Nim powstało MCU i zaplanowano kręcenie kolejnych części The Avengers, a filmy o superbohaterach nie wyglądały najlepiej, pojawił się pewien horror. Jedni uważają go za kultowy, a inni wolą o nim zapomnieć. Jednak ze względu na planowaną premierę Infinity War i ciągłą promocje filmu przypomnę wam, a być może odkryję jeszcze jednego mściciela. I choć nie należał on do studia Marvela, to ma sporo wspólnego z Kapitanem Ameryką, Thorem czy Hulkiem. Nie wierzycie? Przyjrzyjcie się wraz ze mną filmowi Toxic Avenger.
Horror klasy B
Nim przejdziemy do porównań, powiedzmy kilka słów o samym filmie. Toxic Avenger swoją premierę miał w maju 1984 roku, choć rozgłos zyskał dopiero rok później. Jest klasyfikowany jako: czarna komedia, film grozy, kino gore czy horror klasy B. Osobiście oznaczyłbym go nawet literką C lub D, co nie oznacza, że nie da się go oglądać. Wszak mówi się, że to ekranizacja kultowa. Należy więc podejść do niego z przymrużeniem oka oraz wziąć pod uwagę, że jest niskobudżetowy. A przede wszystkim trzeba nastawić się na dużą dawkę abstrakcji i… rozkoszować nim. Przejdźmy zatem do fabuły i porównań.
Steve, Bruce i… Melvin
Głównym bohaterem Toxic Avenger jest niejaki Melvin Junko – niezbyt rozgarnięty, chuderlawy nastolatek w okularach. Pracuje na siłowni, gdzie jest zwykłym sprzątaczem. Jeśli chodzi o jego posturę to od razu nasuwa się porównanie do Steve’a Rogersa, jeszcze zanim stał się Kapitanem Ameryką. Wprawdzie dzieli ich poziom inteligencji czy ambicje, ale obaj są słabi i wyśmiewani przez innych. Następnie nasz mściciel zostaje wrzucony do beczki z odpadami toksycznymi. Po tym zdarzeniu staje się potworem obdarzonym niezwykłą siłą. Już sami wiecie, z kim można go porównać. Choć prócz Hulka, przez myśl ponownie przeszedł mi nasz Kapitan, bowiem cała trójka nabrała mocy dzięki promieniowaniu czy niezwykłej substancji. U naszego bohatera rozwinął się też poziom inteligencji, a także nagle nauczył się on walczyć wręcz. Wyszedł na ulicę, aby pozbyć się licznych przestępców. Podczas pojedynków nie odczuwał bólu (może poza przypadkami, kiedy ciosy trafiały poniżej pasa). Jego znakiem rozpoznawczym stał się mop, którym wycierał twarze zabitych. Nazywano go więc Mop-Manem. A są też inni mściciele, słynący z dzierżenia przedmiotów. Na przykład młota.
Wracając do Melvina – mamy też scenę, w której sześciu bandytów otacza go z pistoletami i strzela w jego kierunku. Jednak bohater idealnie wyczuwa moment, aby uskoczyć przed kulami, przez co zbiry rażą ogniem siebie nawzajem. Czyżby pajęczy zmysł? Okazuje się też, że w Tromaville, w którym toczy się akcja filmu, władzę sprawuje skorumpowany burmistrz. Natomiast policji przewodzi kapitan niemieckiego pochodzenia, najwyraźniej sympatyk nazistów. Brakuje już tylko okrzyku Heil Hydra! I cameo Stana Lee.
Z przymrużeniem oka
Jak widać, Toxic Avenger ma jednak sporo wspólnego z The Avengers. To bhater ratujący świat przed złem, nazywany potworem, którego chce się pozbyć władza, kochany przez ludność, w której obronie staje. Porównań proszę jednak nie brać na poważnie. Wyszukiwałem ich z przymrużeniem oka, tak jak twórcy filmu traktowali całą jego produkcję. Na zakończenie wpadnie jeszcze ciekawostka. Nasz Mop-Man faktycznie mógłby pojawić się w Infinity War lub innym filmie MCU. Dlaczego? Obraz był tak popularny w latach osiemdziesiątych, że nie tylko doczekał się kolejnych części, ale zainteresowały się nim i większe wydawnictwa. Tak oto Marvel stworzył na jego bazie komiks o tym samym tytule i wydawał go w latach 1991-1992. A więc do boju, Toksyczny Mścicielu! Uratuj Ziemię przed Thanosem!
Wszystko co wychodzi z pod Tromy należy traktować z przymrużeniem oka 😛