Site icon Ostatnia Tawerna

One minute after midnight – review of the comic book “Doomsday Clock”

Anyone who deals with material considered to be cult and inscribed in the canon of his genre must reckon with potential criticism twice – with the assessment of his work as an independent creation and as a part burdened with a wider cultural context. The Doomsday Clock, published in Poland by Egmont, continues the story of the heroes of the Guardians , considered one of the most important graphic novels in the history of the genre. With a little twist – this time they are accompanied by individuals from the superhero DC universe.

<

h3> U (over) people unchanged

Minęło siedem lat od pamiętnego nowojorskiego incydentu. Adrian Veidt, wówczas znany jako najmądrzejszy człowiek świata, stał się człowiekiem najbardziej poszukiwanym – śledztwo ujawniło, że to on stoi za pojawieniem się „kosmicznego” potwora i jest odpowiedzialny za śmierć milionów ludzi. Świat jednogłośnie okrzyknął go mianem zbrodniarza, a demilitaryzacja mocarstw – główny cel mistyfikacji byłego Ozymandiasza – stanęła w martwym punkcie. Miliarder uknuł nowy plan, do spełnienia którego jest mu jednak potrzebny Doktor Manhattan. Ten zniknął. W poszukiwaniu starego przyjaciela, wraz z nowym Rorschachem oraz parą uciekinierów – Marionetką i Mimem – przenosi się do równoległego świata, w którym między ludźmi żyją istoty obdarzone nadprzyrodzonymi zdolnościami (…i Batman). Pogłoski o tajnych eksperymentach i próbach wykorzystania nadludzi jako potencjalnej broni biologicznej rozpalają opinię publiczną, a międzynarodowy konflikt wisi na włosku. Zegar odlicza minuty do północy…

Koniec (zawsze) jest blisko

Wydawani w latach 1986-87 Strażnicy autorstwa Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa słusznie uznawani są za dzieło przełomowe dla amerykańskiego komiksu. Historia ilustrowała zarówno ówczesne napięcia i lęki związane ze schyłkową fazą Zimnej Wojny, jak i osobiste obsesje Moore’a – teorie spiskowe, korupcję władz i służb, strach przed skutkami narastających napięć na arenie międzynarodowej, odpowiedzialność (a raczej jej brak) za czyny samozwańczych bohaterów. Moore i Gibbons jako pierwsi podważyli zasadność superbohaterskiego mitu, zwracając uwagę na „cywilny” koszt nieusankcjonowanych działań (sprowadzających się niejednokrotnie do radosnej demolki) i ich długotrwałe konsekwencje. Historię adaptowano i reinterpretowano kilkukrotnie; w 2009 r. ekranizację nakręcił Zack Snyder (w tym samym roku wydana została gra wideo Watchmen: The End Is Nigh, będąca uzupełnieniem filmu), natomiast równo dekadę później dziewięcioodcinkowy serial na zamówienie stacji HBO zrealizował Damon Lindelof. Warto nadmienić, iż choć adaptacje przyjmowane były przez widownię i krytykę różnie, sam Moore konsekwentnie odmawiał zaangażowania w projekt, uważając swoje dzieło za skończone.

Wyzwanie, jakie wydawnictwo DC postawiło przed Geoffem Johnsem, było więc niemałe. Nie sposób odmówić autorom (z Johnsem współpracowali rysownik Gary Frank i kolorysta Brad Anderson) ambicji, trudno jednak nie zauważyć, że zderzenie z legendą „powieści graficznej wszech czasów” najzwyczajniej twórców przerosło. Jako samodzielna historia Zegar Zagłady prezentowałby się nie najgorzej, ale i szczególnie nie wyróżniał – ot, kolejna historia o superbohaterach, dobru, złu i jakimś spisku w tle. Sama narracja naznaczona jest mrokiem, bohaterowie nie stronią od psychicznej i fizycznej przemocy (przedstawianej na kolejnych kadrach obrazowo i dosadnie), w każdym z nich pobrzmiewa nuta szaleństwa. Sęk w tym, że o ile w latach 80. podobne chwyty przecierały szlaki i torowały twórcom drogę do publikowania komiksów dojrzałych, w XXI wieku – po tym, jak pojęcie powieści graficznej przedefiniowały takie tytuły, jak Maus Arta Spiegelmana, Persepolis Marjane Satrapi, a na poletku superbohaterskim – Zabójczy żart (nomen omen, również autorstwa Alana Moore’a) – podobne zabiegi po prostu nie robią większego wrażenia. W stosunku do Strażników – kamienia milowego anglosaskiego komiksu – kontynuacja Johnsa jawi się jako fabuła naiwna i jednowymiarowa, a przez to zwyczajnie jednorazowa.

Ocalić ludzkość, kadr za kadrem

Ogromne wrażenie robi za to warstwa wizualna komiksu. Całość utrzymana jest w mrocznym klimacie, zgodnym z tonacją pierwowzoru. Realistyczna, szczegółowa kreska Garry’ego Franka doskonale oddaje brud środowiska, w którym obracają się bohaterowie, a przemoc i szaleństwo wydają się dzięki temu dużo bardziej dosadne. Szczególnie widoczne jest to w przypadku kadrów zawierających zbliżenia na twarze bohaterów; mimika i ekspresja zawierająca się w oczach postaci zdradza wszystko – wówczas zbędne są już dialogi.

Zbiorcze wydanie dwunastu zeszytów Zegara Zagłady ukazało się w Polsce nakładem wydawnictwa Egmont, które po raz kolejny udowodniło, że po prostu robi to bardzo dobrze. To pozycja sporych rozmiarów – nieco ponad 450 stron wydrukowanych na papierze kredowym w formacie 17×26 cm, oprawionych w twardą okładkę. Projekt graficzny oczywiście nawiązuje do charakterystycznej stylistyki Strażników – jaskrawożółta czcionka na czarnym tle i wszechobecny motyw zegarów, które odliczają kolejne minuty do północy. W ramach dodatkowych treści wydawnictwo zaproponowało przegląd alternatywnych okładek poszczególnych zeszytów, a także specjalnej serii okładek czarno-białych, nawiązujących do towarzyszącej pierwszemu wydaniu Strażników kampanii plakatowej przygotowanej przez samego Dave’a Gibbonsa.

Ni zwycięstwo, ni porażka

Można czytać Zegar Zagłady jako twór samodzielny, w oderwaniu od dziedzictwa kultowego pierwowzoru. Wówczas broni się on jako dość wartko napisany akcyjniak z ambicjami na wzbogacenie o elementy psychologiczne i komentarz socjopolityczny. Każdy, kto zna oryginalną powieść Moore’a, rozpozna jednak czczą mimikrę odcinającą kupony od popularnego tytułu. Wprawne oko dostrzeże, że w efektownym pozłotku kryje się przede wszystkim płytkość i merytoryczna pustka. Jeśli oczekujecie wyłącznie rozrywki – wydanie Egmontu nie tylko „dowiezie”, ale i bardzo ładnie zaprezentuje się na półce. Nawet jeśli obok postawicie Strażników.

Nasza ocena: 7.5/10

Perfectly drawn and published, but naive in its pronunciation and not entirely coherent in its plot, only simulating the depth of the source title. You read at your own risk!

PLOT: 6/10
THE VISUAL LAYER: 8/10
Characters: 6/10
EDITION: 10/10
Exit mobile version