Site icon Ostatnia Tawerna

Doskonałość dla nikogo – recenzja gry „Frozen Synapse 2”

Frozen Synapse 2 jest kontynuacją ciepło przyjętej taktycznej strategii sprzed kilku lat. Przenosi ona znane z poprzednika elementy na nieco wyższy poziom, bo małe i zamknięte mapy zastępuje całkiem sporym otwartym miastem.

Wydana w 2011 roku turowa strategia Frozen Synapse zyskała bardzo przychylne opinie, ale oprócz grupki zapaleńców rynku, raczej nie podbiła. Tytuł w sumie najlepiej sprawdził się na PS Vita – na sprzęcie przenośnym jego taktyczna głębia uderzała jeszcze bardziej. „Dwójkę” ograłem w bardziej profesjonalnych warunkach, czyli przy użyciu myszki i klawiatury na domowym PC.

Prawie jak „Tron”

Premiera Frozen Synapse 2 przekładana była wiele razy, więc jeśli ktoś oczekiwał na tą produkcję studia Mode 7, mógł ją zwyczajnie przegapić. Sam nie przebierałem nogami ze zniecierpliwienia, ale kiedy zobaczyłem w połowie września, że tytuł jest już dostępny do ogrania, postanowiłem dać mu szansę.

W porównaniu z częścią pierwszą największe zmiany zaszły w strukturze gry. Jak wspomniałem wcześniej, zabrakło „tradycyjnego” podziału na mniejsze poziomy. Rozgrywka trybu fabularnego toczy się ma na jednej dużej mapie – generowanym proceduralnie mieście. Jak to zwykle przy otwartych światach bywa, wprowadzono element rywalizacji między poszczególnymi frakcjami. W walce o dominację nad metropolią bierze udział kilka zróżnicowanych stronnictw, a każde kieruje się ma własną ideologią i celami.

Byle do przodu

Produkcja polega na sterowaniu wyspecjalizowanymi jednostkami i wydawaniu im rozkazów, których wykonywanie obserwujemy po wznowieniu upływu czasu. Brzmi to może nieco jak gra z aktywną pauzą, ale to tylko bardzo niewielka część prawdy. Nietypowemu systemowi sterowania znacznie bliżej do turowego.

Pole walki obserwujemy z góry, a podczas naszej tury planujemy ruchy podległych jednostek. Kiedy już postanowimy gdzie podwładny ma się udać, w którą stronę ma patrzeć, gdzie celować, w którym momencie kucnąć albo chwilę zaczekać, w jakie miejsce się wycofywać lub po prostu do jakiego punktu dotrzeć, klikamy przycisk odpowiedzialny za realizację i…

… chciałem napisać, że dzieje się magia. Bo w pewnym sensie tak jest, ale zwykle po wielu, wielu próbach. Zanim uda nam się zaplanować i wyegzekwować szturm idealny, będziemy musieli się naprawdę sporo nagłowić. Każda potyczka to intelektualne wyzwanie, którego „rozgryzienie” nagradza nas soczystym, kilkusekundowym baletem śmierci. Obserwowanie naszych podległych, z chirurgiczną precyzją eliminujących kolejnych wrogów i realizujących kolejne założenia naszego chytrego planu są jednym z najbardziej satysfakcjonujących przeżyć, jakie zafundowały mi gry wideo.

Neonowa śmierć

Zanim zatwierdzimy zaplanowane akcje, możemy włączyć podgląd, aby upewnić się, czy nasze jednostki zachowują się zgodnie z planem. Oczywiście to, co zobaczymy w tym trybie, jest tylko częścią przyszłych wydarzeń – nigdy nie wiemy na pewno, co zrobi przeciwnik. Szczególnie biorąc pod uwagę, że jego tura rozgrywa się w tym samym momencie. W fazie planowania możemy wydawać polecenia również wrogom, jedynie na potrzeby podglądu następstw.

W przeciwieństwie do wielu innych turowych tytułów, jak choćby XCOM, w Frozen Synapse 2 nic nie jest pozostawione na łut szczęścia. Sterowane przez gracza postacie nie są opisane czynnikami decydującymi np. o szansie trafienia we wroga – wynosi ona zawsze 100%, oczywiście o ile dobrze poprowadziliśmy naszego żołdaka.

Już nie żyjesz – ale jeszcze o tym nie wiesz

Frozen Synapse 2, podobnie jak pierwowzór, rozwija skrzydła dopiero w wariancie wieloosobowym, gdzie gracze mogą toczyć ze sobą pojedynki w kilku różnych trybach rozgrywki. Ludzi chętnych do wspólnej zabawy nie brakuje (ale też nie wbijają na serwery drzwiami i oknami), a poziom starć bywa naprawdę ekstremalny. Albo mój zmysł planowania nie jest wcale taki skuteczny, jak mi się wydawało…

Frozen Synapse 2 operuje bardzo podobnym stylem graficznym, co jego pierwowzór sprzed paru lat. Całość utrzymana została w dość surowej formie oraz zimnej tonacji kolorystycznej, która przywodzi na myśl klimaty z filmu Tron. Szczerze mówiąc znacznie większe wrażenie zrobiłby na mnie bardziej „przyziemny” setting, który zastąpiłby świetliste bezpłciowe postacie współczesnym polem bitwy.

Największym problemem produkcji jest chyba jej dość mała przystępność. Ilość dostępnych funkcji i wariantów wydarzeń jest przytłaczająca – nie tylko na początku rozgrywki. Nie jest to wprawdzie stopień skomplikowania najbardziej zaawansowanych symulatorów, w których trzeba przejść 47 różnych procedur zanim w ogóle ruszymy maszynę z miejsca, ale myślę, że niewielu graczy będzie wystarczająco cierpliwych, aby przeprowadzić do końca jakąś spektakularną akcję.

Nasza ocena: 7,7/10

Weź Rainbow Six, XCOM, system turowy, aktywną pauzę i Tron w równych proporcjach. Całość wymieszaj w dużym garnku. Podawaj schłodzone.

Grafika: 7/10
Udźwiękowienie: 8/10
Grywalność: 7/10
Exit mobile version