Site icon Ostatnia Tawerna

Fanfik ostateczny – recenzja komiksu „Spider-Man. Historia życia”

Dopiero co Egmont wydał X-Men: Wielki Projekt, w którym Ed Piskor opowiada na nowo historię Dzieci Atomu, a tu w ręce polskich czytelników trafia podobny twór. Tym razem scenarzysta Chip Zdarsky i rysownik Mark Bagley prezentują tytuł skupiony na Człowieku Pająku.

Ile lat ma Peter Parker? A kij go wie. Prawdopodobna odpowiedź pewnie brzmi: „koło trzydziestu”. Czasem bywa odmładzany, czasem odrobinę postarzany. Niemniej, dobrze się chłop trzyma, zważywszy na to, że Spider-Man pojawił się po raz pierwszy w piętnastym zeszycie Amazing Fantasy z 1962 roku. Ponoć pierwotnie superbohaterowie mieli się starzeć, lecz przez popularność tytułów z nimi Marvel nigdy nie wcielił tego planu w życie. Zatem lata mijają, a wszyscy sobie trwają, trwają i trwają. W pewnym momencie Dom Pomysłów znalazł oficjalne wyjaśnienie tego czasowego fenomenu. Otóż określany jest on jako „sliding timescale”, według którego niektóre wydarzenia miały miejsce w pewnym momencie w przeszłości i ten moment nieustannie „ślizga się” w czasie. Na przykład: wylot Fantastycznej Czwórki w kosmos w świecie przedstawionym zawsze będzie miał miejsce trzynaście lat od obecnego czasu akcji.

Jak Pory roku Vivaldiego

Spider-Man: Historia życia wyłamuje się z powyższego schematu. Scenarzysta Chip Zdarsky (ciekawe, czy jego Sex Criminals kiedykolwiek trafi do Polski…) przedstawia historię starzejącego się Petera Parkera, gdzie każdy zeszyt to inna dekada. Na szczęście pominięto przy tym banał i czytelnik nie musi po raz kolejny oglądać ugryzienia przez radioaktywnego pająka. Zamiast tego początek opowieści ma miejsce w 1966 roku, gdy Parker ma dziewiętnaście lat, a jej koniec – współcześnie. Wszystko pomiędzy tymi punktami stanowi swoiste pajęcze „the best of”: potyczka z Green Goblinem, nieszczęsne klony, debiut czarnego kostiumu, ostatnie łowy Kravena, starcie z Morlunem czy wreszcie świeżynki takie jak pojawienie się Milesa Moralesa oraz Doktor Octopus przejmujący ciało Spider-Mana. Muszę tutaj pochwalić Zdarsky’ego, że nie tyle dosłownie cytuje prace poprzedników, co w kreatywny sposób łączy te wydarzenia w całkiem sprawnie funkcjonującą całość. Pojawia się tu również trochę charakterystycznej dla serii życiówki w postaci relacji z Gwen Stacey i Mary Jane. Gdyby tego było mało, na kartach komiksu przewijają się także inni herosi. Ciekawe jest na przykład ukazanie pierwszego konfliktu pomiędzy Iron-Manem (oj, Zdarsky musi nie lubić Starka, bo pisze go jak złoczyńcę) a Kapitanem Ameryką, który ma miejsce podczas wojny w Wietnamie.

Dużo tego wszystkiego, a zastosowana formuła „jeden zeszyt = jedna dekada” sprawia, że żaden z tych kamieni węgielnych historii Spider-Mana nie posiada wystarczająco miejsca, by odpowiednio wybrzmieć. Nie wszystkie elementy wypadają przez to równie dobrze. Przykładowo śmierć Gwen, tak ikoniczna, napisana została bardzo pokracznie, a sam wątek kończy się bez konkluzji.

Powiedz mi życie coś miłego

Wspomniany we wstępie X-Men: Wielki projekt wyróżnia się m.in. niesamowitą warstwą graficzną z wyraźną stylizacją na komiksy z epoki. Spider-Man. Historia życia niestety prezentuje dużo bardziej sztampowe podejście. Mark Bagley ma duże doświadczenie w rysowaniu Pająka, gdyż był jednym z czołowych artystów z linii Ultimate. Jego wyrobnicza kreska w żaden sposób nie wzbogaca jednak historii Zdarsky’ego. Jak na tytuł, w którym przeskoki czasowe są niezwykle ważne, poszczególne dekady w bardzo niewielkim stopniu różnią się od siebie. Aż prosi się, by w takim projekcie każdy zeszyt imitował czasy, w których toczy się akcja.

Przepiękna jest za to okładka. Minimalistyczna, lecz zapadająca w pamięć. Dodatkowo wzbogacona o elementy wypukłe tam, gdzie na kostiumie jest siatka. Taki tom można by śmiało prezentować w kolekcji od frontu, gdyby tylko miejsce na to pozwalało [*].

Nie pędź tak, proszę, daj odpocząć

Ciężko mi nazwać Historię życia pełnoprawnym tytułem. To bardziej fanfiction, które jakimś cudem został wydany na szeroką skalę. Dzieło Zdarsky’ego skierowane jest do fanów Człowieka Pająka, którzy widząc klasyczne elementy w nowej konfiguracji, co rusz będą mogli krzyknąć „ha, to znam!”. Czytelnik stroniący od przygód Parkera raczej nie ma czego tu szukać. Poszczególne historie są zbyt krótkie i wymagają znajomości (choćby pobieżnej) oryginałów, by lepiej rozumieć, o co chodzi. Spider-Manowi od Zdarsky’ego daleko do złego tytułu, jednak nie jest to nic więcej jak tylko ciekawostka, którą można, ale nie trzeba przeczytać.

Nasza ocena: 7/10

Popkultura lubi młodych superbohaterów (Wolverine) lub ich stare wersje (Old Man Logan). Pokazywanie procesu starzenia się to jednak wciąż koncept rzadko eksploatowany.

Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa graficzna: 5/10
Wydanie: 9/10
Exit mobile version