Site icon Ostatnia Tawerna

Czy można poprawić perfekcję? Recenzja gry „Resident Evil 4 Remake”

Co prawda Resident Evil 4 nie jest najlepszą odsłoną, jednak muszę napisać, że było prawdziwym przełomem. To pierwsza pozycja w głównej serii, która z sukcesem porzuciła statyczną kamerę zmienną na rzecz trybu TPP (third person perspective), czyli bezpośrednio zza pleców bohatera. Dodatkowo powraca Leon S. Kennedy, którego mogliśmy polubić już w Resident Evil 2. Dziś jednak ten cudowny twór, z masą portów, reedycji i remasterów, mechanicznie bardzo się zestarzał. Sterowanie było nieintuicyjne, drewniane – wręcz przeszkadzało. Lokacje zaś – ze względu na ograniczenia technologiczne – bardzo tunelowe, a czasem wręcz klaustrofobiczne. W tym roku, konkretnie 23 marca 2023 roku, otrzymaliśmy pełnoprawny remake tej kultowej gry Capcomu. Czy warto po niego sięgnąć?

Trochę historii

Wróćmy do roku 1996, kiedy to pojawiło się pierwsze Resident Evil. Gra, która miała być nową formą innej produkcji o tytule Sweet Home, stała się jednak nową serią, bo już w 1998 dostaliśmy drugą część, a w 1999 – domknięcie historii Racoon City. Oczywiście był jeszcze pewien spin-off w postaci Resident Evil Survival, jednak muszę skupić się na częściach z głównej serii, bo tylko te dostają remaki.

Nim wspomnę o pierwszym odnowieniu od podstaw, nie mogę pominąć roku 2000, w którym wyszło na Dreamcasta Resident Evil Code: Veronica, które kontynuuje historię Redfieldów, czyli odpowiednio bohatera części pierwszej i bohaterki z drugiej odsłony. W 2002 roku pojawia się remake na konsolę GameCube, pierwsza odsłona dostaje swoje drugie życie, a właściwie trzecie i czwarte, bo dopiero po przeportowaniu odpowiednio na PS3, PS4, Xboxy i PC można mówić o sukcesie, a przynajmniej w Polsce, gdzie Nintendo nie miało szans z PlayStation 2. Dokładnie taki sam los spotkał spin-off serii, który wpisał się w kanon – Resident Evil 0, również z tego roku, pojawił się ekskluzywnie na GameCube’a, a później Wii, aż do 2016.

Wszystkie powyżej wymienione produkcje to najbardziej klasyczne survival horrory; kamera jest zmienna, ustalona dla danego kadru, mało amunicji, umiarkowana ilość przeciwników, niebywały klimat zaszczucia i zagadki. Resident Evil 4 debiutuje w 2005 roku i jest to najczęściej portowany i remasterowany tytuł w serii. Warto jednak wspomnieć o dwóch remake’ach, ponieważ są już na obecnym silniku graficznym Capcomu, czyli REngine. Resident Evil 2 Remake z 2019 to był strzał w dziesiątkę, przeniesienie klasyka na TPP, współczesne mechaniki i grafika, przy pełnym przebudowaniu przebiegu rozgrywki, ale nie trzonu fabularnego. Rok później to samo stało się z częścią trzecią, niestety nad nią pracował oddział amerykański firmy, a nie ten pierwotny, i wyszło, jak wyszło. Styl rozgrywki świetny, graficznie jeszcze lepiej niż w poprzedniczce, ale cięcia w lokacjach na rzecz aktywności jednoosobowego tower defense’a tylko po to, aby czas w grze był zbliżony do oryginału, nie przyjął się dobrze. Tak dobrnęliśmy do czwartego odnowienia u podstaw.

Piękna hiszpańska przygoda

Przejdę teraz do zmian, a jest ich bardzo dużo. Właściwie łatwiej wymienić, co się nie zmieniło względem pierwowzoru, a jest to główny wątek fabularny, czyli: porwano córkę prezydenta USA, wywiad ustalił, że została wywieziona do Hiszpanii i Leon zostaje wysłany, aby ją odbić. Wszystko inne zostało przekształcone całkowicie albo przebudowane tak, by miało znacznie więcej sensu. Oryginał miał wady w kilku miejscach, drewniane sterowanie, lokacje – zwłaszcza w dalszej części gry nieciekawe, a wręcz nudne. W nowej odsłonie poprawiono wszystkie te aspekty, chociaż nadal sekcja w zamku jest słabsza niż w wiosce, a wyspa trochę wytrąca z immersji, jednak każda lokacja została bardzo poprawiona i nie ma tego poczucia dłużenia się rozgrywki.

Usunięto całkowicie klasyczne QTE (quick time events) na rzecz blokowania i parowania nożem, dużo nowości jest również w uzbrojeniu. Porzucono granaty zapalające, usunięto broń specjalną PRL, a uważaną za bezużyteczną wyrzutnię min zamieniono na automatyczną kuszę z możliwością montażu ładunku wybuchowego na bełcie. Dodano za to dwa karabinki i jeden rodzaj granatów, więc arsenał w ogólnym rozrachunku jest podobny. Zwiększono również rolę handlarza – nie tylko jest naszym dostawcą uzbrojenia oraz umożliwia ulepszanie ekwipunku, ale także naprawia nasz sprzęt, daje nam małe zlecenia, które bardzo urozmaicają rozgrywkę. Tak, w remake’u noże i kamizelka mają swoje paski wytrzymałości, wymagają konserwacji – wydaje się to zbyt poważną zmianą, mnie jednak w ogóle to nie przeszkadzało, mimo że wpływa na kwestie finansowe.

Warto też napomknąć o nowince w kwestii skarbów i kamieni szlachetnych, otóż są teraz dwie klasy, mają po trzy kolory, same antyki zaś odpowiednio od dwóch do pięciu slotów, w które możemy taki kamień włożyć i zwiększyć wartość sprzedaży.

Ważną zmianą pojawiającą się w nowej odsłonie jest sama postać Ashley. W oryginale był to wrzód na czterech literach, na szczęście została napisana od zera, a aktorka głosowa nie ma tego irytującego stylu i barwy. Jasne, nadal musimy ją niańczyć, ale nie jest to frustrujące, a sama bohaterka też ma znacznie więcej zastosowań, niż tylko bycie celem. Sam fakt, że często pomaga dostać się w miejsca niedostępne dla samego Leona, jest dużym plusem. W bestiariuszu również mamy zmiany, przede wszystkim zniknął jeden z bossów, może w jakimś DLC znajdzie się dla niego miejsce. Dodatkowo zastąpiono dwa typy przeciwników z wyspy: grubasa z minigunem oraz drugiego z maczugą, na rosłego chłopa z maską krowy, który to występuje w różnych opcjach (nieuzbrojony, z potężnym młotem lub czymś w rodzaju szybkostrzelnej na ręcznej wyrzutni bełtów). Chociaż nad usunięciem U-3 ubolewam, wprowadzone zmiany lepiej wkomponowują się w przedstawiony świat w Resident Evil 4. Areny walki, dzięki mniejszym ograniczeniom sprzętowym, są znacznie lepiej przemyślane; chociaż więcej miejsca znacząco ułatwia potyczki, to przynajmniej nie są one irytujące, a po prostu zapewniają intensywne doznania.

Bez sprzętu nie podchodź

Pora, bym zobrazował kwestie techniczne wydania PC, bo tę opcję miałem okazję ogrywać. Nim przejdę do swoich doznań i spostrzeżeń, dodam, że sprawdziłem również opinie osób grających na konsolach i tam wszystko chodzi ładnie i płynnie, ogólnie bardzo dobrze. Na PC już tak kolorowo nie jest. Nie chodzi mi o to, że na moim Ryzenie 5 2600, GTX 1660Ti i 16GB RAM nie uzyskałem stabilnych 60FPS, a musiałem robić duże cięcia w ustawieniach graficznych, aby ich tyle było przy rozdzielczości 1080p. Adekwatnie w dwuletnim już Resident Evil Village z takimi samymi cięciami (ku przypomnieniu: to ten sam silnik graficzny) mam 120 klatek na sekundę. Sprowadza się to do tego, że Resident Evil 4 Remake wygląda jak ciut starszy brat, a działa gorzej, co doskonale pokazuje, że jest to pozycja dedykowana najnowszym technologiom. Patrząc na opcje w nastawach graficznych, jakbym zmienił procesor na R5 5600, a grafikę na RTX 3060 12GB VRAM (każdy wie, że te 8GB się nie opłaca) i może dla komfortu podwoił ilość pamięci operacyjnej, to mógłbym się cieszyć pełną paletą jakości w płynności godnej PC. To pokazuje, że jak ktoś ma na przykład PS5 i nie najnowszy komputer, to lepiej, aby wybrał grę na konsolę. Oczywiście nie twierdzę, że gra wygląda źle, bo jest bardzo ładna graficznie, bardziej uczulam, że zasoby potrzebne do uzyskania jakości są niewymierne względem konsol.

Kilka kwestii różnorakich

Jako fan i weteran serii śledzę opinie, ciekawostki i różne recenzje. Wiele bardzo negatywnych głosów kierowanych jest w kierunku nowej aktorki głosowej dla postaci Ady Wong. Trochę nie rozumiem tego żalu, jej barwa jest zupełnie inna od oryginału, ale tak samo dobrze użyta, dzięki czemu podkreśla wyrachowany charakter bohaterki. Dla mnie jest to duży plus, za to mam wiele do zarzucenia zmianie Krausera. Pierwotnie miał ciężki, gardłowy męski tembr, obecnie brzmi jak pierwszy lepszy facet spotkany na ulicy. Z postaci jest jeszcze Luis, którego już nie chciałem wciskać w kwestie zmian, jednak zapewne wielu ucieszy, że jest go więcej i ma większą rolę.

Skórki postaci to kolejna rzecz warta wspomnienia; w pierwowzorze mogliśmy odblokować dwa dodatkowe zestawy. Tu mamy jeden, ale za to w formie mikrotransakcji jest kilka zupełnie nowych. Osobiście nie popieram, ale przecież nikt nikogo nie zmusza do kupowania takich rzeczy.

W dodatkowych trybach też jest trochę biedniej, co prawda 7 kwietnia dodano The Mercenaries, jednak Seperated Ways, gdzie sterowaliśmy Adą, zniknął i nie ma żadnej informacji, czy powróci. Oczywiście możemy spodziewać się kolejnych DLC, bo gra sprzedała się bardzo dobrze, lecz nie wiadomo, czy będą darmowe. Tak jak nie mam nic przeciwko całkowicie nowym trybom, tak jeśli miałoby wrócić do gry coś, co zostało wcześniej usunięte tylko po to, żeby jeszcze troszkę zarobić… Sami oceńcie. Co do samego trybu Najemników – ja fanem nie jestem, jest ciekawszy od tego w oryginale, ale nie daje nic poza satysfakcją, więc tylko jak ktoś lubi taką rozgrywkę, poświęci mu więcej czasu.

Największa kontrowersją, o której można usłyszeć zwłaszcza wśród polskich odbiorców, jest brak języka polskiego, nawet napisów, zaś pełne zrusyfikowanie. Jasne, polityka sobie, a świat gier sobie, ale to na tyle duża sprawa, że odbierana jest jako potwarz. Mieli dość czasu do premiery, by coś z tym zrobić i wizerunkowo wypaść lepiej, jednak tego nie zrobili. Dla mnie to duży minus dla Capcomu. Sam brak bazowej polonizacji przełknęliśmy już przy Wiosce, a język w Residentach nie jest jakoś wybitnie skomplikowany, aby nie rozumieć, o co chodzi, więc mogli również pominąć rosyjski.

Platynowa pogoń, czyli podsumowanie

Pierwsze przejście zajęło mi niecałe 16 godzin; to bardzo dobry wynik, zważywszy że większość gier z serii jest bardziej na jedno posiedzenie. Dodatkowe wyzwania i ta przysłowiowa platyna zajęły mi prawie 57 godzin i powiem szczerze, że to prawie speedrun; laik spokojnie będzie miał o wiele więcej godzin świetnej zabawy, tym bardziej że niektóre wyzwania wymagają wręcz perfekcji. Nowa forma kreacji bardzo pozytywnie wpływa na chęć robienia kolejnych podejść. Zagadki, o których nie wspomniałem wcześniej, są idealnym przystankiem na rozruszanie umysłu pomiędzy kolejnymi starciami. Intensywność i ulepszenie wszystkiego, co było dobre w archaicznym już pierwowzorze, sprawia, że jest to remake doskonały, ale koronę pozostawiłbym części drugiej.

Nasza ocena: 9,2/10

Capcom kolejny raz pokazuje, że nadal potrafi robić remaki.

Grafika: 9/10
Udźwiękowienie: 9/10
Fabuła: 9/10
Grywalność: 10/10
Exit mobile version