Site icon Ostatnia Tawerna

Eurocon 2016 – relacja

Pośród skomplikowanej sieci uliczek i zalanych słońcem starych kamienic dzielnicy Raval kryje się budynek Centrum Kultury Współczesnej. Na jeden listopadowy weekend stał się miejscem jeszcze bardziej niezwykłym niż zwykle. To tutaj po raz czterdziesty czwarty zgromadzili się euroconowicze różnej narodowości, aby dzielić się nawzajem swoją pasją.

Eurocon to doroczny konwent zrzeszający wielbicieli fantastyki z – nomen omen – całego kontynentu1. Co roku odbywa się w innym kraju – gospodarzy kolejnych edycji wybiera się drogą głosowania. Po raz pierwszy Eurocon zorganizowano we Włoskim mieście Triest w 1972 roku – widać więc, że to impreza z tradycjami. Jednak w przeciwieństwie do na przykład Worldconów, każda edycja „podpina” się pod już istniejący, lokalny konwent. I tak tegoroczny, zwany również BConem, odbył się w Barcelonie jako specjalna edycja Hispaniconu.

Z perspektywy organizacyjnej

Jak już wspomniałam na wstępie, głównym ośrodkiem tegorocznej edycji konwentu było barcelońskie Centrum Kultury Współczesnej (Centre de Cultura Contemporània de Barcelona, w skrócie CCCB). Odbywające się tu wystawy, debaty, festiwale i koncerty zwykle skupiają się na miejskiej kulturze; przedstawia się ją w sposób eklektyczny i stara się zbudować pomost między światem akademickim a artystycznym. Patrząc z tej perspektywy, trudno o lepsze miejsce, w którym mógłby odbyć się Eurocon. Co więcej, budynek CCCB jest ładny, wygodny, zaopatrzony we wszelkie nowoczesne udogodnia i świetnie usytuowany. Aby dostać się na konwent, należało najpierw przejść przez dziedziniec i zejść pod ziemię do hali wystawców – otwartej nie tylko dla euroconowiczów, ale również dla zwykłych zwiedzających – i dopiero stąd można było kierować się ku poszczególnym aulom i audytoriom, gdzie przy wejściu obsługa konwentu dyskretnie sprawdzała identyfikatory.

Akredytację na konwent (tzw. membership) wykupywało się z wyprzedzeniem przez Internet, a jej koszt wynosił 35 euro. Obowiązywał limit 800 uczestników i na samej imprezie nie było już możliwości „dopisania się”. Z drugiej strony dzięki przedpłatom wejście na konwent przebiegało bardzo sprawnie – wystarczyło podejść do stanowiska organizatorów, podać numer akredytacji, potwierdzić imię lub maila… i voilà! człowiek stawał się oficjalnym uczestnikiem konwentu, nikt nie żądał nawet dokumentów. Dalej otrzymywało się imienny identyfikator oraz torbę z pakietem startowym. Ten ostatni był szczególnie ciekawy i bogaty – zawierał bowiem nie tylko program czy ulotki, ale również garść prezentów: pamiątkową euroconową publikację, pierwsze anglojęzyczne wydanie katalońskiej powieści Typescript of the Second Origin Manuela de Pedrolo czy komplet specjalnie na tę okazję zaprojektowanych pocztówek.

Jeśli miałabym coś zarzucić tegorocznej organizacji BConu, to kiepsko zrobioną stronę internetową wydarzenia. Była ładna, owszem – ale mało funkcjonalna i niezbyt przejrzysta. Jako osoba po raz pierwszy biorąca udział w Euroconie, miałam problem z wyszukaniem niektórych ważnych dla mnie informacji. Podobnie mapka w konwentowym informatorze nie należała do najczytelniejszych. Poza tym jednak impreza nie zaliczyła żadnych wtop. Organizatorzy byli mili i zawsze chętni do pomocy, program aktualizowano na bieżąco, a na terenie całego budynku działało darmowe wi-fi.

Z perspektywy towarzyskiej

Charakterystyczną cechą Euroconu jest kameralność imprezy. Wspomniałam już, że na edycję 2016 wykupić można było 800 akredytacji – i to licząc wystawców. Liczba ta nie brzmi imponująco – w Polsce tyle osób gromadzą małe, lokalne konwenty. Podobne rozwiązanie ma jednak swoje plusy. Wziąwszy pod uwagę, że na wydarzenie zjeżdżają goście z różnych krajów, nie biorą w niej udziału przypadkowi ludzie. Każdy z uczestników Euroconu to jednocześnie zaangażowany amator fantastyki, udzielający się w rozmaitych przedsięwzięciach, od organizacji konwentów, klubów i warsztatów począwszy, a na wydawaniu fanzinów skończywszy. Dzięki temu Eurocon staje się miejscem bardzo cennych spotkań, a te z kolei owocują wymianą doświadczeń, nawiązywaniem nowych kontaktów i współpracą.

Do ograniczonej liczby wejściówek nie wliczają się tak zwani goście honorowi. W tym roku byli to Aliette de Bodard, Richard Morgan, Enrique Corominas, Andrzej Sapkowski, Johanna Sinisalo, Rosa Montero, Rhianna Pratchett, Péter Michaleczky, Brandon Sanderson oraz Albert Sánchez Piñol. Jak widać, zjechali się znamienici twórcy z różnych zakątków kontynentu. Co więcej, formuła Euroconu sprzyjała osobistym spotkaniom z twórcami; można było nie tylko posłuchać rozmowy panelowej czy wywiadu, ale także spróbować zagaić poza oficjalnymi punktami programu. W ten sposób udało mi się na przykład odbyć bardzo interesującą rozmowę z Rhianną Pratchett o alternatywnych rozwiązaniach mechanicznych w grach komputerowych.

Swoją obecność na BConie zaznaczyli także Polacy – i nie mam tu na myśli wyłącznie Andrzeja Sapkowskiego. Na jednym ze stoisk można było otrzymać specjalne wydanie „Smokopolitana”, fanzinu wydawanego przez Krakowskie Smoki i fundację Historia Vita. Przetłumaczony na język angielski numer zawierał kilka opowiadań, m.in. Pawła Majki, Marty Krajewskiej czy Andrzeja Pilipiuka, oraz szereg artykułów dotyczących fantastyki i fandomu nad Wisłą. Wszystko to celem propagowania polskich autorów i konwentów za granicą. Ponadto na BConie można było spotkać członków Śląskiego Klubu Fantastyki, Piotra W. Cholewę czy Radosława Kota.

Z perspektywy programowej

Program konwentu był zróżnicowany i myślę, że wszyscy mieli szansę znaleźć coś dla siebie, choć trudno nie zauważyć, że dominowały tematy okołoliterackie. Ponieważ to impreza o randze międzynarodowej, o każdej porze odbywał co najmniej jeden punkt w języku angielskim. Ciekawostka: całkiem sporo z nich poświęcono w tym roku… Stanisławowi Lemowi2, skądinąd chyba najbardziej docenianemu i najlepiej rozpoznawanemu za granicą polskiemu pisarzowi SF. Ponadto wysłuchać można było wystąpień o katalońskim science fiction, o queer i gender, worldbuildingu czy samym życiu literackim i fandomowym. Dodatkową atrakcję stanowiły wycieczki po mieście (na przykład śladami George’a Orwella) czy projekcje filmów.

Zabrakło za to czegoś, co w Polsce już dawno stało się swoistym must have: games roomu. U nas organizatorzy kolejnych konwentów prześcigają się, udostępniając graczom coraz większe powierzchnie i coraz szersze wachlarze tytułów do ogrania. Tymczasem w Barcelonie – nic. Potwierdza to tylko pogłoski, które już kiedyś do mnie doszły: że za granicą wielbiciele planszówek nie są tak mocno związani z ogólnym fandomem fantastyki, jak u nas.

Osobny akapit chciałabym poświęcić jednemu z głównym współpracowników barcelońskiego Euroconu: księgarni Gigamesh. Stanowi ona spełnienie marzeń każdego fantasty: można w niej nabyć mnóstwo książek w pięknych, niekiedy limitowanych wydaniach, zarówno po hiszpańsku, jak i angielsku; do tego dochodzi wybór podręczników RPG, komiksów, gier planszowych i różnych akcesoriów. W znajdującym się na tyłach księgarni pokoju gościnnym wyświetlano transmisję na żywo z najważniejszych punktów programu. Tam też można było zdobyć autograf honorowych gości i innych autorów. Na hali wystawców zaś przedstawiciele Gigamesha prowadzili stoisko z książkami w atrakcyjnych cenach – i czasem trafiały się niezłe kolekcjonerskie rarytasy. Słowem: Gigamesh dostarczył mnóstwa powodów, aby żałować, że bagaż samolotowy obłożony jest tyloma ograniczeniami.

Z mojej własnej, subiektywnej perspektywy

Eurocon 2016 był pierwszym zagranicznym konwentem, w jakim miałam okazję wziąć udział. Jadąc do Barcelony, nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać – ale taki też był jeden z powodów mojej podróży: zobaczyć, jak zrzeszające wielbicieli fantastyki imprezy wyglądają poza granicami Polski. Jakie są podobieństwa, jakie różnice i z czego wynikają? Ostatecznie mogę stwierdzić, że przeżyłam trzy bardzo intensywne dni, pełne świetnej zabawy i spotkań z ciekawymi ludźmi. Sami powiedzcie – jak często macie okazję podyskutować o science fiction z Portugalczykami, wysłuchać opowieści Finów i Chorwatów na temat organizacji Worldconu, poczytać rumuńskie komiksy czy poznać brytyjskich ilustratorów? Wróciłam z konwentu bardzo zadowolona i zachęcona do kolejnych podobnych eskapad. Mam zatem nadzieję, że uda mi się dotrzeć do Dortmundu na edycję 2017.

________________________________________
1Choć, gwoli ścisłości, nie tylko.
2Zapewne ze względu na przypadającą w tym roku 95 rocznicę urodzin pisarza.

Exit mobile version