Site icon Ostatnia Tawerna

Dwóch królów o Śpiących Królewnach – recenzja najnowszej powieści Stephena i Owena Kingów

Pora zmierzyć się z dziełem zaskakującym: ojciec i syn w swojej wspólnej powieści snują wizję  upadku patriarchalnego świata, upatrując jednocześnie źródeł dotychczasowej niedoli kobiet w porywczości mężczyzn, krytykując zarazem męską pierwotność. I choć duża część fabuły rozgrywa się w więzieniu i z udziałem więźniarek, ich przestępstwa tłumaczone są winą płci przeciwnej. Tak wyraźnie poprowadzony podział na dobrych i złych (ofiary i oprawców) może budzić kontrowersje.

Powieść podzielona jest na trzy części, czego dowiedziałam się dopiero podczas czytania. Nie miałam bowiem w ręku książki, lecz ebook w formacie epub. Z zaskakującą przyjemnością odkryłam, że istnieją sposoby czytania na tablecie bez szybkiego męczenia wzroku. Aplikacja  dostosowywała kolorystykę tła do oświetlenia – kto by pomyślał, że żółty kolor to jeden z najlepszych w tym wypadku. I choć nic nie zastąpi papierowej wersji, były momenty, w których doceniałam brak fizycznego ciężaru, ponieważ książka wciąga na tyle, by chcieć ją mieć przy sobie w wolnej chwili. Zmusza także do wielu refleksji, tak jak uwielbiane przeze mnie Pod kopułą, autorstwa samego Stephena Kinga. Dostrzegam jednak pewne podobieństwa w konstrukcji postaci, co sprawia, że muszę przyznać jedno, Pod kopułą wciąż dzielnie stoi na podium.

Ad fontes

Śpiące Królewny już samym tytułem nasuwają odczytanie fabuły w baśniowym kluczu. Utwory (spisane przez) braci Grimm uległy wielu modyfikacjom, próżno w ich współczesnych wersjach szukać drastycznych opisów, obecnych przecież w pierwowzorach, których rodowód jest krwawy, znacznie bliższy horrorom (i prozie Kinga seniora): Kopciuszek, któremu ptaszki wydrapał oczy; Wilk, który opił się krwi babci, a następnie poćwiartował staruszkę (na plasterki); Śpiąca Królewna, którą obudziły gryzące ją głodne niemowlęta poczęte z żonatym mężczyzną…* Czujecie ciarki?

Nauka płynąca z tych brutalnych opowieści bywa zbieżna: życie bywa okrutne, ale jeśli i ty się taki staniesz, spotka cię kara. Ciężko jednak odszukać w kingowych opowieściach poradę, gdzie znajduje się środek ciężkości tego, co jest moralne, a co nie. Nie edukacja okazuje się tutaj celem, lecz obnażenie natury człowieka. Autorzy w swojej najnowszej powieści stawiają czytelnika przed etycznymi wyzwaniami, atakują dynamizmem postaci, każą opowiedzieć się po jednej ze stron, a osadzają to na mogącym budzić kontrowersje twardym podziale. Oto patriarchat wystawiono na próbę, gdy kobiety masowo zasypiają oblepione kokonami, a postępowanie zaskoczonych (i rozgniewanych) mężczyzn prowadzi do chaosu społeczno-gospodarczego. Czytelnik zostaje przeniesiony do Dooling, ostatniego z miast dotkniętych „epidemią aurory”, gdzie zjawia się tajemnicza, wszechwiedząca Evie, przez którą miejscowi dzielą się na żądnych krwi i żądnych zgody. To przypowieściowa wizja apokalipsy o przemocy walczącej z rozumem – ale i prawdziwa odsłona legendy, obdzierająca wielkie czyny z wzniosłości.

Układanka

Kingowie tworzą też układankę z symboli – układankę dla czytelnika mającego chwilę, żeby się nią zająć. Bawią się rajem, dając nam Ewę, nadprzyrodzone drzewo i węża. Mamy też białego tygrysa, w którym dostrzegam Bai Hu, jednego z czterech Strażników Nieba. Z lisem pojawia się pewien problem: z jednej strony mitologia nordycka daje mu miano przewodnika dusz, przywiązanego do starych drzew, z drugiej natomiast blisko mu do japońskiego Kitsune o magicznych zdolnościach, będącego posłańcem bóstwa Inari – obydwa przypadki łączy natomiast przekonanie, że wspominane rude zwierzę może przybierać ludzką postać. Jednak nie o zagłębianie się w wierzenia mi chodzi, tylko o docenienie, że pojawiają się w tak, o dziwo, niesprzecznej kombinacji. Świat przedstawiony – jak zawsze u Kinga – ma swoją logikę, której się trzyma.

Ach śpij, kochanie

Śpiące Królewny to dzieło metafizyczne, pełne kingowego klimatu grozy, który sączy się z dylematów fabularnych. Jak jednak Stephen i Owen podzielili się wątkami? Czy książkowa relacja ojca i syna, została stworzona wspólnie, słowo po słowie, przy jednym biurku? W tym wypadku mam wrażenie, że zdarzenia opisywane z perspektywy Clinta należały, odpowiednio, do starszego stażem, a wątek Jareda przypadł młodszemu w tej parze twórców. Moja koncepcja nie posiada rozwinięcia, bo trudno znaleźć różnice w stylu, mogę się jedynie opierać na wrażeniu swoistego ciepła płynącego z ich wątku. W całej powieści niełatwo jednak o większe przywiązanie do postaci – jest ich wiele, ciężko byłoby określić głównych bohaterów. Aczkolwiek myślę, że tym razem mi to odpowiadało. Mogłam stać się każdym i nikim, mogłam poczuć się przynależna do całej grupy lub ją skrytykować. Dało to zaskakującą wolność w poruszaniu się po imaginarium świata tej powieści.

Gdyby Kingowie postanowili ponownie zasiąść wspólnie do kolejnej książki – przeczytałabym ją. A jeszcze chętniej zasiadłabym do opowiadania samego Owena, by przekonać się, co tak naprawdę zostaje w rodzinie, a co było sprawą ojcowskiej redakcji. Ciekawi mnie czy niedaleko pada jabłko od jabłoni, czy może ze stylem jest jak z głosem: choć czasem przez telefon brzmi się nie do odróżnienia od jednego z rodziców, to przecież ma się co innego do przekazania.

Ebook można zakupić na Virtualo.

*Zainteresowanych najwcześniejszymi wersjami znanych baśni odsyłam do książki Roberta Darntona, Wielka masakra kotów i inne epizody francuskiej historii kulturowej z 2012 roku.

Nasza ocena: 9/10

Kingowie popełnili bardzo dobrą powieść, trzymającą w napięciu, bazującą na wzbudzaniu ciekawości co do dalszych losów fabularnego świata – i zmuszającą do refleksji nad własnym.



Fabuła: 9/10
Bohaterowie: 8/10
Styl: 9/10
Korekta i redkacjia: 10/10
Exit mobile version