Site icon Ostatnia Tawerna

„Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” – recenzja filmu

Po pięciu latach miłośnicy magicznego i niesamowitego świata Harry’ego Pottera mogli powrócić do miejsca pełnego czarów, fantastycznych zwierząt, tajemnic i urządzeń, które większość z nas chciałaby mieć we własnym domu. Na tę chwilę czekali zarówno fani twórczości J.K. Rowling, jak i filmów na niej opartych. Nareszcie wybiła godzina zero, nareszcie nadszedł czas, kiedy znów mogliśmy się przenieść do świata, który kusi i nęci, oczarowuje i zachwyca, mami i bawi. Któż z nas nie chciałby chwycić różdżki w rękę, krzyknąć „Dissendium” i otworzyć tajemnego przejścia do świata po brzegi wypełnionego magią. W końcu nikt nie pragnie być mugolem!

To właśnie tak ciekawy i nietuzinkowy świat przyciągnął czytelników i widzów na całym globie, oczywiście nie tylko on wpłynął na popularność cyklu brytyjskiej pisarki, ale głównie stworzone przez Rowling miejsca i cała ta magia sprawiły, że odbiorcy dosłownie połykali książki, a na kinowe produkcje chodzili po kilka razy. Nic więc dziwnego, że postanowiono powrócić do historii czarodziejów, może nie tych znanych z serii przygód o Harrym, ponieważ akcja nowego obrazu rozgrywa się siedemdziesiąt lat przed tym, co spotkało Pottera i jego przyjaciół. W Fantastycznych zwierzętach i jak je znaleźć pojawia się jednak sporo nawiązań do cyklu o chłopcu z blizną w kształcie błyskawicy.

Głównym bohaterem jest Newt Scamander, o której to postaci pojawia się wzmianka w serii o Potterze. Protagonista zajmuje się poszukiwaniem i dbaniem o fantastyczne zwierzęta, zwłaszcza te bliskie wyginięciu. Newt stworzył specjalne miejsce, gdzie przechowuje stworzenia i zapewnia im spokój i dobrobyt. To właśnie pragnienie uszczęśliwienia jednej z magicznych bestii sprawia, że bohater przybywa do Ameryki, miejsca, w którym zakazana jest bytność jakichkolwiek fantastycznych zwierząt. Jak łatwo się domyśleć, zamysł Newta okaże się trudniejszy do zrealizowania niż wcześniej przypuszczał, zwłaszcza że zostanie posądzony o zdradę świata magii…

Nie miałam żadnych większych oczekiwań względem tej produkcji. Co więcej, bałam się, że twórcy Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć sprofanują świat, który tak bardzo pokochałam. Nie będę kłamać, jestem potteromaniakiem i jestem z tego dumna! Nic więc dziwnego, że wiadomość o powrocie do uniwersum magii i różdżek z jednej strony bardzo mnie ucieszyła, jednak z drugiej nieco zaniepokoiła. W dzisiejszych czasach bardzo trudno o naprawdę dobry film, większość produkcji to albo odgrzewane kotlety, albo bliżej nieokreślone twory, które wołają o pomstę do nieba. Od czasu do czasu trafi się coś ciekawego i wciągającego. Takim czymś była właśnie seria o przygodach Pottera, zarówno filmy, jak i książki.

Czasami warto mieć jednak wiarę w innych. Twórcy Fantastycznych zwierząt dokładanie wiedzieli, jak rozszerzyć świat stworzony przez Rowling w taki sposób, by widzowie, którzy niejako wychowali się na serii książek tej brytyjskiej autorki, nie poczuli się rozczarowani. Tym razem nie trafiamy do magicznej szkoły, a bohaterami obrazu nie są dzieciaki walczące ze złem. Protagoniści to dorośli ludzie, kierujący się w życiu trochę innymi zasadami.

Nie można jednak stwierdzić, że tematyka Fantastycznych zwierząt  jest poważniejsza czy bardziej doniosła niż ta serii Harry Potter. Przez większość filmu o perypetiach Newta widzowie dosłownie pokładają się ze śmiechu – jest lekko, przyjemnie i zabawnie. Twórcy chcieli rozbawić odbiorców do łez i udało im się to.

W ciągu tych kilku lat, albo kilkunastu, jeżeli spojrzymy na pierwszą część cyklu o Potterze, zaszło sporo zmian, jeśli chodzi o tworzenie filmów, zwłaszcza efektów specjalnych w nich się pojawiających. Produkcja Davida Yatesa to prawdziwa uczta dla oka. Kolejne Ministerstwo, choć to angielskie nadal pozostaje na pierwszym miejscu, gdy mowa o klimacie i chęci pracowania w nim, pub, gdzie kręcą się typki spod ciemnej gwiazdy, czy wreszcie tajemniczy azyl Scamandera to miejsca, które chciałoby się odwiedzić, zwłaszcza to ostatnie, gdzie protagonista trzyma pokaźną liczbę magicznych bestii.

Twórcy filmu popuścili wodze fantazji. Tym razem dostaliśmy potrójną dawkę magii. Czy to dobrze? Z całą pewnością. Aczkolwiek wcale nie oznacza to, że obrazy o Harrym są mniej czarodziejskie – w serii o chłopcu z blizną w kształcie błyskawicy pojawia się więcej przedmiotów, które chciałoby się posiadać, jak choćby zwykłą latającą miotłę.

W Fantastycznych zwierzętach  mamy za to o wiele więcej… fantastycznych zwierząt. Jasne, w serii o Potterze także pojawiają się magiczne bestie, jednak obraz Yates jest nimi wypełniony, o czym świadczy już sam tytuł. Gryfo-, wężo, małpo- i kretopodobne stworki to tylko niektóre przykłady. Moim faworytem zostało to małe zielone żyjątko: pottermore.com/bowtruckles, które przypomina mi trochę małego Groota z Strażników Galaktyki.

A co z bohaterami? Prawda jest taka, że moje serce należy do postaci znanych z serii o Potterze. Nie oznacza to jednak, że charaktery z Fantastycznych zwierząt  to nudne i nijakie persony. Skłamałabym, gdybym napisała, że ich nie polubiłam. Po prostu nie okazali się tak ciekawi jak Severus, Lupin, bracia Weasley czy Syriusz.

Ten film hipnotyzuje. Każda magiczna nowość wywołuje zachwyt, widz chce więcej. Nic dziwnego, że twórcy postanowili stworzyć pięć produkcji o przygodach Newta. Pierwszy film nowego cyklu bardzo wysoko postawił poprzeczkę, kolejne cztery będą musiały sprostać niebywałym oczekiwaniom odbiorców. Tym razem wierzę jednak, że twórcom uda się ta sztuka.

Exit mobile version