Lubicie historie o międzyplanetarnych podróżach i opowieści o odległych światach? Zastanawiacie się czasem, czy Ziemia to jedyna zamieszkana planeta? Chcielibyście spotkać kiedyś przedstawiciela odległej cywilizacji? Jeśli przynajmniej raz odpowiedzieliście „tak” na któreś z pytań, to książka Becky Chambers powinna wam się spodobać, chociaż z pewnością nie jest to pozycja dla wszystkich. Ale po kolei!
Debiut z przytupem
Daleka droga… to debiut Becky Chambers, a autorka, aby ją wydać, postawiła wszystko na jedną kartę – od zawsze marzyła o napisaniu powieści science fiction, ale problemy finansowe uniemożliwiały jej skończenie książki. Postanowiła więc poprosić o pomoc innych i założyła kampanię na Kickstarterze, portalu, na którym internauci mogą wesprzeć różne ciekawe pomysły. Udało jej się zebrać fundusze i wydać Daleką drogę… własnymi siłami i, co rzadkie w wypadku self-publishingu, odnieść sukces.
Główną bohaterką powieści jest Rosemary Harper, młoda dziewczyna, która zatrudnia się na odbywającym międzygalaktyczne podróże statku Wędrowiec. Nowa praca ma jej pomóc rozpocząć kolejny etap w życiu i uciec od nieprzyjemnych wspomnień. Zostaje serdecznie przywitana przez kolegów, którzy stanowią prawdziwą kosmiczną mieszankę etniczną i kulturową. Ludzie w tym świecie nie są zbyt znaczącą i wysoko rozwiniętą rasą, Ziemia została skażona i tylko części jej mieszkańców udało się uciec na Marsa, i w przestrzeń kosmiczną. Od tego momentu muszą się starać dostosować i przetrwać.
Za to inne nacje radzą sobie całkiem nieźle i dominują we wszechświecie, załoga Wędrowca składa się między innymi z przypominającej gada pilotki Sissix, nawigatora, będącego jednocześnie dwoma osobami, czy niezwykłego kucharza, pochodzącego z tajemniczej, ginącej rasy, w której każdy osobnik podczas swojego życia zmienia płeć – rodzi się jako kobieta, a umiera jako mężczyzna.
Bardzo długa ekspozycja
Daleka droga do małej, gniewnej planety od samego początku była zaplanowana jako pierwszy tom dłuższej serii i to daje się odczuć w trakcie czytania. Tak właściwie cały czas mamy do czynienia z szczegółową ekspozycją – autorka stara się precyzyjnie i obszernie (książka w drukowanej wersji liczy czterysta dziewięćdziesiąt sześć stron!) przedstawić świat i bohaterów. Każda rasa oprócz unikalnego wyglądu posiada oryginalną tradycję i kulturę, zazwyczaj dowiadujemy się również, jak wygląda ich planeta, struktura społeczna, a czasami nawet na co chorują. Oczywiście cała historia zupełnie nie przypomina suchego akademickiego wykładu, przeciwnie – wszystko przedstawiono interesująco i spójnie, ale to mocno wpływa na tempo akcji – tak naprawdę w Drodze… nie za wiele się dzieje. Nasza ekipa dostaje zlecenie na przebicie tunelu kosmicznego, wyruszają w drogę, a my w międzyczasie stajemy się niejako świadkami tego, jak się zaprzyjaźniają, jak wygląda życie na statku i tym podobne. Jeśli ktoś lubi wartką akcję i szybkie tempo, to tu raczej się rozczaruje. Dopiero na samym końcu wydarzenia przyspieszają.
Język powieści jest zgrabny i przyjemny w odbiorze, tłumaczeniu i korekcie również nie można nic zarzucić. Daleką drogę… czyta się szybko i bez wysiłku, ale to bez wątpienia pozycja dla fanów gatunku. Wydaje mi się również, że może to być bardzo dobra propozycja dla młodszych czytelników, dopiero zaczynających swoją przygodę z science fiction, bo opowieści nie można uznać za zbyt trudną, brak w niej właściwie scen przemocy czy seksu.
Podsumowując – jeśli lubicie delektować się książkami i szukacie dłuższej lektury na jesienne wieczory, to sięgnijcie po Daleką drogę do małej, gniewnej planety, nie rozczarujecie się.
Ebooka możecie zakupić TUTAJ.
Nasza ocena: 7,2/10
Idealna propozycja dla fanów space oper i kameralnych opowieści.
Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 8/10
Styl: 7/10
Korekta i redakcja: 8/10