Site icon Ostatnia Tawerna

Czy komputer to też rodzaj człowieka? – recenzja filmu „Tau”

TAU-MaikaMonroe_EdSkrein

Pełnometrażowe produkcje Netflixa to z pewnością jedna z największych niewiadomych dzisiejszej kinematografii. Filmowe eksperymenty niestety według opinii wielu częściej kończą się porażkami niż sukcesami. Jak zatem w tym zestawieniu wypada Tau?

Julia jest cwaniarą (jak nazywano ją w opisie filmu), żyje z podkradania wartościowych drobiazgów gościom nocnych klubów. Zarobione pieniądze skrzętnie odkłada, aby móc pójść na wymarzone studia. Wszystkie jej plany zdają się zostać przekreślone, gdy pewnego wieczora zostaje porwana ze swojego mieszkania i uwięziona w czymś, co przypomina „norę” szalonego naukowca.

Jeszcze nie android, ale już myśli o elektrycznych owcach

Tau rozkręca się powoli. Z początku wydaje się kolejną wariacją w stylu Piły czy Cube’a – z delikatną nutą klimatu starych filmów sci-fi. Z czasem jednak rozwija się we wciągający thriller psychologiczny, dość luźno dyskutujący z widzem o tym, czym właściwie jest sztuczna inteligencja? Czy posiadanie imienia sprawia, że maszyna staje się człowiekiem? A może Tau to tylko niedoskonałości kodu i jego chaotyczne reakcje czynią tego, jakby nie było, bohatera  bardziej ludzkim niż twórcę SI – maniaka kontroli i czystości?

Na te pytania film odpowiada, niestety, leniwie, dość topornie kreśląc postaci Aleksa (Ed Skrein, który pojawił się m.in. w Deadpoolu jako Ajax Francis), Julii (znanej z Coś za mną chodzi Maiki Monroe) oraz tytułowego Tau, czyli połączenia robota sprzątającego z morderczą maszyną o umyśle trzylatka. Jego wiedza jest ograniczona, co nadrabia ciekawością świata i ludzi, on naprawdę chce się dowiedzieć, jaki w istocie jest świat, w którym „żyje” – w przeciwieństwie do swojego twórcy Aleksa, bo ten jest przekonany o swoim geniuszu i dąży do stworzenia idealnej sztucznej inteligencji, mającej zmienić losy ludzkości.

Postać Tau zdecydowanie wiele zawdzięcza głosowi Gary’ego Oldmana, który budzi emocje nawet wtedy, gdy imituje beznamiętny ton komputerowego programu. Dziecięca ciekawość Tau i jego uporczywe domaganie się odpowiedzi są po prostu urocze, w dodatku niejednokrotnie czynią go bardziej ludzkim niż postać Aleksa. Pytanie czy Tau to już człowiek, czy jeszcze komputer przykleja się do widza na cały seans, aby ostatecznie pozostać bez wyraźnej odpowiedzi ze strony twórców.

Nieśmiało pączkująca relacja Tau z Julią jest przedstawiona w całkiem czarujący sposób, chociaż przyznać trzeba, że została oparta na znanych już od dawna mechanizmach; niemniej należy oddać Tau, że korzysta z nich w inteligentny i świadomy sposób.

Mimo to muszę napisać, że debiutancka produkcja Federico D’Alessandro nie jest filmem odkrywczym, a do dyskusji o prawach robotów nie wprowadza niczego nowego. Jako thriller Tau również nie wypada rewelacyjnie, najwyżej przyzwoicie, bo chociaż każdą kolejną próbę ucieczki podejmowaną przez Julię śledziłam z napięciem, to rytm wydarzeń fabuły był dość przewidywalny. Tym samym zadziwiający wydaje się fakt, że nie sposób zarzucić filmowi wtórności czy przynudzania.

Każdy trójkąt jest jednoznacznie wyznaczony przez swoje wierzchołki

To co jest najmocniejszym atutem Tau – to oprawa wizualna i muzyczna. Minimalistyczna scenografia zimnego, współczesnego domu skontrastowana jest z nasyconym kolorem zmiennym oświetleniem, które przywodzi na myśl stare film sci-fi, gdzie futuryzm leżał właśnie w zimnych, surowych kształtach i kolorowym oświetleniu. Ten efekt wyśmienicie podkreśla muzyka skomponowana przez Beara McCreary’ego (tworzył muzykę też do takich produkcji jak Cloverfield Lane 10 czy Outlander). Oparty na trójkącie design wizualizacji Tau czy sterowanego przez niego robota również świetnie wpisują się w ten zamysł, jednocześnie dodając klasycznej futurystycznej oprawie powiewu świeżości.

Pozostała dwójka głównych aktorów nie dała się przyćmić głosowi zdobywcy Oscara. Ed Skrein, jak zwykle, perfekcyjnie wpasował się w zimnego psychopatę, a Maika Monroe, podobnie jak w Coś za mną chodzi, idealnie kreuje postać, której wyrazistą cechą jest  zawadiacka determinacja. Wypada też przyznać, że pojawiająca się głównie w niezależnych produkcjach Maika Monroe to mały, nieoszlifowany diament talentu aktorskiego.

Tau z pewnością nie jest kinematograficznym objawieniem, jednak podobnie jak przywołane tu Coś za mną chodzi, to produkcja interesująca i na swój sposób świeża. W ofercie pełnometrażowych produkcji Netflixa to jedna z ciekawszych pozycji, przywracająca nadzieję w filmowe eksperymenty streamingowego potentata.

 

Nasza ocena: 7,5/10

Produkcja solidna i urocza – jak dziecięce dociekania Tau o naturę świata i ludzi.



Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 7/10
Oprawa wizualna: 8/10
Oprawa dźwiękowa: 8/10
Exit mobile version