Site icon Ostatnia Tawerna

I’ll pulverize you and then suck you up – review of the game “Anodyne 2: Return to Dust”

It’s time to start your adventure in the surreal world! However, is it worth it?

Surreal worlds are nothing new. Regardless of whether we are dealing with the works of Salvador Dali, Witkacy or David Lynch, the presented creations are characterized by at least a partial detachment from logic, visual coherence, showing extraordinary creatures and things as something normal and natural. It is no different with games, and certainly the Anodyne 2: Return to Dust universe  can proudly belong to this trend. However, is the unusual atmosphere enough to be able to speak of a good title in this case?

Sometimes big, sometimes small, my whole world

W dziele wydanym przez Analgesic Productions wcielamy się w Novę, nanoczyścicielkę mającą za zadanie oczyszczenie New Theland z niebezpiecznego nanopyłu, szkodzącego mieszkańcom świata zarówno fizycznie jak i psychicznie. Przygodę zaczynamy od turtorialu, gdzie budzimy się na plaży przed telewizorem, z którego nasz opiekun informuje, że jesteśmy w jaju i jeszcze się nie narodziliśmy. Jak widać, już od pierwszych chwil produkcja bombarduje nas surrealizmem świata przedstawionego, a z każdym naszym krokiem jest tylko coraz dziwniej. Karykaturalne postacie niezależne, wyglądające niczym zaprojektowane przez zespół kilkulatków, dziwaczne lokacje i zdolność przemieniania się protagonistki w samochód zdecydowanie nie pozwalają nam zapomnieć w jakim miejscu się znaleźliśmy.

Chyba mól książkowy, ale nie wiem

Rozgrywka została tu podzielona na dwa etapy: eksploracyjny, wykonany w trójwymiarze, oraz naszpikowany zagadkami dwuwymiarowy. W przypadku pierwszego podróżujemy po częściowo otwartym świecie poszukując ofiar złowieszczego nanopyłu. Gra zmusza nas do eksploracji poprzez brak jakichkolwiek wskaźników nakierowujących nas na cele, jak i przez rozstawienie znajdziek w trudno dostępnych miejscach. Ciężko tu jednak mówić o przyjemności z przemierzania terenów, gdyż te w przeważającej części składają się z całych połaci smutnej, nieciekawej i rozległej pustki. Anodyne 2 nie kryje się z inspirowaniem swoich rozwiązań starymi grami wydawanymi choćby na pierwsze PlayStation, lecz rozległość niezagospodarowanej przestrzeni naprawdę przytłacza. Wielkość lokacji jest nieprzemyślanie rozwleczona, oferując niewiele istotnych punktów, w dodatku nie zawsze wyróżniających się na tle niczego. Zdecydowanie lepiej wypadają momenty, gdy przenosimy się do dwuwymiarowych lochów, gdzie mierzymy się ze swymi nanoprzeciwnikami. Rozgrywka zmienia się tu w zabawę rodem z pierwszych odsłon Zeldy i trzeba przyznać, że daje ona frajdę. Zagadki nie są może specjalnie skomplikowane, lecz nie są też bezmyślnie trywialne, przez co z przyjemnością pokonuje się przeciwności środowiskowe i z uśmiechem na twarzy likwiduje przeciwników poprzez wystrzeliwanie w ich stronę wcześniej zassanych odkurzaczem głazów, bądź ich własnych kolegów. Aby jednak dostać się do znacznie ciekawszego nanoświata, po znalezieniu ofiary nanopyłu musimy przejść mini gierkę, w której niczym w Guitar Hero wciskamy odpowiednie klawisze we właściwych momentach. Wyjątkowo prosty, kompletnie niezsynchronizowany z lecącą w tle melodią powtarzalny etap wyraźnie wygląda na wciśnięty do gry na siłę i jego brak nijak nie wpłynąłby na pozostałą część zabawy.

To włosy, czy ręce, hmmm…

Pikselowa kanciastość i kanciasta pikseloza

Jak już wspomniałem, Anodyne 2 wizualnie wzoruje się na stylistyce retro, serwując nam prostą, rozpikselizowaną grafikę 3D rodem z początków tej technologii obok ośmiobitowych lochów. W przypadku tego pierwszego, prócz wspomnianej wcześniej pustki, w oczy rzuca się wszechobecna brzydota. Owszem, chcąc naśladować znacznie starsze gry raczej nie używa się nowszych rozwiązań graficznych, jednak w przypadku opisywanej produkcji słabość oraz niekiedy niechlujność nałożonych na proste bryły tekstur mocno rzuca się w oczy, a nieraz sprawia, że detale zlewają się ze sobą nie dając nam pewności, co jest istotną częścią wystroju, a co zwykłym podłożem czy ścianą. Zdecydowanie lepiej wyglądają dwuwymiarowe etapy, które swym drobiazgowym i ciekawym pikselartem wyjątkowo dobrze oddaja surrealizm świata przedstawionego.

O ile jednak w przypadku wizualnych aspektów mamy udane elementy, tak ścieżka dźwiękowa pozostawia wiele do życzenia. Muzyka owszem, jest dziwna, momentami niepokojąca i w pełni pasująca do surrealizmu, lecz zdecydowanie nie należy do przyjemnych. Przeraźliwie wysokie, piskliwe tony sprawiły, iż moim pierwszym odruchem po uruchomieniu gry było jej natychmiastowe przyciszenie. W odróżnieniu od brzydkiego designu, do którego z czasem da się przyzwyczaić, dźwięki wydobywające się z głośników drażniły mnie nieustannie, nie dając o sobie zapomnieć nawet na chwilę.

Wielka gruda nanopyłu – z tym właśnie się mierzymy

Brzydki, niechlujny trójwymiar, wielkie połacie pustej przestrzeni, wwiercająca się w uszy muzyka, a także nieraz wyjątkowo dłużące się przerywniki wypełnione masą tekstu odsuwają w cień przedstawioną historię pełną uczuć, zwątpień, nadziei i niejednokrotnego łamania czwartej ściany. Szkoda, bowiem fabuła zasługuje na znacznie lepszą ekspozycję.

Grę kupicie na GOG.com

Nasza ocena: 4/10

Interesting idea with mostly poor workmanship. It is a pity for the wasted potential.

SOUND: 1/10
STORY: 7/10
GRAPHICS: 3/10
GRYWALNOŚĆ: 6/10
Exit mobile version