Site icon Ostatnia Tawerna

Egzorcysta z różowymi dredami – „Neo Yokio” – podsumowanie 1. sezonu

Szefostwo Netflixa już jakiś czas temu ogłosiło, że będzie stawiało na tworzenie własnych produkcji niżeli kupno tytułów innych platform. Pomysł ten wydawał się dobry, zwłaszcza po sukcesie Daredevila czy Jessiki Jones. Niestety później pojawiły się takie seriale, jak na przykład skasowany po pierwszym sezonie Death Note, co wzbudziło niepokój wśród odbiorców. Czy w związku z tym Neo Yokio zasługuje na uwagę?

Magistokracja – a z czym to się je?

Według oficjalnego opisu serial opowiada o Kazie Kaanie, któremu w walce z nadprzyrodzonymi siłami towarzyszy wierny mechalokaj (tak, dobrze widzicie, to mech pełniący funkcję lokaja). Chłopak zajmuje specjalne miejsce w społeczności swojego miasta. Ze względu na to, że jest potomkiem egzorcystów sprowadzonych do Neo Yokio w XVIII wieku, musi co pewien czas przegonić jakiegoś złego demona. Większość ludzi posługujących się magią należy do grupy społecznej określonej mianem magistokracji (czyli magicznej arystokracji).

Wszystko brzmi fajnie i interesująco (trochę jak Nie z tego świata w wersji anime), tylko po co tam te wyższe sfery? Oczywiście nie wiążą się one z dystyngowanymi gentlemanami, a ciągłym marudzeniem (w każdym odcinku!) w co się ubrać i czy jest to wystarczająco eleganckie. Czasami czułam się, jakbym oglądała Plotkarę. Całości nie pomaga to, że główny bohater ma na głowie różowe dredy. Mężczyzny z taką fryzurą po prostu nie da się traktować poważnie. Z resztą Kaaz zachowuje się bardziej jak napalony nastolatek niż świetnie wyszkolony egzorcysta. To wszystko niezmiernie mnie dziwi, bo jest to serial przeznaczony dla widzów powyżej szesnastego roku życia. Chociaż myślę, że gdyby tak wyciąć wszystkie przekleństwa, spokojnie mogłyby się nim cieszyć i dzieci. Zwłaszcza że animacja jest bardzo kolorowa, a kreska przyjemna dla oka.

„Neo Yokio” – kadr z serialu

O co chodzi z tą muzyką klasyczną?

Muszę podkreślić, że intro jest fajnie zmontowane. Choć trochę mi zgrzyta muzyka klasyczna, bo nijak mi to pasuje do fabuły Neo Yokio. Pastelowe kolory w tle też pewnie odstraszą znaczną część przedstawicieli płci męskiej. Sam Kaaz zresztą jest bardzo metroseksualny, a jego wizerunkowi nie pomaga fakt ciągłego jojczenia po tym, jak zerwała z nim dziewczyna. Wróćmy jednak do kwestii udźwiękowienia. Głos głównemu bohaterowi podkłada Jaden Smith, mechalokajowi Jude Law, a ciotce protagonisty Susan Sarandon. Na liście płac znajduje się też Steve Buscemi, zatem mamy do czynienia z plejadą gwiazd, jeśli chodzi o dubbing. Pod tym względem nie mogę Neo Yokio nic zarzucić, no może tylko to, że mierzi mnie fakt braku japońskiej wersji językowej (bo jednak trochę mi w mózgu zgrzyta, gdy widzę japońską kreskę, a postaci mówią po angielsku…).

Jak na młodzieńca z wyższych sfer przystało, Kaaz uwielbia muzykę klasyczną. Ze względu na to zamiłowanie, instrumentalne arcydzieła przewijają się przez całe anime, co wychodzi bardzo nienaturalnie, a wręcz nadaje mu pompatycznego wyrazu.

„Neo Yokio” – kadr z serialu

Podsumowanie

Neo Yokio rozgrywa się w bliżej nieokreślonym czasie. Z jednej strony bohater ma na usługach mechalokaja, a z drugiej wciąż na świecie istnieje żelazna kurtyna, a mapy polityczne zamiast Rosji pokazują Związek Radziecki. Animacja jest tu poprawna i przyjemna dla oka. Pierwszy sezon ma jedynie sześć odcinków trwających dwadzieścia minut, zatem to produkcja w sam raz na raz. Kreacje bohaterów nie zachwycają, ponieważ zostali napisani dość sztampowo. Jednakże jeśli w drugim sezonie będzie więcej egzorcyzmów, a mniej mody i problemów życiowych Kaaza, z pewnością go obejrzę!

Nasza ocena: 8,2/10

Jeśli lubisz seriale o elicie danego miasta i muzykę klasyczną, ta produkcja Netflixa będzie jak szyta na miarę.

Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa wizualna: 9/10
Oprawa dźwiękowa: 10/10
Exit mobile version