkiem trafia na książkę o świecie zwanym Fantazją, w którym młodziutki wojownik Atrey wyrusza w podróż, by odnaleźć Południową Wyrocznię i odkryć sposób na uratowanie Fantazji przed pochłonięciem jej przez Nicość. Wkrótce okazuje się, że losy obu bohaterów są ze sobą połączone.

Początkowo nie wiadomo dokładnie, czemu Nicość pochłania Fantazję. Jednak bliżej końca filmu wilk Gmork wyjaśnia Atrey’owi „[Ludzie] tracą wiarę i nadzieję w sny. Ludźmi bez nadziei łatwiej jest sterować.”.

Także możemy tutaj pójść o krok dalej i powiedzieć, że mamy do czynienia z symbolicznym przeciwstawieniem się systemowi oraz odgórnie narzuconym autorytetom.

Gdy Cesarzowa pyta Bastiona „Czemu nie robisz tego o czym śnisz?”, on odpowiada: „nie mogę, bo muszę stąpać po ziemi”. Chłopiec próbuje spełnić oczekiwania ojca i chciałby być bardziej odpowiedzialny i dorosły… Jednakże, aby ocalić Fantazję Bastion nie może przestać marzyć.

Jeśli będziecie szukali kiedyś pokrzepienia, koniecznie sięgnijcie po ten film i pamiętajcie słowa szczęśliwego smoka Falkora „Nigdy się nie poddawaj a szczęście cię znajdzie”. – Agnieszka Bot

Źródło: cloudfront.net

Jestem legendą

Są takie filmy, z którymi każdy z nas potrafi się utożsamiać. Czasami bohaterowie zdają się być dla nas bliżsi z jakiegoś określonego powodu. Raz są to doświadczenia życiowe, wyznawane wartości czy usposobienie a innym razem osobowość. Choć nie tylko z uwagi na protagonistów dana produkcja zapada nam w pamięć. Często przesądza o tym charakter produkcji i to jakie wątki przedstawia. Filmem, z którym ja się utożsamiam jest Jestem legendą z 2007 roku w reżyserii Francisa Lawrence’a. Opowiada on historie samotnego naukowca Roberta Neville’a, który w postaopokaliptycznej rzeczywistości zdziesiątkowanej przez pandemię zarazy, próbuje stworzyć serum na wirusa, zmieniającego ludzi w krwiożercze wampiry. Pod mainstreamową powłoką film niesie ze sobą mocny przekaz. Poruszane wątki silnie oddziałują na emocje odbiorców, wywołując refleksje na temat ironii ludzkiego losu i samotności. Ponadto za z pozoru sztampowym motywem kryje się sugestywna metafora degrengolady człowieczeństwa, społecznego upadku cywilizacji ludzkiej i fatalistycznej egzystencji. Po obejrzeniu Jestem legendą dosadnie uświadamiamy sobie jak w wyniku napotkanych na drodze przeciwności i trudności można wszystko stracić w ułamku sekund. Film bowiem uczy nas doceniać w życiu to co mamy bowiem w każdej chwili może zostać to nam odebrane. – Marcin Panuś

Źródło: cdn1us.denofgeek.com

Gwiezdne wojny

Choć tak jak zapewne większość czytelników, nie załapałem się na narodziny popkulturowego fenomenu jakim były Gwiezdne wojny, to wciąż filmy te miały na moje życie ogromny wpływ i mają szczególne miejsce w moim życiu. To właśnie od serii wykreowanej przez George’a Lucasa zaczęła się moja przygoda z fantastyką. Gdzieś w początkowych latach szkoły podstawowej w moje ręce wpadł zestaw z epizodami IV-VI. Co ciekawe, stało się to w wyniku pomyłki dziadków, którzy chcieli na urodziny sprezentować pierwsze trzy chronologicznie filmy, a oryginalną trylogię przy innej okazji, ale przypadkowo wybrali złe pudełko.

Z perspektywy czasu cieszę się z tej sytuacji, gdyż prequele mogłyby mnie nie wciągnąć tak bardzo w ten niesamowity świat, jak zrobiły to klasyczne filmy. Warto dodać, że były to pierwsze aktorskie filmy, jakie obejrzałem, więc wydawały się czymś zupełnie nowym. O dziwo największą sympatią nie darzyłem wcale posługującego się Mocą i mieczem świetlnym Luke’a, a szelmowskiego Hana Solo, w czym na pewno była zasługa charyzmy Harrisona Forda. Na szczęście nie udzieliło mi się zamiłowanie do przekrętów. Płytki katowano na okrągło, a że jakimś cudem przetrwały, to wciąż goszczą w napędzie przynajmniej raz w roku. Co istotne, owe wydanie DVD nie zawierało polskiej ścieżki dźwiękowej, a jedynie napisy. Chcąc, nie chcąc musiałem więc wytężyć i rozwinąć umiejętności czytelnicze, co chyba się opłaciło. Na dobre została we mnie również zaszczepiona niechęć do lektora.

Co jednak najważniejsze, klasyczna trylogia okazała się być wyłącznie początkiem. Wkrótce sięgnąłem i po prequele. Wówczas niezbyt mi przeszkadzały, różne problemy nowszych filmów, no bo przecież wszystko ze Star Wars na okładce musiało być co najmniej świetne. Kierując się tą logiką sięgnąłem również po liczne książki z uniwersum, otwierając się przy okazji na literaturę. Z kolei magazyn Star Wars: Komiks wprowadził mnie w zupełnie nowe medium. Mnóstwo godzin utopiłem również w licencjonowanych grach wideo, w tym moim ukochanym Knights of the Old Republic, które rozpoczęło uwielbienie gatunku cRPG. Oczywiście również i serial animowany Wojny klonów odcisnął swoje piętno, przyciągając do ekranu przez lata. Co było potem? Później nadeszła fascynacja Śródziemiem, a następnie i kolejne znane serie, które w końcu przekształciły mnie w fana szeroko pojętej fantastyki. Jednak to właśnie Gwiezdne wojny pozostały ulubioną serią i wciąż ze zniecierpliwieniem czekam na nowe pozycje z odległej galaktyki. – Krzysztof Olszamowski

Źródło: bbci.co.uk

Indiana Jones i Kacze Opowieści

Co mogło wpłynąć na miłośnika popkultury jednocześnie historyka? No z całą pewnością seria filmów Indiana Jones. Oglądając za młodu różne filmy z serii o przygodach tego słynnego archeologa i historyka stwierdziłem, że badając takie rzeczy można mieć fajne przygody, być poważnym i przede wszystkim odkrywać coś co jest uważane za fantastykę. Rzeczywistość okazała się nie co odmienna, niemniej jednak wciąż mam ochotę pracować w swoim zawodzie i się doskonalić. Dlaczego? Cóż, w moim postanowieniu jeszcze bardziej utwierdził mnie Wujek Sknerus z Kaczych Opowieści. Ten najbogatszym kaczor świata i zarazem pasjonat historii w każdej swojej przygodzie pokazuje, że nie tylko można się nieźle wzbogacić na znajdywaniu nowych rzeczy, ale również na takich doświadczeniach budować nowe przyjaźnie i cementować więzi rodzinne. – Bartek Stuła

Źródło: cdn.vox-cdn.com

Batmany Nolana

Najwięcej filmów oglądam chorując. Każde L4 to istny festiwal smarkania i binge-watchingu. Dzięki temu mogę nadrabiać całe sezony lub kilka serii w jeden dzień i to bez poczucia marnowania czasu. Ostatnio zdecydowałam się obejrzeć filmy o Batmanie Christophera Nolana: Batman – Początek, Mroczny Rycerz oraz Mroczny Rycerz powstaje. Do tej pory dużo większą sympatią darzyłam uniwersum Marvela. Wiktoria mnie tu pewnie pogoni, ale Batmana jakoś totalnie nie czułam. Jawił mi się jako taki mroczny, przerysowany zabijaka, który balansuje na granicy dobra i zła. Pewnie jest to powód, dla którego większość go uwielbia.

Po tych trzech seansach, musiałam uderzyć się w piersi. Nie za mocno, w końcu miałam zapalenie oskrzeli. Kreacja Christiana Bale’a oraz skoncentrowanie fabuły wokoło antagonistów, to strzały w dziesiątkę. Główny bohater pokazany przez pryzmat zła, z którym się mierzy i zgrabna narracja braci Nolan sprawiły, że polubiłam się z DC na nowo. Może sięgnę po więcej, ale do tego musiałabym zachorować, a jednak wolałabym nie. – Aleksandra Woźniak

Źródło: cdn2us.denofgeek.com

Władca Pierścieni

Filmy Petera Jacksona, dosyć ryzykowny projekt jak na tamte czasy, zmienił sposób, w jaki filmy wysokobudżetowe się robi i sprzedaje widzom. Zmieniły jednocześnie życia wielu milionów kinomanów i fanów książek Tolkiena — w tym moje. Dobrze zdaję sobie sprawę, jak patetycznie to brzmi, ale powieka mi nie drgnie gdy będę musiała te słowa jeszcze kiedyś powtórzyć. By zdobywać pierwsze informacje dotyczące „Drużyny pierścienia” namówiłam rodziców na założenie internetu, przez forum dotyczące LOTR zawarłam przyjaźń, która trwa do dzisiaj (i miałam swój pełen pasji, a zarazem pozbawiony samokrytyki udział w pisaniu licznych opowiadań fan fiction), nawet studia dziennikarskie wybrałam między innymi po to, by zajmować się szerzej filmami po zobaczeniu jacksonowskiego magnum opus.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że trylogia nie jest idealna. Pewne rzeczy Jackson i jego pełna pasji ekipa zrobili świetnie, jak w przypadku umiejętnego podzielenia historii i rozszerzenia wątku Boromira, by jego śmierć miała większe znaczenie (czego w książkach nie było), ale w kilku miejscach powinęła im się noga (Arwena umiera, bo pierścień). Ale będę broniła całości jako niesamowitej przygody z fantastyką, która dla wielu może być wrotami do tego świata pełnego świetnych książek, filmów i seriali. W końcu wiele tytułów mogło powstać właśnie dzięki temu, że ktoś dwadzieścia lat temu stwierdził, że jakieś książki Tolkiena da się zekranizować.

Jeżeli powiecie, że chcielibyście zrobić maraton „Władcy pierścieni” przy piwie, dobrym żarciu i pogaduchach o tym, dlaczego brak Toma Bombadila jest dobry, to ja zawsze chętnie dołączę. Uda mi się znaleźć od dziewięciu do dwunastu godzin wolnego czasu! – Karolina Małas

Źródło: i.kinja-img.com

Labirynt Fauna

Jako nastolatka nie byłam fanką filmów (dark)fantasy, nawet jeśli owe wyróżniane były na międzynarodowych festiwalach. Upodobałam sobie jednak produkcje hiszpańskojęzyczne, m.in. Życie ukryte w słowach, [REC], Szynka, Szynka, Kręgosłup Diabła czy Oczy Julii. Kiedy w 2006 roku, w kinach, pojawił się film Labirynt Fauna, przyciągnął on moją uwagę ze względu na postać reżysera Guillerma del Toro i zajawki fabularne (akcja dzieje się w Hiszpanii, rok 1944, wojna). Znałam już dobrze jeden z filmów reżysera – wspomniany Kręgosłup Diabła – i pomimo że nie wspominałam go jako arcydzieło, wciąż pozostaje on dla mnie przykładem poprawnego fabularnie horroru. Labirynt Fauna, noszący skądinąd również znamiona fantastyki grozy, przekonał mnie do pewnych charakterystycznych elementów dla uniwersum fantasy: magiczne stworzenia, równoległość światów, metaforyzacja języka. Reżyser Guillermo del Toro stworzył świat, w którym odnalazłam samą siebie i wspólnie z małą bohaterką przeżyłam przygodę życia. Do Labiryntu Fauna powróciłam w tym roku. Oglądając film raz jeszcze, zrozumiałam, że ta produkcja nigdy mi się nie znudzi. Moje uwielbienie dla dzieła Guillermo del Toro wzmocnił ponadto fakt, że niedawno wydana została książka napisana na podstawie scenariusza do filmu. Autorką jest Cornelia Funke. – Ines Załęska

Źródło: icdn.2cda.pl

Godzilla

Takim tytułem jest dla mnie Godzilla. To od cyklu o japońskim Królu Potworów zaczęła się moja przygoda z filmami. Najpierw przyjeżdżając na wakacje, potem już mieszkając na stałe z babcią chodziłem do pobliskiej wypożyczalni kaset. Podczas gdy mojego brata raczej interesowały nowości za bagatela 5 złotych, ja zawsze wędrowałem do dolnej półki gdzie za 70 groszy mogłem wypożyczyć takie tytuły jak Terror Mechagodzilli czy Godzilla kontra King Ghidorah. Seria ta zapoczątkowała moją miłość do potworów dużych i małych (przeniesioną później pośrednio na takie serie jak Obcy). Ale też zmieniła moje życie o tyle, że sam zacząłem za pieniądze rysować potwory dla innych. Dzięki temu ilustrowanie autorskich kaiju i innych maszkaronów stało się zarazem moją pasją jak i dodatkowym źródłem dochodu. Dziękuję ci, Godzillo! – Jacek Murawski

Źródło: images.justwatch.com

Matrix

Matrix był dla mnie prawdziwie przełomowym tytułem i z pełnym przekonaniem mogę go wpisać na poczet moich ulubionych produkcji filmowych. Mimo, że w momencie jego premiery byłem jeszcze małolatem, to żadna inna historia nie wywarła na mnie do tamtego momentu takiego wrażenia. Byłem absolutnie zachwycony Matrixem i z zapartym tchem śledziłem losy bohaterów w każdej kolejnej części. Z perspektywy lat odnoszę wrażenie, że to właśnie ten film stanowił jeden z pierwszych kroków na mojej drodze do fascynacji fantastyką. – Mateusz Gruba

Źródło: youtube.com

Willow

Prawda jest taka, że nie pamiętam kiedy pierwszy raz obejrzałem Willow. Nie wiele też z tamtego seansu zapamiętałem. Z całą pewnością mogę jednak stwierdzić, że wydanie filmu z 1988 roku moi rodzice mieli na kasecie VHS, którą to pożyczyli od wujka. On z kolei zapewne kupił ja na jakimś bazarze, a wersja oryginalna nie była.  I choć moje wspomnienia krążą bardziej wokół wydania niż samej fabuły, to film musiał wywrzeć na mnie ogromny wpływ. Zrozumiałem to, kiedy ponownie obejrzałem go po latach. Jest to historia karła imieniem Willow, który odnajduje małą dziewczynkę, Elorę. Chcąc oddać dziecko matce, wyrusza w niebezpieczną podróż, pełną niezwykłych przygód. Po drodze do jego drużyny dołącza rycerz, kryminalista, dwa elfy i zaklęta w piżmoszczura czarodziejka. Wszyscy będą musieli wykazać się odwagą, a ich początkowo niechęć przeradza się w przyjaźń. Jest to chyba najbardziej typowy scenariusz fantasy. Na mnie i moją wyobraźnię podziałał. Jestem pewien, że to właśnie Willow sprawił, że pokochałem później Władcę Pierścieni, Dungeons & Dragons oraz World of Warcraft. Bez tego tytułu kto wie czy dziś pisałbym dla Ostatniej Tawerny, a moje życie nie wyglądałoby zupełnie inaczej. – Piotr Markiewicz

Źródło: filmsactu.net

A jakie filmy wpłynęły na Was? Jaki tytuł; wspominacie do dziś? Koniecznie dajcie nam znać!

Exit mobile version