Site icon Ostatnia Tawerna

Dokąd prowadzi droga stali i nadziei? – recenzja książki „Droga Stali i Nadziei”

Ile jest Metra w Metrze?

Najnowsze dzieło w uniwersum Metro 2033 autorstwa Dmitrija Manasypowa zrywa z przedstawieniem akcji, jakie propagował w swej trylogii pan Głuchowski. Wydarzenia ukazane przez tego pierwszego rozgrywają się bowiem na powierzchni, na terenie ówczesnej Rosji. W związku z czym, w jego Metrze, metro jako takie nie występuje. Nie jest nawet wspomniane. Trochę szkoda, gdyż powieść jest nim sygnowana. Czytając miałem często wrażenie, że czytam książkę z serii S.T.A.L.K.E.R. Noczkina albo Gołkowskiego.

Zgodny z uniwersum pozostaje właściwie tylko jego zalążek, to znaczy wojna atomowa, która doprowadziła do zniszczenia znanego nam świata. Manasypow całą resztę wymyślił sam. Ma swoje postaci, swoje anomalie, swoje mutanty i całą otoczkę. W odróżnieniu od Głuchowskiego, pisze w wymagający większego skupienia, miejscami chaotyczny sposób. Często używa długich zdań, dość trudnego słownictwa. Pomimo to widać, że nie jest amatorem. Moim jednak zdaniem, wiele akapitów dałoby się całkiem pominąć lub napisać składniej i wygodniej dla czytelnika. Kilka razy musiałem wracać parę linijek wyżej, gdy straciłem wątek i nie wiedziałem co się dzieje. Podczas lektury pogubić się nietrudno. Jeżeli umknie nam słowo lub drobny szczegół, od razu tracimy rozeznanie w tym, o czym czytamy. Sprawy nie ułatwia fakt, że tytuły rozdziałów są tak zakamuflowane w ich treści, że miałem problem, by rozszyfrować ich znaczenie.

Cliffhanger na cliffhangerze

Książka podzielona jest na piętnaście obszernych rozdziałów spiętych prologiem oraz epilogiem. Dzieło wieńczy natomiast kilka słów od autora. Manasypow przedstawia początkowo dość nudnawą historię, ukazując ją oczyma trójki protagonistów, żonglując perspektywami.

Każde przejście zakończone jest potężnym cliffhangerem. Znajdą się zwolennicy takiego rozwiązania, lecz mnie ono skutecznie wybijało z wczuwki i zniechęcało do aktualnej perspektywy. Oprócz tego, „normalne” rozdziały przetykane są także mniejszymi, zatytułowanymi Post mortem, a w nich autor opisuje… tak naprawdę nie do końca wiadomo, co i dlaczego. Zaledwie część z tych interludiów faktycznie służy fabule czy postaciom. Powieść posiada sporo wątków, które z powodzeniem można by ominąć, co w moim odczuciu uczyniłoby całość krótszą, ale także sporo treściwszą. Może dzięki nim pisarz chciał mocniej zapoczątkować historię i wprowadzić w nią czytelnika? Nie do końca się to udaje. Pierwsza połowa książki jest przez to nieco nudna. Czeka się na moment gdy coś się okaże, poznamy motyw przewodni. Moment ten niestety nie następuje. Nie pomaga też to, że aktualne wydarzenia są przemieszane z retrospekcjami bohaterów. Brakuje solidnego początku i odrobiny wyjaśnień. Niestety nie zawsze mamy pewność, czy czytamy o minionych wydarzeniach, czy właściwych przygodach protagonistów. Przeszłość pojedynczych postaci może zostać ujawniona w trakcie, poprzez krótki opis, lub dialog, niekoniecznie ujęta w osobny rozdział, który trochę na siłę wpycha się w główną historię.

Wszyscy na jedną

A skoro o dialogach i bohaterach mowa… Fabuła kręci się wokół młodej dziewczyny, obdarzonej darem swego rodzaju telepatii. Jedna z trzech pomniejszych historii przedstawia ją w towarzystwie niemłodego już stalkera Morhołta, a ten najprawdopodobniej widnieje na okładce książki, którą być może trzymacie w rękach. Młoda telepatka o imieniu Daria prosi mężczyznę o pomoc. Ich losy zazębiają się z motywem innego, młodszego wojownika, który zostaje zmuszony do odnalezienia protagonistki i odprowadzenia dziewczyny do wujka. Trzeci większy wątek z kolei dotyczy głównej antagonistki, major Wojnowskiej. Reprezentuje ona tajemniczy Zakon z równie tajemniczym, stojącym na jego czele Mistrzem, któremu także potrzebna jest młoda Daria. Major stawia sobie za punkt honoru schwytanie Daszki.

Wachlarz głównych bohaterów zgrabnie uzupełniają poboczne, niejednokrotnie bardziej wyraziste i ciekawsze postaci. Zwłaszcza w kwestii wypowiadania się. Na tej płaszczyźnie wyraźnie wyróżnia się jedynie rubaszny Morhołt. Dodatkowo przy tworzeniu postaci autor zdecydował się na pełną swobodę, wprowadzając zmutowanych ludzi posiadających kilka rąk, troje oczu czy skrzela. Każda jest jedyna w swoim rodzaju, co dodaje im charakteru. To samo tyczy się otaczającej bohaterów fauny i flory, gdyż całość wydarzeń rozgrywa się na wyniszczonej wojną ziemi.

Rozdziały opatrzone są co prawda danymi geograficznymi, wskazującymi nam, gdzie mają miejsce wydarzenia, aczkolwiek przydałaby się mapka, pokazująca chociażby odległości, jakie na tejże powierzchni pokonują protagoniści. Suche współrzędne niewiele mówią. Tak samo jak nazwy miejscowości, które są mało znane i mało charakterystyczne.

Im dalej w las…

Początkowo byłem rozczarowany mnogością i nieumiejętnym przeplataniem wątków oraz trudnością w odnalezieniu się w przedstawionej sytuacji. Przez pierwszą połowę powieści niewiele się dzieje, co nuży czytelnika. Nie ma syndromu jeszcze jednej strony. Im dalej jednak, tym robi się ciekawiej. Mniej więcej w połowie, trzy rozpoczęte historie zaczynają się scalać w jedną, a osobne dotąd wątki łączyć ze sobą. Jest o wiele więcej akcji, strzelanin, pościgów czy bijatyk. Fabuła nabiera rumieńców i rozpędza się. Chce się ją śledzić. Same, póki co niemrawe, postaci rozwijają skrzydła i dają się poznać. Jednakże ich archetypy są dość sztampowe, a przygody stanowią nierzadko mało wiarygodne zbiegi okoliczności. Mimo to, drugą połowę książki czyta się zdecydowanie lepiej, szybciej i przyjemniej. Nie brakuje także odniesień do innych tekstów kultury, przypominających nam, że akcja rozgrywa się w naszym własnym świecie, tylko, że po intensywnych, bombowych przeróbkach. Widząc te nawiązania uśmiechamy się, wyłapując jednocześnie ironię. Żarty bohaterów również stanowią ku temu powód, lecz zazwyczaj są jednak niewybredne. Fakt ten oraz dokładnie opisywana przemoc połączona z wulgaryzmami sprawiają, że jest to powieść skierowana do dorosłego czytelnika.

Zdecydowanie lepsza druga połowa dzieła kończy się nieco rozczarowująco, lecz pozostawia przyjemny niedosyt. Trzy historie w końcu się spotykają, tak samo jak protagoniści, ale po mocnej końcówce spodziewałem się czegoś innego. Czegoś, co podtrzymałoby apetyt na więcej, mimo, że jest on już spory.

Jak to wygląda jako całość?

No właśnie, nie bez wad. Powieść naprawdę ma swoje momenty. Niestety nie dostrzegłem ich zbyt wiele. Widać, że autor miał dobrze przygotowany koncept, wiedział, co chce przekazać, lecz sama forma przekazu nieco zawodzi. Zwłaszcza na początku. Biorąc pod uwagę jednak to, jak wszystko się rozwinęło, widać potencjał. Dodatkowo Manasypow jest dobrze przygotowany merytorycznie. Dostarcza rzetelnych opisów broni, pojazdów, urządzeń i maszyn. Inne opisy, choć miejscami przydługawe, dostarczają dużo informacji, pozwalając bez trudu wyobrazić sobie to, o czym czytamy, wychodząc naprzeciw intencjom autora. Pisarz dobrze przedstawia sceny balistyczne, potrafi budować napięcie. Dzięki temu można mieć nadzieję, że sequel kontynuując historię, która właściwie dopiero się rozpoczyna, rozwijając przy tym wątki protagonistów nie powtórzy błędów poprzedniczki. Jestem ciekaw jak potoczy się to dalej.

Warto?

Właściwie tak. Powieść w ogólnym rozrachunku nie jest zła, aczkolwiek są lepsze i to dużo lepsze. Sama książka jest pisana przyjemną dla oka czcionką. Okładka, tradycyjnie dla serii przedstawia jednego z bohaterów na pierwszym planie i krajobraz zniszczonej ziemi na drugim. Okazjonalnie zdarzają się literówki i błędy typu niewłaściwa końcówka wyrazu czy brak/niewłaściwy znak interpunkcyjny. Rzadko, ale jednak nieco psuje to odbiór całości. Manasypow raczy czytelnika niepowtarzalnym, lecz trudnym stylem. Większość postaci jest interesująca, przygody całkiem ciekawe. Główne założenie wymaga odrobiny ujednolicenia, tak samo jak prowadzenie poprzez wydarzenia. Historia potrafi być zajmująca, szkoda, że nie przez całą rozciągłość książki. Droga może stanowić dobry wstęp do całego uniwersum, ponieważ nie wymaga znajomości innych odsłon serii.

Exit mobile version