Dzisiaj świętujemy Dzień Gry w Karty. Z tej okazji przedstawiamy ulubione karcianki naszych redaktorów. My na pewno uczcimy to święto niejedną rozgrywką, do czego i Was zachęcamy.
Magic: The Gathering
Czy można sobie wyobrazić świat karcianek bez Magic: The Gathering? Ja osobiście nie potrafię. Wszak jest to jeden z prekursorów kolekcjonerskich gier karcianych oraz tzw. deck builderów, bez którego zapewne nie powstałoby kilka innych tytułów. Ponadto jego popularność zaskoczyła chyba nawet samego twórcę – Richarda Garfielda. To właśnie ten matematyk opracował cały system i w 1993 roku wydał go dzięki pomocy Wizards of the Coast. Choć od tamtego czasu minęło już 28 lat, M:TG wciąż cieszy się uznaniem wśród graczy i na chwilę obecną już uzyskał rangę prawdziwej legendy gatunku. Dodajmy, że wciąż powstają kolejne edycje, a liczba fanów ciągle rośnie.
Powstało także całe uniwersum opowiadające historię postaci, które zobaczyć możemy na kartach. Organizowane są także turnieje, podczas których gracze z całego świata mierzą się ze sobą o miano najlepszego, a przy okazji o nagrody. Dla zwycięzcy przewidziane jest nawet 70 000 dolarów! Jeśli i Wy graliście swego czasu w tę karciankę i wciąż macie karty ze starszych edycji, to może warto do nich zajrzeć. Kolekcjonerzy za unikaty są skłonni sporo zapłacić. Dotychczas najdroższa karta, Black Lotus z edycji Alpha, została sprzedana za 511 100 dolarów! Jednak sama gra to przecież nie pieniądze, a przyjemność płynąca z dobrej zabawy. A tej z pewnością będzie sporo zarówno przy konstruowaniu talii, jak i podczas samej rozgrywki. Siadajcie więc do stołów i dajcie się ponieść tej niezwykłej rozrywce!
Mindbug
Mindbug to mała, niepozorna gra, za którą stoi twórca takiej mało popularnej gry jak Magic: the Gathering. Mechanika jest w zasadzie zbliżona. W obydwu wystawiamy na pole walki potworki, które z pieśnią na ustach zranią naszego przeciwnika lub zginą, próbując.
W Mindbug nie mamy żadnej ekonomii, budowania puli zasobów – liczy się tylko zagrywanie kreatur. Pierwsza rzecz, która nas zadziwia, to dostępna pula kart. Jest ich 40 i są wspólne – na początku starcia każdy gracz dobiera 10, które stanowią jego talię. Potem z tych dziesięciu pięć dobieramy na rękę. Tylko tyle i aż tyle.
Drugim, głównym „twistem” w grze są tytułowe specjalne karty „mindbuga”, które przejmują właśnie wyłożoną kartę przeciwnika. Prosty zabieg, a za każdym razem mocno miesza w naszych planach. W tej grze często będziemy rozpatrywać sytuacje „zagrać potworka A czy B? A jest lepszy, ale jak go zagram, to przeciwnik mi go przejmie, B też jest dobry, a może podpuścić przeciwnika do przejęcia, wtedy A będzie bezpieczny”.
Mimo niewielu kart i zdolności potworów Mindbug zapewni nam dużo grywalności i regrywalności.
Urbanista
Lubię spore gry z dużą ilością elementów, ale najbardziej doceniam skromne projekty, które udowadniają, że czasem wystarczy raptem kilkadziesiąt kart, aby zrobić niebywale grywalną i genialną grę. W Urbaniście budujemy miasto z zaledwie piętnastu kart, a pozostałe trzy z osiemnastu mówią nam, za co otrzymamy punkty zwycięstwa, a zarazem określają nam próg, jaki musimy przekroczyć, aby zwyciężyć. Wydaje się proste, prawda? Ale ile tu czasem trzeba się nagłowić, nie mówiąc już o gigantycznej regrywalności, po prostu można w nią bez przerwy grać i grać. Jestem oczarowany tą pozycją, to po prostu najlepsza karcianka, w jaką dane mi było zagrać, a zarazem najlepsza gra solo. Urbanista jest najprawdziwszym brylantem w świecie gier planszowych!
Marvel Champions / Sentinels of the Multiverse
Jak lew jest królem dżungli, tak Marvel Champions jest królem karcianek. Uwierzcie mi, naprawdę chciałem tym razem napisać o czymś innym, ale mój kufer z kartami gniewnie warczy na samą myśl. Chwaliłem już tyle razy mnogość mechanik i modularność, że powtarzanie się mogłoby ujść tym razem za znęcanie, tak więc wspomnę o grze, która jest jej dalekim wujkiem i w pewnym sensie na pewno pierwowzorem (wiem, że jest AH i LOTR 🙂 ).
Sentinels of the Multiverse – gra w założeniu bardzo podobna, bazująca na fikcyjnym świecie superbohaterów stworzonym specjalnie dla niej, także modularna z wieloma opcjami, ale bez deck buildingu i z dużo większym udziałem liczenia; w niektórych zależnościach można się na tyle pogubić, że niektórzy przesiedli się na wersję ze Steama, jednak to nie dla mnie. Ja się przy Sentinels świetnie bawię, traktując je jako odmianę od Champions. Jednakże król jest tylko jeden – już nie mogę się doczekać następnych dodatków.
Amazonia
Amazonia wydana została pod koniec roku, ale zdecydowanie podbiła moje serce. Gra jest całkowicie ekologiczna, czyli żaden plastik nie ma prawa się pojawić. Do tego wszystko jest przemyślane i nic zbytnio nie lata po pudełku i są papierowe torebki. Rozgrywka polega na odpowiednim rozgrywaniu kart i dobieraniu ich w najkorzystniejszy sposób. Trzeba jednak pamiętać, że jak już człowiek pozbędzie się jakiegoś zestawu, to nie może do niego wrócić.
W Amazonię najlepiej gra się w dwie osoby, ale są również warianty dla trzech, czterech graczy oraz solowego działania. W tytule chodzi o to, żeby tak skompletować swoje karty, aby pokonać przeciwnika i przeciwdziałać kataklizmom, suszy czy chorobom. Nie ukrywam, że piękne grafiki i zielono-niebieskie barwy skutecznie przyciągnęły mnie do tytułu i nie żałuję.