Site icon Ostatnia Tawerna

Czytelnik nie jest idiotą! „Znak kości” – recenzja książki

Patricia Briggs chyba ma swoich czytelników za półgłówków. To, że w drugim tomie ponownie tłumaczy na przykład zasady, w ramach których funkcjonuje stado wilkołaków, jeszcze jestem w stanie zrozumieć, może ktoś zdążył zapomnieć. Ale wałkowanie tego samego w części czwartej po prostu obraża moją inteligencję. A to dopiero początek…

Śnieżne elfy, duchy, wampiry i inne atrakcje…

Akcja Znaku kości rozgrywa się tuż po zakończeniu Pocałunku żelaza, w związku z czym ostrzegam, że w tym akapicie pojawią się spoilery do trzeciego tomu. Fani serii zapewne wiedzą, że Mercy została zgwałcona. Jak nietrudno się domyślić, kobiecie nie jest łatwo pozbierać się po traumie. Chyba właśnie realizm lubię w książkach Patricii Briggs najbardziej. Jej bohaterowie, pomimo szczególnych zdolności, są przyziemni. Mają problemy finansowe czy zdrowotne. Poza momentami, w których muszą sprostać jakiemuś nadprzyrodzonemu wyzwaniu, prowadzą normalne życie. Dzięki temu możemy się z nimi identyfikować, co wpływa na ogólną pozytywną opinię o serii.

Niestety mam wrażenie, że w Znaku kości dzieje się zbyt dużo. Niby to urban fantasy, zatem cechą charakterystyczną tegoż podgatunku jest występowanie wielu fantastycznych stworzeń i bytów wszelkiej maści i genezy, jednak ilość nie zawsze przekłada się na jakość. Mercy nie tylko zmaga się z samą sobą (występują u niej wyraźne symptomy zespołu stresu pourazowego), okazuje się, że musi wypić naważone piwo (chodzi mi oczywiście o awanturę z chmarą wampirów z Marsilią na czele), a na domiar złego koleżanka ze studiów prosi kobietę o pomoc w sprawie ducha nawiedzającego jej dom. Do konfliktu na linii Mercedes-wampiry włączają się oczywiście wilkołaki, bo Adam przecież będzie chronił ukochaną za wszelką cenę. Magiczny lud również zostaje wplątany w intrygę, jakby wampiry, wilkołaki, duchy i zmiennokształtna kobieta kojot nie wystarczyli, by zabawić czytelnika. Powiem szczerze, mi by wystarczyły wampiry, wilkołaki i Mercy…

Książka tylko dla kobiet?

Do tej pory nie rozumiałam zarzutu męskiego grona czytelników dotyczącego grupy docelowych czytelników. Po lekturze Znaku kości zwróciłam uwagę na mnogość scen erotycznych. Czy jest to jednak kwestia tak niesmaczna, jak opisują to panowie wypowiadający się na temat serii o Mercy na forach i grupach książkowych? Przyznam, że ja nie widzę różnicy w opisie scen zbliżenia w książkach autorstwa panów i pań. Przecież to oczywiste, że jeśli głównym bohaterem jest mężczyzna, podczas deskrypcji wyglądu obiektu jego westchnień oceniać będziemy na przykład krągłość bioder i biustu. Gdy jest odwrotnie, zwraca się uwagę na mięśnie ramion czy klatki piersiowej. Gdzie tu niby jest ten seksizm i ohyda? Panowie, polecam trochę dystansu, to nie literatura erotyczna a urban fantasy. Tych „ochów” i „achów” w stronę dobrze zbudowanych wilkołaków naprawdę nie jest tak dużo!

Podsumowanie

Znak kości zdecydowanie nie jest najlepszym tomem w serii. Przewidywalna główna intryga i nieco zbyt dużo atrakcji (ja po prostu wolę mniej a treściwiej) przełożyły się na to, że według mnie książka prezentuje średni poziom… Jednakże warto po tę pozycję sięgnąć, chociażby dlatego, by zobaczyć, jak rozwija się relacja pomiędzy Mercy a Adamem. Ponadto, jak już wspomniałam, bohaterka zmaga się z traumą i tu jest chyba przysłowiowy pies pogrzebany. To, co spotkało kobietę w Pocałunku żelaza, nieco utarło jej nosa (bo przecież wcześniej protagonistka najpierw działała, a potem się zastanawiała) i sprawiło, że postępowała bardziej zachowawczo. Ale spokojnie, bardziej nie znaczy ostrożnie. To nadal nasza bezczelna pani kojot, tylko nieco przygaszona i stłamszona przeżytym koszmarem. Im dalej w las, tym lepiej. W końcu czas leczy rany!

Nasza ocena: 8/10

Niby wszystko fajnie, ale strasznie ten Znak kości nijaki, to wszystko już po prostu było w poprzednich częściach.



Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 8/10
Styl: 8/10
Korekta i redakcja : 10/10
Exit mobile version