Kosmiczny wałek rozpłaszczający bezlitośnie wszystko na swojej drodze, długonosi protagoniści, oryginalna fabuła i naprawdę niepokojący przeciwnicy. Nie wiem jak Wy, ale ja uważam, że brzmi to jak całkiem fajna apokalipsa… W sam raz na jesienne wieczory!
Trochę Spore, trochę No Man’s Sky, trochę coś zupełnie innego…
Ponieważ podobał mi się zarówno symulator ewolucji, jak i ten, w którym można podróżować po niezbadanych zakamarkach wszechświata, wystarczyło jedno spojrzenie na survivalową przygodówkę, jaką jest The Eternal Cylinder stworzona przez studio ACE Team, bym bardzo szybko poczuła wielką potrzebę zagrania w ten tytuł. Oprawa wizualna automatycznie skojarzyła mi się zarówno ze starym Spore, jak i sporo świeższym No Man’s Sky – kosmici, żywe kolory i nierzadko dosyć zabawny design. Ale czy pod względem rozgrywki The Eternal Cylinder jest podobny do tych dwóch gier, z którymi na pierwszy rzut oka ma całkiem dużo wspólnego? Otóż… I tak, i nie. Są pewne podobne elementy, jak np. zbieranie surowców, kontakt z przeróżnymi formami życia, czy też element „ewoluowania” naszych bohaterów, ale w gruncie rzeczy The Eternal Cylinder prezentuje coś innego, świeżego oraz zdecydowanie przyjemnego. Bardzo interesującą cechą Cylindra jest coś, czego zupełnie się nie spodziewałam – jest to gra fabularna. Owa fabuła jest na bieżąco opisywana przez narratora o przyjemnym głosie w sposób przypominający jednocześnie film przyrodniczy oraz bajkę dla dzieci. Wychodzi z tego świetny miszmasz naukowej powagi z przeuroczą infantylnością.
Bundle of joy!
Głównym (zbiorowym) bohaterem opowieści jest gatunek dwunogich, trąbonosych Trebhumów – te niepozorne stworzonka, na pierwszy rzut oka będące fajtłapowatymi ofiarami, które swoje miejsce mają gdzieś na końcu łańcucha pokarmowego, są tak naprawdę zupełnie wyjątkowe! Wyjątkowość ta polega na tym, że nasze małe Trebhumy po spożyciu odpowiednich składników mogą czerpać z ich cech przeróżne korzyści. Działa tutaj dziecięca logika – po zjedzeniu włochatego owocu sami pokryjemy się meszkiem izolującym trebhumowe ciałko od nieprzyjaznego mrozu, po spożyciu kawałka skocznego zwierzęcia staniemy się kosmicznymi kangurami, natomiast niewielka rybka sprawi, że między palcami pojawi się błona pławna. To tylko trzy przykłady, a do odkrycia są ich dziesiątki! Możemy również łączyć ze sobą określone mutacje, dzięki czemu każdy z naszych podopiecznych będzie jedyny w swoim rodzaju. Ważne jest, by stadko Trebhumów było zróżnicowane, gdyż nigdy nie wiadomo, który z nich najlepiej sprawdzi się w konkretnej sytuacji. Ważnym aspektem jest dbanie o to, by okrągli kosmici byli dobrze odżywieni i napojeni, ale na szczęście o te potrzeby bardzo łatwo jest zadbać. Między stworzonkami możemy dowolnie przełączać się w każdej chwili, a cała reszta podążać będzie za wybranym przez nas przewodnikiem.
Z planszy na planszę
Podczas gry będziemy mieli możliwość eksplorowania różnorodnych lokacji rozmieszczonych w kilku biomach. Przenoszenie się z jednej części świata do następnej jest bardzo ciekawie rozwiązane – niszczycielski walec powstrzymywany jest przez filary, które musimy przekroczyć, by przed nim umknąć. Jesteśmy całkowicie bezpieczni, gdy Cylinder się na nich zatrzyma. Do momentu jego ponownego rozruchu (który w większości przypadków inicjujemy sami), mamy czas, by w spokoju zwiedzać dany skrawek terenu, podążać za fabułą, werbować nowe Trebhumy do naszego stada oraz rozwiązywać relatywnie proste zagadki. Olbrzymi niszczycielski walec nie jest jednak naszym jedynym problemem, gdyż wokół czyhają rodzime drapieżniki oraz w późniejszym czasie również Strażnicy Cylindra, o których trochę więcej informacji znajdziecie poniżej.
Co tak naprawdę jest „obce”?
Grając w gry zawsze choć trochę przenosimy się do „innego świata”. W przypadku Cylindra świat ten jest zupełnie inny od naszego – dziwny, pełen przeróżnych obcych form oraz kształtów, ba, jest wręcz absurdalny. Mimo to podczas grania wszystko szybko zaczyna nabierać dla nas sensu, oswajamy się z tymi wszystkimi śmiesznościami i w pewnym momencie rozgrywki pojawiają się Oni – przerażające istoty powiązane z niszczycielskim Cylindrem, których wygląd totalnie odbiega od fizyczności nawet najdziwaczniejszych mieszkańców dewastowanej planety. Jak wyglądają? Tutaj robi się ciekawie i niepokojąco jednocześnie – cylindrowe istoty to monstra złożone z mechanicznych oraz ludzkich części ciała. Chyba właśnie przez to, że są to trochę maszyny i trochę ludzie gra momentami zamieniała się dla mnie prawie w horror. Z jednej strony zabawny świat pociesznych kosmitów, z drugiej zaś przerażający przeciwnicy, którzy skojarzyli mi się z eksperymentami robionymi na zabawkach przez Sida z kultowej animacji Toy Story. Zanurzeni w abstrakcyjnym świecie Trebhumów zaczynamy zauważać, że z ich perspektywy kuriozalne są kształty, które otaczają nas na co dzień. Niesamowite, że nawet taki niepozorny tytuł może skłaniać do głębszych przemyśleń. Za to właśnie kocham gry!
Podsumowując…
The Eternal Cylinder jest jedną z tych gier, w które naprawdę warto jest zagrać choć raz i wyrobić sobie o niej zdanie. Dla mnie było to przyjemne doświadczenie z fajną oprawą graficzną oraz dźwiękową. Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej na ucieczce przed niszczycielskim kosmicznym walcem, prawdopodobnie w przyszłości sięgnę po ten tytuł jeszcze raz, ot tak, by znowu fajnie spędzić kilka wieczorów.
The Eternal Cylinder możecie zagrać na platformach: PC, PlayStation oraz Xbox.
Nasza ocena: 9/10
The Eternal Cylinder było naprawdę satysfakcjonującą przygodą. Dla każdego, kto ma ochotę na małą odskocznię od poważnej fabuły i chce poczuć się trochę jak dziecko, odkrywające strony naprawdę dziwacznej bajki.Grafika: 8/10
Udźwiękowienie: 9/10
Fabuła: 9/10
Grywalność: 10/10