Site icon Ostatnia Tawerna

Do trzech razy sztuka – recenzja 3. sezonu „Outlandera”

Choć z przyjemnością obejrzałam każdy odcinek, co jakiś czas ściągałam jednak różowe okulary. Outlander zachwyca zdjęciami na tyle, by Szkotka mieszkająca we mnie zaczęła wzdychać tęsknie do tych pięknych, zielonych wzgórz – i do Szkotów, rzecz jasna.

Podróże przez kamienie okazują się wynalazkiem wielokrotnego użytku. Małżeństwa trwają i są zawierane – jedno z nich jest tak nie na miejscu, że tylko dobre i mocne wino mogłoby przekonać widza do zasadności takiego zabiegu. Od pierwszego sezonu wiemy przecież, jak bardzo niestabilne są wariatki. I jak trudne są relacje bez miłości. Ujmujące jednak jest jedno: poświęcenie dla potomstwa.

Co za dużo, to niezdrowo

Na pochwałę zasługuje też wątek walki o pozycję kobiet i mniejszości etnicznych w latach 60’, zwłaszcza w sektorze kształcenia wyższego, lecz poświęcono mu zbyt mało uwagi. Skupienie się na tragedii rozdzielonych kochanków przesłoniło całkiem to, co miało większy potencjał. Oczywiście, że Outlander to dwa w jednym: dramat i romans – właśnie dlatego zdobył tyle fanek. Lecz za ten swój bogaty rys historyczny i odwagę w podejmowaniu trudnych etycznie tematów zyskał jeszcze więcej fanek– i fanów, którzy docenili inne, mniej romantyczne walory.

Kadr z „Outlandera”

Radujmy się

Historia ma wiele zwrotów akcji, dzieje się w różnych miejscach, przez co nie sposób się nudzić. Po odsunięciu na bok sceptycyzmu co do częstych przypadków i nagłych ocaleń, pozostaje czysta radość z sensacyjnego, przygodowego kina. Nietrudno też jest się wczuć w emocje targające naszymi ulubieńcami – raz stworzona więź między widzem a postacią nie ginie przez naciągane pomysły twórców – taka to już prosta zależność. Bardzo doceniam także wprowadzenie starych bohaterów, którzy już dawno zapowiadali się na ciekawe, złe charaktery. Ukłony należą się tym, którzy wracają na ekran w obłąkańczym stylu.

Mama Africa

Jedno pozostaje niezmienne: mój zachwyt nad oprawą muzyczną. W momencie pojawienia się na mapie Fraserów Afryki, intro uległo bębnianym modyfikacjom. Ach, cóż to za radość dla uszu… i oczu, gdy można przenieść się do kolejnej kolebki magicznego folkloru i poznać trudne problemy tego świata, a także nowe postacie – bo trzeba przyznać, kreacje aktorskie to mocna strona całego serialu.

Kadr z „Outlandera”

Dramat Fraserów to historia grubymi nićmi szyta, która przypomina podróż w 80 dni dookoła świata i Piratach z Karaibów. Zniknęła brutalność, od której odwracało się wzrok. Pojawiła się za to cecha, jakiej się tu nie spodziewałam: bohaterzy zaczęli być irytujący. Po tak długim czasie z Claire i Jamiem, a przy wprowadzeniu tylu nowych postaci, fabuła aż prosiła się o poświęcenie większej uwagi ekranowym świeżynkom. Pozostaję jednak fanką całej serii. Przymykam oko na dialogowe słodkości, którymi raczą się główni bohaterzy, i po prostu cieszę się, że dane mi było ponownie przenieść się do tego zwariowanego świata.

Nasza ocena: 8/10

Choć Outlander dalej zostanie w mojej osobistej topce (i nie chodzi tylko o nagi tors pana Frasera), trzeci sezon przesunął go niżej w zestawieniu. Ależ oczywiście, że trzeba go i tak obejrzeć!



Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 7/10
Oprawa muzyczna: 10/10
Oprawa wizualna: 9/10
Exit mobile version