Site icon Ostatnia Tawerna

Denji kontra świat – recenzja komiksu „Chainsaw Man”, t. 7-9

Chainsaw Man w krótkim czasie stał się jednym z największych bestsellerów mangowych ostatnich lat. Podczas gdy w Japonii fani czekają na wyjście drugiej serii (zapowiedzianej na trzeci kwartał 2022 roku), w Polsce pierwsza seria jeszcze się nie zakończyła.

Dostrzegam pewien problematyczny trend w japońskich dziełach, który roboczo nazwę „kreatywnym rozwolnieniem” (jeśli ktoś ma ciekawszy pomysł, to zapraszam do pisania propozycji w komentarzach). Otóż w zdecydowanej większości tytułów shōnen, z jakimi miałem ostatnio do czynienia, pojawiało się zdecydowanie za dużo postaci. Pal licho, gdy chodzi tylko o złoli, bo ich zawsze był spory wianuszek, by było kogo klepać po twarzach. Gorzej, gdy nadmiar odczuwalny jest wszędzie. W takim One Piece każda nowa wyspa oznacza wprowadzenie dziesiątek nieznanych bohaterów drugiego i trzeciego planu. Część z nich występuje tylko epizodycznie, lecz Eiichirō Oda potrafi czasem przywrócić zapomnianego pirata po tysiącach stron. Warto wspomnieć, że w takiej „Wojnie o Marineford” pojawia się Luffy z uciekinierami z więzienia, Białobrody (z czterdziestoma trzema załogami – sic!), Marynarka z admirałami, wiceadmirałami i pułkownikami, królewscy wojownicy mórz i tysiące bezimiennych wojaków najniższego szczebla. Podobnie w My Hero Academia, gdzie pojawia się dwadzieścioro uczniaków z klasy 1A i tyleż samo z klasy 1B, a oprócz tego postaci z innych klas, nauczyciele, profesjonalni herosi itp., itd.

Wincyj, wincyj, wincyj

I takie samo odczucie przesytu postaci pojawiło się u mnie w Chainsaw Man 7-9, choć pewne oznaki tego były widoczne już wcześniej. Po rozpierdusze spowodowanej przez pojedynek Reze (demona bomby) z Denjim istnienie tego drugiego przestaje być tajemnicą. Rządy różnych krajów chcą pozyskać dla siebie serce demona piły mechanicznej. I tu pojawia się wielość bohaterów, bo na polowanie udają się trzej bracia z USA, dwoje agentów z ZSRR (à propos, dlaczego takowe państwo wciąż trwa, nie zostaje wyjaśnione), Święty Mikołaj z Niemiec oraz „pierwsza łowczyni demonów” z Chin wraz z haremem magusek. Do tego dochodzą zupełnie nowe postaci, które mają ochronić Denjiego – zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy. Ja wiem, że fajnie jest tworzyć nowe postaci (sam rysuję, więc znam to uczucie), lecz umieralność w Chainsaw Man przebija nawet Grę o tron. Ciężko przyzwyczaić się do tych ludzi i demonów, gdy umierają oni kilkadziesiąt stron później.

Santa Claus is coming to… HELL

Moje nawiązanie do dzieła G.R.R. Martina nie jest przypadkowe, bo w Chainsaw Man również nie ma tzw. plot armor i ­­nawet pierwszy plan potrafi zostać wyeliminowany. Fujimoto jak chce, to potrafi zabić bohaterów w taki sposób, by czytelnikowi było smutno. Z każdym kolejnym tomem historia staje się coraz bardziej posępna, a tom 9 to już w ogóle majstersztyk w graniu na emocjach. Nie spoilując napiszę tylko, że jeszcze nigdy bitwa na śnieżki nie była tak brutalna.

A co z szaleństwem tak charakterystycznym dla poprzednich odsłon? Obecne! Większa ilość bohaterów pozwoliła Fujimoto na pokazanie kolejnych demonów i niesamowitych supermocy łowców. Taki wspomniany wcześniej Święty Mikołaj potrafi przemienić niczego nieświadomych przechodniów w mordercze lalki z wysuwanymi z kończyn ostrzami. Ostateczna forma łowcy (po wizycie w piekle) z kolei posiada kilkanaście ramion i nogi złożone z… głów lalek ustawionych jedna na drugiej (co wygląda, jakby zbudowane były one z czerepów minifigurek LEGO, gdyby klocki te tworzone były przez demony).

Pies-piła

Ponarzekałem na zbyt dużą liczbę bohaterów i ich szczątkowej charakteryzacji, lecz pod względem głównej obsady wciąż jest świetnie. Obserwowanie Denjiego, Power i Akiego dalej sprawia przyjemność. W dalszym ciągu wątki rozrywkowe napisane są w kreatywny i szalony sposób, choć jednocześnie Fujimoto potrafi dorzucić do wszystkiego całkiem poważne i smutne motywy. Zakończenie tomu 9 zwiastuje potężną burzę, dlatego też nie mogę doczekać się ostatnich dwóch odsłon.

Nasza ocena: 7/10

Fujimoto dostarcza więcej, mocniej i bardziej. I fajnie!

Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 7/10
Oprawa graficzna: 8/10
Wydanie: 7/10
Exit mobile version