Site icon Ostatnia Tawerna

Etnografia, czyli plotki o czarach –recenzja książki „Pożegnanie z diabłem i czarownicą”

Książka Baranowskiego, napisana w latach 60., to zestawienie wiejskich opowieści i historii polowań na czarownice. Napisana w charakterystycznym stylu tej epoki, bez oporów nazywająca wierzenia zabobonami i bzdurami. Choć ma swoje lata, pozwala nam lepiej zrozumieć powrót zainteresowania słowiańskimi tradycjami.

Ludowe wierzenia

Moja prababcia była czarownicą. Czarowała przed wojną i po niej, już „na Zachodzie”, jak rodzina wciąż określa tereny, na których wtedy zamieszkała. Na czym polegały czary? Na przykład, pewna sąsiadka uznała, że to z babcinego uroku mleko za szybko kwaśnieje jej w kankach. Wiedźma musiała przyjść do gospodarstwa i odczynić zło. W tym celu nalewała do naczyń wrzątek i wrzucała w nie rozgrzane podkowy. Magiczne opary unosiły się po całym obejściu. Tak, prababka po prostu ogarnęła braki higieniczne. Nasze mleko się nie psuło, bo w domu panował rygor wody z mydłem.

Kiedy byłam malutka, na ręku zawiązywano mi czerwoną wstążkę „od złego oka”. Baranowski nie wspomina akurat o takich praktykach, ale historie takie, jak ta o mojej prababci, pojawiają się w Pożegnaniu z diabłem i czarownicą często. Niektóre mają tragiczny finał, bo jeśli wiedźma sprawiła, że ktoś zachorował, na urok „pomagało” tylko wysmarowanie ofiary krwią sprawczyni nieszczęścia. Etnograf nie ma wątpliwości, że to zabobon, ciemnota i plotka są przyczyną przemocy i samosądów, wzajemnej niechęci oraz dzielenia sąsiadów na swoich i cudzych. Nie ma też złudzeń co do ich romantyczności czy magiczności.

Co zostało do lat 60.?

Własne badania Baranowski prowadził mniej więcej od końca wojny prawie do lat 70. Jeśli czytaliście W kręgu upiorów i wilkołaków wiecie już, że ze zbieranych przez niego opowieści o czarach i magicznych istotach nie wyłaniał się usystematyzowany obraz ludowych wierzeń. Ludowa mądrość miała wówczas (prawdopodobnie co najmniej od połowy XIX wieku) więcej wspólnego z fantazją i talentem narracyjnym sąsiadów niż jakimkolwiek systemem religijnym, słowiańskim czy katolickim. Baranowski śledzi jednak także genealogię tych opowieści, która niewątpliwie sprowadza się do strzępków oryginalnych mitów z naszych terenów wzbogaconych o niemiecki folklor i informacje zawarte w takich bestsellerach jak Młot na czarownice.

Wiara w czarownice nie była początkowo elementem słowiańskiego folkloru. Niewątpliwie istniały na tych terenach tradycje znachorskie, ale zła wiedźma to już postać, która pojawiła się wraz z niemieckimi wpływami, a potem katolickimi stosami. Z kolei diabły, ulubieńcy ludowych artystów, to wypaczone postacie z dawniejszych panteonów, przefiltrowane przez kościół dość późno, w średniowieczu. Przy tak długiej historii zapominania i przekształcania, często celowego, uwielbiane przez romantyków czy Młodą Polskę elementy „pierwotnego” folkloru, skrzętnie zachowywane przez poetów czy malarzy, nie miały mniej wspólnego ze słowiańskim panteonem niż z baśniami braci Grimm. Z naszego punktu widzenia pozwoliły zachować niewątpliwe ludowe tradycje, ale nie mają wiele wspólnego na przykład z odkryciami archeologicznymi na górze Ślęży czy w Biskupinie.

Baranowski ma bardzo charakterystyczny styl pisania. Z jednej strony nie pozostawia suchej nitki na osobach wierzących w badane przez siebie „zabobony, brednie i bzdury”. Jako naukowiec wierny materializmowi jest niechętny także „opium dla ludu”, głośno piętnuje kościelne tradycje palenia czarownic oraz wielowiekową nienawiść do kobiet czy odmienności, którą po sobie zostawiły. Pisze o tym ze sporą doża ironii i humoru. To właśnie na tej glebie wyrósł kwiatek mojego ulubionego cytatu z całej książki. Analizując wpływ katolicyzmu na ludowe wierzenia na terenach Polski mające miejsce w XVI wieku, stwierdza: „nawiązana została wreszcie pewna nić między polską demonologią ludową a piekłem nauki chrześcijańskiej”.

Wraca zainteresowanie czarownicami

Jeśli interesujecie się fantastyką, w tym polską, wiecie, że pojawił się w tej dziedzinie nurt „slavtasy”. Także poza nim, w książkach zbierających elementy różnych systemów magicznych – u Gaimana czy Jadowskiej – pojawiają się bóstwa i demony o słowiańskim rodowodzie. Wspomnę jeszcze o rodzimowiercach czy ekstremalnych turbosłowianach. Książki Baranowskiego, choć mają swoje lata, pozwalają nam przyjrzeć się tym zjawiskom z dystansu i zastanowić nad tym, ile w nich powrotu do średniowiecza, a ile – do tradycji faktycznie przedchrześcijańskich. Odpowiedź jest prosta – te ostatnie mogą być w naszym przypadku jedynie hipotezami opartymi na analizach archeologów. Romantyzm i tradycje ustne przekazują nam dużo młodsze historie. Dotyczy to w zasadzie całej Europy. Naszą najstarszą, pierwotną religią są być może greckie mity, poza nimi europejskie legendy zostały tak mocno zniekształcone, że nie uda się już oddzielić elementów średniowiecznych od starszych. Nie wiemy nawet, czy w ogóle tam są.

Zawsze lubiłam babcine opowieści o czarach i duchach. Jak każde dziecko, gorąco w nie wierzyłam. Czytałam też baśnie o rusałkach, znam na pamięć Mistrza i Małgorzatę. Wszystkie te przekazy zawierają elementy wierzeń, które analizuje Baranowski. Udało się sprowadzić je do wspólnego mianownika, jakim jest kultura średniowiecza, a potem kontrreformacji. Druk i systematyczne rosnąca liczba parafii umożliwiły czarownicom podbój całego kontynentu – księża czytali Młot na czarownice, a potem opowiadali jego treść w kazaniach. Cokolwiek było przedtem, zniknęło w tym pierwszym zrywie globalnej wioski. Może tego też uczy nas Baranowski – kultura ludowa bez tradycji pisanej jest tylko plotką podatną na manipulację, zmieniającą się w rytmie bestsellerów i mód. To piękne, fascynujące historie, tylko nie warto kruszyć kopii o ich prawdziwość czy pierwotność.

Nasza ocena: 9/10

Baranowski z naukowym dystansem i humorem opisuje ludowe wierzenia swoich rozmówców. Książka zawiera elementy historii idei tłumaczące, jak różne wpływy kulturowe kształtowały przez wieki polską demonologię.



Fabuła: 10/10
Bohaterowie: 10/10
Styl: 8/10
Wydanie i korekta: 8/10
Exit mobile version