Site icon Ostatnia Tawerna

Fantastyczni idole z czasów dzieciństwa

Dziś jest dobry dzień, by przypomnieć sobie postaci, które szczególnie lubiliśmy jako dzieci. Niektóre z nich mają na nas wpływ do teraz, inne wywołują odrobinę nostalgii lub nawet zażenowania. Ich cechą wspólną jest to, że nas ukształtowały i po trosze przyczyniły się do fascynacji utworami z gatunku fantastyki czy science fiction.

Zapraszamy do zapoznania się z sentymentalną listą bohaterów wytypowanych przez naszych Redaktorów.

Ash Ketchum – Pokemony

Za dzieciaka każdy śledził losy Asha – chłopca, który chciał zostać najlepszym trenerem Pokemonów. Przez wszystkie generacje był młody niczym Krzysztof Ibisz, zbierał stworki, zwane pokemonami, i trenował je, by mógł dzięki nim zostać mistrzem. Po drodze do celu przeżywał niezwykłe przygody i powiększał swoją listę przyjaciół. Nawet kiedy drużyna R atakowała go, by porwać jego Pikachu to obrywali od niego tak, że odlatując w stronę gwiazd dało się słyszeć ich stałe motto „zespół R znowu błysnął!”. Ash zawsze imponował mi zawziętością i troską o swoje zwierzątka. Preferuje on zdrową rywalizację, która wspierana przyjaźnią, pozwala cieszyć się esencją pojedynku, a nie jego zakończeniem. Nic więc dziwnego, że miałam go za idola. Zasada fair play to jego numer jeden na liście i co najważniejsze, uczy się na błędach. To wzór dla każdego dziecka. – Anna Wiśniewska

Hannibal Lecter – Milczenie Owiec, Hannibal

Dobrze czytacie. Idolem około siedmioletniej dziewczynki został właśnie seryjny morderca. Jak go poznałam? Dzieci mają swoje sposoby na omijanie zakazów. Gdy mój dziadek zasiadał późną porą przed telewizorem, by odpalić kasety VHS, do których nie powinnam mieć dostępu, zakradałam się cicho pod drzwi do jego pokoju. Dla wygody kładłam pod cztery litery poduszkę i siedząc na progu jak na szpilkach, oglądałam razem z nim thrillery oraz horrory z żółtym i czerwonym znaczkiem.

Tak właśnie poznałam Hannibala Lectera, smakosza ludzkiego mięsa o przenikliwym spojrzeniu oraz niebywale bystrym umyśle. Zaimponował mi swoją gracją i perswazyjną siłą. Intrygował mnie, choć oczywiście wtedy nie do końca pojmowałam fabułę Milczenia Owiec. Wybrałam konkretne cechy głównego bohatera, te przerażające przerabiając jak już, to na plus dla niego. W moim młodym umyśle był bardzo podobny do postaci Logana – miał predyspozycje do bycia świetnym obrońcą. Wyobrażałam go sobie jak odstrasza spojrzeniem wszystkie te niemiłe dzieciaki, które terroryzowały podwórko, nieraz też wołałam za nimi, że „Hannibal jeszcze po nie przyjdzie”. Nie do końca chodziło mi o to, że je zje. Niemniej wydawał mi się świetnym straszakiem. By samej stać się groźniejszą, starałam się naśladować jego chłód i opanowanie czy powolny chód. Cóż to były za czasy…

Po latach jednak zostało mi tylko uwielbienie do Anthony’ego Hopkinsa i sentyment do wykreowanej przez niego postaci Hannibala – którą jak widzicie rozumiałam bardzo po swojemu, ignorując zupełnie jej mordercze zapędy. – Adrianna Michno

Ellen Ripley, dr Sarah Harding i Mulan – ObcyPark Jurajski i Mulan

Moimi filmowymi autorytetami z czasów dzieciństwa są trzy silne kobiece bohaterki. Pierwsza z nich to porucznik Ellen Ripley – astronautka znana z pamiętnej serii Obcy. Inteligentna, odważna i harda, przez większość życia walczyła z paskudnymi, obślizgłymi ksenomorfami. Później przyszło jej się zmierzyć z jeszcze ohydniejszym przeciwnikiem – wielką korporacją. Ripley imponowała mi swoją wyrazistością. Już jako dzieciak narzekałam na mdłe żeńskie postacie. Mając dość opowieści o księżniczkach ratowanych z wieży, z ogromnym podekscytowaniem przyglądałam się zmaganiom pani porucznik. Drugą bohaterką ze świata fantastyki, którą darzyłam szczególną sympatią, jest dr Sarah Harding – paleontolog z sequelu Parku Jurajskiego. Badaczkę ceniłam nie ze względu na konkretne cechy charakteru, lecz z powodu wykonywanego przez nią zawodu. Uwielbiałam dinozaury. Zbierałam plastikowe figurki, prowadziłam wykopaliska w ogródku, a gdy nauczyłam się czytać, pochłaniałam wszystkie książki na temat olbrzymich gadów. Chciałam być jak dr Sarah – leczyć tyranozaury, przeżyć niezwykłe przygody i nie bać się niczego. Ostatni z moich dziecięcych autorytetów to prawdopodobnie najbardziej wyemancypowana postać w historii animacji Disneya, czyli Mulan. Waleczna i honorowa dziewczyna poświęciła się dla rodziny, podając się za mężczyznę i wstępując do wojska, by jej schorowany ojciec nie musiał dołączać do oddziałów chroniących kraj przed Hunami. Mulan ryzykowała życie, żeby ocalić bliską jej osobę. Nie sprzeniewierzyła się też wartościom, jakie ją ukształtowały. Z tych właśnie względów zasłużyła sobie na mój szacunek, dołączając do grona najukochańszych bohaterek z filmów. – Marcelina Kulig

Yattaman i… Czarodziejka Sally

Nie będę ukrywał, że chciałbym powiedzieć, że od dziecka byłem fanem Legolasa i Wolverine’a tak jak w chwili obecnej, ale to nie byłaby prawda. Choć nie wstydzę się (no może troszkę) tego, kogo wielbiłem za czasów podstawówki. Jako „dzieciak lat 90.” Namiętnie oglądałem to, co prezentował mi niezapomniany kanał Polonia 1. Ci, którzy wiedzą o czym mowa, nie zdziwi więc fakt, że zawsze chciałem być Yattamanem. Ten dzielny obrońca dobra, który, cytuję: „bywa tu, bywa tam, bywa też gdzie indziej” wzbudzał mój zachwyt. Po latach stwierdzam, że dużo ciekawsze było trio Drombo, ale na podwórku, każdy z nas wolał być Gan-chanem i jeździć na Yatta-psie czy Yatta-pelikanie. Jednocześnie muszę wyznać, że z jednym kolegą często odgrywaliśmy też sceny z… Sally Czarodziejki! I tak, to ja, jako gość, który zawsze pchał się na pierwszy plan, byłem bohaterką tego serialu, a kumpel moim bratem Kabu. Na swoje usprawiedliwienie mam chociaż tyle, że to przecież klasyk anime, pochodzący z 1966 roku. Więc może aż tak bardzo się wstydzić nie muszę? Dodam tylko, ze poza tym wcielałem się też w role Generała Daimosa, Zorro czy Gigi’ego, więc… może już lepiej zamilknę. – Piotr Markiewicz

Wally – Gdzie jest Wally?, Wally zwiedza świat

Wybór dziecięcego autorytetu spośród fikcyjnych bohaterów nie był dla mnie łatwy. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, żebym jakąś postać bardzo podziwiała lub lubiła wcielać się w nią w trakcie zabaw. Przypomniałam sobie jednak w co najchętniej się zaczytywałam w dzieciństwie i padło na „Wally zwiedza świat” – serię czasopism dla dzieci, w których postać znana z bajki „Gdzie jest Wally” odwiedza różne miejsca Ziemi.

Fascynowały mnie wyprawy Wally’ego, uwielbiałam poznawać ciekawostki z miejsc, które odwiedził i wyszukiwać go na plakatach. Nieraz chciałam znaleźć się na je jego miejscu, a od czytania o jego przygodach trudno mnie było oderwać. A nawet nie miałam wtedy pojęcia, że postać wywodzi się z amerykańskiego serialu animowanego, którego do dzisiaj nigdy nie widziałam. Nie przeszkodziło mi to w fascynacji tym bohaterem w pasiastym sweterku. – Ewa Zielińska

Papirus – serial animowany

Jedno wiem na pewno – Francuzi to bezpretensjonalni mistrzowie filmów animowanych. Było sobie życie, Gadżet i Gadżetinis czy Księżniczka Nilu… Pozostając przy gorących, egipskich klimatach, zachwycona byłam serialem animowanym Papirus. Jako brzdąc w wakacje zasiadałam przed telewizorem, by podziwiać przygody młodzieńca walczącego ze złem. To właśnie on był dla mnie niekwestionowanym bohaterem – sam przeciwko Sethowi i jego podwładnym, ratując cały Egipt i księżniczki (konkretnie jedną, choć ja wolałam książęta…). Papirus uczył mnie egipskiej mitologii i wzbudził moją miłość do piramid. Pokazywał, że nawet będąc samemu przeciw najpotężniejszemu bogowi, dzięki odwadze i przyjaciołom można stawić czoła wszystkim przeciwnościom. Ile razy biegałam po podwórku i wyobrażałam sobie, że znajdę w końcu miecz Horusa. A wtedy pomogę mojemu ulubieńcowi pokonać Setha i uratujemy Egipt! – Paulina Kapuścińska

Yoh Asakura – Król Szamanów

Król Szamanów był anime na którym się wychowałem. Jako, że emitowany przez stację Polsat, był dość łatwo dostępny (w 2005 roku jeszcze ciężko było oglądać anime w internecie). Poza tym miał cudowny opening, który został genialnie spolszczony (polska wersja jest najlepsza ze wszystkich). Moją ulubioną postacią był oczywiście głównych bohater, czyli Yoh Asakura. Zawsze wyluzowany, uśmiechnięty, opanowany, trochę nonszalancki, będący duszą towarzystwa, ale kiedy sytuacja tego wymagała (zwłaszcza gdy przyjaciele byli w niebezpieczeństwie) stawał się poważny i zdecydowanie przezwyciężał wszelkie przeciwności. Był zupełnie inny od klasycznych, narwanych i upartych protagonistów najpopularniejszych wtedy anime (jak Naruto, czy Ash Ketchum). Oczywiście jako dziecko marzyłem, żeby być taki jak Yoh – nawet zapuściłem dłuższe włosy i kupiłem sobie (sporo za duże) słuchawki, by wyglądać jak on (nie wyszło – wyglądałem strasznie, bo nie pasowały mi długie włosy, ale to nie było wtedy dla mnie istotnie). I mimo że dość szybko wyrosłem z naśladowania jego stylu, to na mój charakter i zachowanie miał on nadal olbrzymi wpływ (z czego nawet nie zdawałem sobie do tej pory sprawy). Nadal uważam jego postawę i charakter za wzór, do którego należy dążyć. – Mateusz Tomaszewski

Boromir i Theoden – Władca Pierścieni

Mając niewiele ponad 11-12 wiosen mym oczom ukazała się trylogia Petera Jacksona Władca Pierścieni. Wtedy nie wiedziałem, że jest to ekranizacja mistrza Tolkiena.

Pierwszym autorytetem, który do dzisiaj jest mi bliski był Boromir. Pełen wigoru, dumy i pewności siebie gondorski wojownik. Jak każdy z nas ma swoje słabości. Uległ pokusie pierścienia, jednak… oddał życie broniąc swoich przyjaciół. Był człowiekiem honoru i patriotą, który chciał ocalić swój kraj i ludzi przed nadciągającą nawałnicą z Mordoru.

Jednak moją ulubioną postacią i największym autorytetem do dzisiaj jest król Theoden. On również miał swoje słabości, było mu wstyd z powodu tego iż dał się omamić przez Grimę. Jednak gdy tylko Gandalf pomógł mu się wyrwać z marazmu, natychmiast rzucił się w wojenną zawieruchę toczącą Śródziemie. Dowodził swoimi ludźmi w pierwszym szeregu, nie bał się bólu ani konfrontacji z przeciwnikiem. Był świetnym szermierzem, biegłym jeźdźcem i inspirującym przywódcą. I poniósł honorową śmierć na polach Pelennoru. – Mateusz Zelek

Mufasa – Król Lew

Kiedy byłam małą dziewczynką najbardziej cieszyły mnie wszelkie opowiadania o spersonifikowanych postaciach. Gadające przedmioty (Piękna i Bestia), rośliny (Pocahontas i Babcia Wierzba) ale przede wszystkim zwierzęta – dawały mi niezwykłą radość i poczucie, że wszystko jest możliwe. Kiedy poznałam Mufasę, od razu uderzyła mnie jego mądrość i odwaga. Przypisałam mu wszystkie cechy mojego taty, bo w końcu Król na Lwiej Skale też był ojcem, a wtedy wydawało mi się, że istnieje tylko jeden słuszny model ojcostwa i ci dwaj „panowie” jakoś mi tak do siebie pasowali.

W przedszkolu panował zwyczaj odgrywania ulubionych postaci podczas improwizowanej zabawy. Z bólem serca zrezygnowałam z bycia Królewną Śnieżką i przywdziałam wyimaginowane futro by, symulując głos ulubionej postaci, moralizować inne dzieciaki. Jak się domyślacie, nie byłam zbyt lubiana w późniejszych latach. Nie zrażało mnie to wcale, bo dobrze się bawiłam.

Żadna późniejsza bajka nie zrobiła na mnie podobnego wrażenia a, uwierzcie mi, oglądałam i czytałam naprawdę sporo. – Ola Woźniak

Exit mobile version