Niewielka, lecz wielowątkowa historia faceta, który rozmawia z rzeczami. Rupiecie donoszą mu o tym, kto i gdzie przechodził. Wszystko na tle umierającego miasta.
Życie przedmiotów
Możliwe, że najciekawszą recenzję tego komiksu przeczytacie w Fakcie – i to właśnie świetne miejsce dla tekstu o Mieście wyrzutków. Myślę oczywiście o wydaniu papierowym, z brudzącą ręce farbą i wątpliwej jakości ilustracjami. Tym porzucanym w tramwajach, wielokrotnie składanym, w końcu wykorzystywanym do pakowania słoików i podobnych gospodarskich prac. Taka gazeta mogłaby spokojnie trafić na smętne, puste osiedla Juliena Lamberta, żeby szurał nią wiatr, aż w końcu może spotkałaby JEGO – faceta rozumiejącego przedmioty.
Francuski tytuł komiksu to Villevermine – miasto wyrzutków, jak przetłumaczył Jakub Syty, ale też „szkodników” czy „robactwa”. Narysowany przez Lamberta świat zawiera wszystkie te elementy. Wielkie opustoszałe budynki, w tym rdzewiejące i zżerane przez dziwny mech czy porosty kompleksy fabryczne. Zapuszczone dzielnice mieszkalne pełne przybudówek i bezpańskich przedmiotów. Rządzą w nich miejscowi mafiosi i bezdomne dzieciaki zorganizowane w coś w rodzaju gangów. Główny bohater tej historii, Jacques Peuplier, przemierza ten ponury obszar swoim ciężkim krokiem, zaczepiając po drodze bilboardy i niechciane przedmioty. Niektóre zabiera ze sobą do domu, zagraconej przystani, w której mieszka ze swoimi przyjaciółmi – rupieciami. Bo Jacques potrafi z nimi rozmawiać. Znacznie lepiej niż z ludźmi. Jak przystało na bohatera francuskiej literatury, zajmuje się on nie tylko zbieractwem – bywa również detektywem. Poszukuje zaginionych rzeczy i osób. Właśnie ze względu na tę profesję zostanie wmieszany w sprawę zaginięcia lub porwania młodej dziewczyny, siostry kilku oprychów, z którymi Jacques ściera się przy okazji jednej ze swoich spraw.
Robactwo okaże się największym problemem Miasta i Peupliera. Ten wątek ma wyraźne znamiona groteski i science fiction, pojawi się klasyczny złol… Ale nie uprzedając faktów: już na okładce i pierwszych stronach Jacques spotyka latającego, otoczonego muchami człowieka. Facet kręci się po całej mieścinie, sięga najwyższych okien, zagląda w różne zakamarki. Po co? Czy ma tajny plan? Dowiecie się na sam koniec tomu, kiedy wydarzenia potoczą się w tempie znacznie szybszym niż codzienne życie pokazane na początku komiksu.
Komiks frankofoński i manga
Styl Lamberta pewnie od razu skojarzy wam się z klasyczną francuską kreską, cienką, lekko rwaną, balansującą pomiędzy realizmem i cartoonowym stylem. Pomyślicie o Moebiusie czy wydawanym u nas ostatnio Manu Larcenecie. Ale rysownik wśród swoich inspiracji wymienia też mangę, interesująca go przede wszystkim pod względem dynami walk i interakcji między postaciami. Nie zobaczycie tego od razu, ale choreografia scen czy ich mocno filmowe kadrowanie rzeczywiście kojarzy się z japońskimi rysunkami. Także tło wydarzeń, zniszczone miasto, może przywodzić na myśl Inio Asano i innych współczesnych klasyków gatunku slice of life.
Zgodnie z tradycją mangi i bande dessinée, Miasto wyrzutków ma potencjał serii komiksowej. Na razie wyszły dwa tomy, a sam Mężczyzna, który zbierał rupiecie nie zamyka właściwie żadnego wątku, chociaż dowiecie się z niego sporo o samym mieście i kłębiących się w nim siłach dobra lub zła. Drugi ma niektóre podomykać. Lambert jakiś czas temu napisał kolejny, ale na razie nie ogłosiło go jeszcze żadne wydawnictwo.
Czytanie Lamberta, a zwłaszcza oglądanie jego kadrów, to na pewno spora przyjemność. Miasto wyrzutków jest melancholijne, trochę za sprawą niebiesko-szarej palety barw dominującej większość stron. Jego główny bohater to typ twardego wrażliwca i samotnika, co dodaje kolejną warstwę smętku. Równoważy ją fabuła znacznie zwiększająca tempo w miarę zbliżania się do ostatniej strony. To scenariuszowy debiut, ma pewne niedociągnięcia, chociaż można je sobie wytłumaczyć specyfiką umierającego powoli miasta, w którym dzieje się ferment, ale siły życia niekoniecznie równoważą rozkład.
Nasza ocena: 8,5/10
Autorski, melancholijny komiks ze świetną choreografią, pełnymi spleenu miejskimi pejzażami i kilkoma scenami walki. Trochę noir, a nawet horroru. Dla lubiących dziwaczne historie.
Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 8/10
Warstwa wizualna: 10/10
Wydanie i korekta: 9/10