Konflikt, który przez kilka sezonów napędzał fabułę najbardziej rozpoznawalnego serialu stacji AMC, ma się niedługo zakończyć. I to w sposób spektakularny i nieprzewidywalny.
O pracy nad finałowym epizodem opowiedział Scott M. Gimple – do niedawna showrunner TWD, obecnie producent zawiadujący wszystkimi projektami z tego uniwersum:
Byłem tam, wyczuwałem intensywne fluidy. To był bardzo trudny sezon. W tym odcinku pojawili się wszyscy, więc było pełno napięcia. W tym roku osiągnęliśmy emocjonalną granicę. Dodatkowo, ten finał nie podsumowuje wyłącznie ostatnich piętnastu odcinków. Angela, ja oraz scenarzyści, mówiliśmy od dawna, że to będzie podsumowanie pierwszych ośmiu sezonów serialu. The Walking Dead w przyszłym roku będzie w dużej mierze nowym serialem, z większą i nową historią.
Już wcześniej zapowiadano, że w wyjątkowo krwawym finale zobaczymy sporo zgonów. Teraz wielce prawdopodobne wydaje się, że zginie co najmniej kilku głównych bohaterów. Nawet wcielająca się w Carol Melissa McBride mówiła niedawno, że czytając scenariusz nie mogła uwierzyć w to, co spotka postacie, z którymi przyszło nam zżyć się przez osiem lat.
Mimo, że w finale mają pojawić się grupy z Kingdom, Alexandrii i Hilltop, a także Scavengers i Saviors pod dowództwem Negana, Gimple zapowiedział, że ostateczna walka nie będzie wielką sceną bitewną, na jaką pewnie przygotowują się fani. Według niego w ostatecznej potyczce chodzi o indywidualną sytuację poszczególnych postaci w tej walce.
Trudno dziwić się tak drastycznym zabiegom, jeżeli weźmiemy pod uwagę kiepskie wyniki oglądalności, które osiągał sezon ósmy. Serial wymaga drastycznych zmian lub zakończenia. A na to drugie raczej się nie zanosi – w przyszłym roku The Walking Dead powróci z dziewiątym sezonem i nową showrunnerką. Można jedynie spekulować, którzy z aktorów powrócą na plan, a dla których – podobnie, jak dla Chandlera Riggsa – podróż po świecie zombie skończy się wraz z ósmą serią.
Finał, noszący tytuł Wrath, ma zostać wyemitowany 15 kwietnia.