„Tron: Dziedzictwo” to produkcja z 2010 roku, która za 170 mln dolarów zyskała rzeszę fanów na całym świecie. To właśnie oni wciąż czekają na jakieś informacje dotyczące kontynuacji przygód samego Sama Flynna.
Reżyser Joseph Kosinski udzielił ostatnio wywiadu, w którym zdradza, czemu wciąż nie wróciliśmy do świata z komputera.
„Tron 3” jest w stanie hibernacji. Nie jest martwy, żyje i czeka na właściwy moment. Musicie zwrócić uwagę, że kiedy nakręciliśmy „Tron: Dziedzictwo”, Disney nie był w posiadaniu Marvela ani Lucasfilm. Teraz mają zaś wszystko. Z punktu widzenia studia wygląda to więc tak, że mają określoną ilość pieniędzy na robienie filmów. I wybór jest prosty. Kolejne „Gwiezdne wojny” czy filmy Marvela zarabiają świetnie. Nowy „Tron” pewnie też by się sprzedał. Pytanie tylko: czy aż tak dobrze? Nie zobaczyliśmy nowej części ze względu na to, że Disney ma obecnie za dużo lukratywnych marek. To jednak nie znaczy, że nigdy go nie zobaczymy.
A co mieliśmy zobaczyć w trzeciej odsłonie?
Film miał nosić tytuł „Tron: Ascension”. Napisaliśmy około 80% scenariusza. Szło nam dobrze, zdradził Kosinski. Bardzo podobał mi się wyjściowy pomysł. Miał to być film o inwazji – ale z wnętrza maszyny – inny niż zazwyczaj. Zasugerowaliśmy to już w finale „Dziedzictwa”, gdy Quorra wydostała się na zewnątrz. Myślę, że to rozwija koncept „Trona” w sposób, który byłby ekscytujący. Do tego doszłoby ciekawe studium charakteru: Quorra jako „obca w obcym kraju”, próbująca zrozumieć, do którego świata należy.
Słowa reżysera w pewnym stopniu mogą napawać optymizmem. Przynajmniej wiemy, że ktoś nadal myśli o tym cyklu. Chcielibyście, aby powstała kontynuacja?
Źródło: comingsoon.net