Jeśli oglądając Wodny świat z Kevinem Costnerem, myśleliście, że ludzkość ma przekichane, powinniście zagrać w Diluvion. Produkcja studia Arachnid Games zabiera nas na Ziemię, która nie tylko została zalana przez epicki potop, ale także zamrożona na amen. Pozostali przy życiu ludzie są więc zmuszeni do egzystencji nie dość, że pod wodą, to jeszcze pod grubą warstwą lodu.
Ładnie narysowane (aczkolwiek trochę nudnawe) intro sugeruje, że jedno z bóstw, które tak urządziło nasz gatunek, gdzieś bardzo głęboko ukryło artefakt mający pozwolić wrócić na powierzchnię. Tutaj pojawia się oczywiście gracz. Niczym James Cameron musimy zbudować łódź, zdolną zabrać naszą dzielną załogę na samo dno, w celu uratowania ludzkości.
Pod wieloma względami tak, jednak żaden z elementów Diluvion nie został dopracowany i zamknięty w 100%. Wspaniały w założeniach świat rzeczywiście wciąga, jednak już po kilku godzinach grania zdajemy sobie sprawę, że w zasadzie widzieliśmy wszystko. Sterowanie pojazdem w każdym z dwóch trybów wydaje się chaotyczne i nieprecyzyjne, zaś warstwa strategiczna gry ogranicza się do rekrutowania załogi, zmieniającej z czasem statystki poszczególnych modułów okrętu. Także szeroko pojęty survival nieco rozczarowuje – gracz musi pilnować poziomu tlenu oraz zapasów pożywienia, jednak trzeba się nieźle natrudzić, aby któryś z niezbędnych do życia produktów faktycznie nam się skończył.
Trochę sobie ponarzekałem, ale nie można zapominać o plusach tytułu. Do tych należy bez wątpienia klimat – podwodna przygoda i odrobina baśni zostały polane sosem ze steampunku. Wydarzenia na ekranie podkreśla naprawdę śliczna i nienachalna muzyka, która nie nudzi się nawet po dłuższej sesji z grą.
Twórcy Diluvion chwalą się niebanalnym połączeniem grafiki 2D i 3D i choć z tą niebanalnością bym nie przesadzał, to faktycznie styl wizualny ich dzieła zapada w pamięć. Ręcznie rysowane postacie oraz wnętrza łodzi dają uczucie obcowania z dwoma różnymi produkcjami, które łączą się ze sobą w jedną (i to nawet spójną!) całość. Odkrywanie historii jest dzięki temu niepowtarzalnym przeżyciem.
Podwodna nawigacja sprawia wiele problemów, mimo iż mają nam w niej pomóc kompas, mapa oraz ławice złotych rybek wskazujące drogę do celu misji. Niestety pierwsze dwa wynalazki bywają nieczytelne i wręcz mylące, więc najczęściej korzysta się z trzeciej opcji. Tutaj też zdarzają się jednak problemy, gdyż taki nietypowy rybi drogowskaz potrafi czasem bez wyraźnego powodu… zniknąć.
Przemierzając dno oceanu, raz po raz trafiamy na ciekawe miejsca, które najczęściej związane są z naszymi poszukiwaniami tajemniczego artefaktu. Pewnie w rzeczywistości, pod powierzchnią zamarzniętej otchłani, faktycznie ciężko byłoby trafić na bogatą i kolorową florę czy faunę. Ale i tak grze przydałoby się nieco więcej lokacji do odwiedzenia, bo świat Diluvion – choć spory – często bywa dość pustawy. Jak na grę tworzoną przez niezależną od wielkich koncernów grupkę zapaleńców jest jednak całkiem nieźle.
Wszystkie problemy Diluvion związane są przede wszystkim z warstwą techniczną gry. Twórcy z Arachnid Games nie zostawili jednak swojego dziecka na pożarcie użytkownikom Steama i bardzo sprawnie odpowiadają na zgłoszone problemy, starając się oczywiście szybko je łatać. Widać wyraźnie, że wiele wspaniałych pomysłów nie zostało w grze do końca zrealizowanych – prawdopodobnie przez brak czasu, środków i doświadczenia.
Nie zmienia to jednak faktu, że Diluvion jest produkcją, po którą wręcz wypada sięgnąć. Ciekawy świat i mnóstwo nietypowych elementów sprawiają, że tytuł jest perełką wśród natłoku gier typu indie. Oczywiście problemy techniczne oraz charakterystyczne tempo i styl rozgrywki nie przypadną do gustu każdemu, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Ale jeśli masz w sobie duszę podwodniaka i szukasz w grach czegoś świeżego, Diluvion jest pozycją dla Ciebie! Osobiście nie uważam tych kilkunastu godzin z grą za czas stracony i po cichu liczę na nieco bardziej dopracowaną kontynuację.
________________________________________
Za tytuł do recenzji dziękujemy CDP.pl