Od polskiej premiery rozpoczynającego serię komiksu Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz autorstwa Eda Brubakera minęło prawie 5 lat. Teraz fani doczekali się prawdopodobnie ostatniego numeru, czyli Amerykańskich marzycieli. Czy jest to godny finał historii o Stevie Rogersie?
Steve, Bucky i inni
Ósmy tom przygód Kapitana Ameryki rozpoczynamy w miejscu, gdzie zakończył się Proces Kapitana Ameryki. Bucky Barnes trafia do rosyjskiego gułagu, Steve stara się go wyciągnąć w sposób legalny, przez co zostaje namówiony przez Nicka Fury’ego, by sięgnąć ponownie po tarczę, a w działaniach wspiera go Sam Wilson. Tymczasem Natasza Romanoff także próbuje odbić swego ukochanego, ale jej działania niekoniecznie są zgodne z prawem. O dziwo pomaga jej Peggy Carter. To jednak tylko jedna z kilku historii, które proponują nam twórcy i wydawcy. Dostajemy również wgląd w jubileuszowy album pełen różnych opowieści rozgrywających się na przestrzeni życia tytułowego bohatera. Na zakończenie przeczytać możemy także o tym, jak to Kapitan Ameryka trafia do dziwnego, alternatywnego świata zdominowanego przez Hydrę oraz spotyka klon samego Adolfa Hitlera!
Od kryminału do fantastyki
Przy omawianiu albumu Kapitan Ameryka: Amerykańscy marzyciele wspomnieć należy, że zapewne wiele osób myślało, że ostatnim numerem będzie Śmierć Kapitana Ameryki. Później pojawiły się wieści, jakoby seria miała zamknąć się na czwartym tomie. Tymczasem na nasz rynek trafiła już ósma część, która także posiada otwarte zakończenie i możliwość kontynuacji. Tyle że nawet gdyby Egmont sięgnął po kolejne numery, to pewne jest, że nie będą one już autorstwa Eda Brubakera. Zdobywca Nagrody Eisnera zakończył swój run ze Steve’em Rogersem, a my otrzymaliśmy praktycznie wszystko, co mogliśmy. Jak więc wypada zakończenie w wykonaniu autora? Cóż, zacznijmy od tego, że początek, czyli Zimowy Żołnierz, był kapitalny, a przez to twórca sam sobie wysoko postawił poprzeczkę. Mimo to udawało mu się do niej początkowo przynajmniej doskakiwać. Póki Brubaker trzymał się konwencji kryminału, wszystko wyglądało naprawdę dobrze i czytało się świetnie. Z czasem jednak poziom zaczął spadać, wydawało się, że scenarzyście brakowało pomysłów, i dostawaliśmy coraz więcej opowieści w klasycznym stylu „superhero”. Do tego mocno oklepanych. Pojawiał się złoczyńca, który chciał władać światem, pokonać Steve’a lub po prostu zabić jak najwięcej ludzi. Często bez motywacji, za to z niezłym planem. Oczywiście po początkowych problemach nasz Kapitan dawał sobie radę, zamykał drania, a następny już się pojawiał. Tego typu historie nadal przeplatane były całkiem niezłymi, ale całościowo wychodziły z tego średniaki. Nadzieję dał nam tom siódmy, czyli Odrodzenie, który wskoczył na właściwe tory. Jego kontynuacja wręcz zwala z nóg. Historia opowiadana z trzech perspektyw – Steve’a, Bucky’ego i Nataszy, to prawdziwy majstersztyk z wciągającą fabułą, którą czyta się jednym tchem. Tyle że jest to zaledwie 1/3 Amerykańskich marzycieli. Dalej przeczytać możemy wspomniany już numer jubileuszowy, do którego scenariusze pisało kilku autorów, w tym Howard Chaykin, Mike Benson czy Frank Tieri. I jest to ciekawostka idealna dla wszystkich fanów Kapitana. Krótkie historyjki z morałami pasujące do naszego superbohatera. Niestety całość psują ostatnie strony (a mówiąc ostatnie, mam na myśli blisko 1/3 komiksu). To już nie jest ani kryminał starający się o realizm, ani opowieść superhero. To już fantasy wymieszane z science-fiction, do tego mocno chaotyczne i momentami nielogiczne. Marvel nie raz przenosił nas do innych rzeczywistości, ale to, co dzieje się pod koniec ósmego tomu, to już jazda bez trzymanki. Być może tak pisany scenariusz znajdzie swoje grono fanów, ale raczej nie będą to osoby, które pokochały początki związku Rogersa z Brubakerem. Plusem w tym wszystkim jest fakt, że akcja gna tu jak szalona, więc i dość szybko przez przygodę przebrniemy.
Przekrój stylów
Za oprawę graficzną do Amerykańskich marzycieli odpowiada cała masa rysowników. Najwięcej pracy włożyli tu Butch Guice, Stefano Gaudiano, Steve McNiven i Alan Davis. Jednak swoje dołożyli także chociażby Ed McGuinness, Giuseppe Camuncoli czy Travis Charest. A to nadal nie wszyscy. Spowodowane jest to głównie wspomnianym jubileuszowym numerem, gdzie do pracy zaproszono kilku artystów. Każdy fan Marvela doskonale wie, że tego typu zabieg jest w Domu Pomysłów dość często stosowany. A jak wypadają kadry? Znów cofniemy się nieco w czasie i wspomnimy pierwsze numery Kapitana Ameryki wydane przez Egmont. Wówczas głównym rysownikiem był Steve Epting, który często za bardzo skupiał się na twarzach postaci, nie dając nam wglądu w akcję czy tła. Ta sytuacja jednak zmieniła się i z kolejnymi albumami robiło się coraz lepiej. W przypadku ósmego tomu naprawdę trudno mieć uwagi. Podobnie jak scenariusz do pierwszej części komiksu, tak i obrazki robią niesamowite wrażenie. Bucky Barnes w gułagu, poczynania Czarnej Wdowy czy polityczne roszady w wykonaniu Fury’ego są przepięknie narysowane i aż chce się do nich wracać. Piękny przekrój stylów zobaczyć możemy w omówionym numerze specjalnym. A końcówka, która fabularnie nie wypada najlepiej, ratuje się przyjemną dla oka, kolorową kreską w iście superbohaterskiej stylistyce. Do tego dochodzą alternatywne okładki, na które także warto zwrócić uwagę.
Na zakończenie
Ósmy tom Kapitana Ameryki autorstwa Eda Brubakera jest jak kilka poprzednich części. Ma momenty świetne i zapadające w pamięć, ale jest też nieco mocno rozczarowujących fragmentów, zaniżających ocenę całości. Lepiej spisali się natomiast rysownicy, do których trudno mieć uwagi. Ostatecznie jednak trzeba powiedzieć szczerze – jeśli ktoś zgromadził wszystkie dotychczasowe albumy, to trudno by pominął ostatni, więc zapewne zakupi go bez względu na recenzję. Z kolei osoby dotychczas nie zagłębiające się w serię nie odnajdą się w tym momencie. Zbyt wiele tu kontynuacji licznych wątków. Dlatego też sami najlepiej wiecie, do której grupy należycie i czy zostaniecie Amerykańskimi marzycielami.
Nasza ocena: 8/10
Zakończenie runu Eda Brubakera ma mocne i słabe fragmenty. Zapewne fani liczyli na coś więcej.
Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 9/10